Piekielny plon „bałtyckich żniw” AD 1945 komandora Marinesko

Wydany w Italii film nt. wraka i bałtyckiej tragedii „Piekielnemu żniwiarzowi” Marinesko –

na pohybel,

ofiarom Wilhelma Gustloffa

wieczna pamięć w 70-lecie tragedii…

Kim był i co uczynił komandor Marinesko 

Aleksander Iwanowicz Marinesko (1913 – 1963). Urodził się w Odessie z matki Ukrainki i ojca Rumuna. W 1933 r. ukończył technikum morskie i zaczął pływać jako III i II oficer na parowcach. W listopadzie 1933 roku został powołany do radzieckiej marynarki wojennej i po ukończeniu kursu pływał jako nawigator na okręcie podwodnym Floty Bałtyckiej. Następnie służył jako zastępca dowódcy okrętu podwodnego D-1 (Dekabrist), po czym, w 1940 r. został dowódcą małego okrętu podwodnego M-96 serii XII (za najlepsze wyniki w szkoleniu) i został awansowany na kapitana-lejtnanta i nagrodzony złotym zegarkiem (!!!) Po rozpoczęciu wojny niemiecko-radzieckiej pływał bojowo, jako dowódca M-96 i uczestniczył w patrolach bojowych na Bałtyku, zaś 14. sierpnia 1942 r. zatopił niemiecką, ciężką barkę artyleryjską SAT-4 Helene, za co został odznaczony Orderem Lenina. Pomimo „problemów z dyscypliną”, czyli nadużywaniem alkoholu, pod koniec roku 1942 r. Marinesko został awansowany na komandora podporucznika. Za dalsze pijaństwa i kontakty seksualne z Finką, a więc „wrogiem” państwa sowieckiego Marinesko miał być oddany pod sąd wojenny. Miał jednak szczęście, a wiele tysięcy cywilnych Niemców straszne nieszczęście, bowiem przed postawieniem pod sąd przełożeni zezwolili mu „odkupić winy” i „wykazać się w walce”. W dniu 11. stycznia 1945 roku Marinesko wyszedł na swój piąty patrol bojowy na okręcie podwodnym S-13, który to uczynił go „najsłynniejszym” z radzieckich podwodniaków. Nocą 30. stycznia 1945 r. na krawędzi Ławicy Słupskiej jego S-13 zaatakował i storpedował na północ od Łeby największy (także na świecie) transportowiec niemiecki –  MS Wilhelm Gustloff , jak się okazało, wywożący rannych kadetów oraz uchodźców niemieckich z Prus Wschodnich.

Ss General von Steuben

S/s General von Steuben

Wraz z idącym na dnoi transportowcem utonęło, według różnych szacunków, od 9000 do 10000 niemieckich cywilów, marynarzy i żołnierzy, przez co jego zatopienie stało się najbardziej tragiczną, największą katastrofą w dziejach żeglugi (dla porównania na legendarnym RMS „Titanic” uległo zatopieniu ok. 1500 ludzi nań podróżujących i załogi). Nie dość tego. W dniu 10. lutego 1945 dowodzony przez Marinesko S-13 storpedował i zatopił u polskich wybrzeży transportowiec SS General von Steuben, na którym zginęło w lodowatej wodzie ok. 4000 Niemców – prawie połowę z nich stanowili ranni żołnierze. Dzięki temu Marinesko zatopił statki o największym łącznym tonażu spośród wszystkich radzieckich podwodniaków – 42 557 BRT.

Komandor Marinesko

Komandor Marinesko

A jednak Marinesko po powrocie nie otrzymał tytułu Bohatera Związku Radzieckiego, lecz „jedynie” Order Czerwonego Sztandaru. Został jednak „nie doceniony” i pomimo „zasług w niszczeniu faszystów” – rozkazem ministra marynarki wojennej Nikołaja Kuzniecowa z 13. września 1945 roku „za lekceważenie obowiązków, systematyczne pijaństwo i rozwiązłość obyczajową” komandora Marinesko odsunięto od służby na okrętach podwodnych i zdegradowano do rangi starszego lejtnanta. Pływał potem na statkach floty bałtyckiej, a za złodziejstwo trafił na „reedukację” do obozu na Kołymie. Zmarł w Leningradzie w 1963 r. Do 1990 r. władze sowieckie milczały na temat zatopienia MS Wilhelm Gustloff i autora tego „osiągnięcia militarnego”. Jednak 27 lat po śmierci, 5. maja 1990 Marinesko pośmiertnie otrzymał tytuł Bohatera Związku Radzieckiego. Jego imieniem nazwano muzeum łodzi podwodnych w Petersburgu. Jego pomniki powstały w Kaliningradzie, Kronsztadzie i Odessie. Takie są losy, „zasługi i sława” radzieckiego podwodniaka, który zabił największą ilość cywili, zgotowawszy im okrutną śmierć w lodowatej wodzie zimowego Bałtyku…

Zbrodnia(e) ukrywana nie tylko w Związku Radzieckim… 

Pięćdziesiąt siedem lat musiało minąć, żeby Niemcy mogli dowiedzieć się oficjalnie o zatajanej do tej pory prawdzie, dotyczącej największej morskiej tragedii, jaką było storpedowanie przez radziecką łódź podwodną, dowodzoną przez komandora Marinesko, największego wówczas na świecie statku – Wilhelm Gustloff z 11.000 tysiącami uchodźców na pokładzie, z czego mroźne odmęty morskie pochłonęły ok. 10.000. Prawidłowe określenie dla takiego stanu rzeczy – niemoralności postępowania – powinno być nazwane „uśmiercaniem prawdy”. Jest to adekwatne do podłości i cynizmu owego zatajenia, podobnie jak sprawy się miały ze Zbrodnią Katyńską, którą w 1945 r. w Norymberdze „dedykowano” Niemcom, a w 1989 r. sprawę odkłamał autor Pierestrojki – Gorbaczow. Warty odnotowanie jest także smutny fakt, iż przez długie lata oficjalnego milczenia nie znalazł się choćby jeden odważny, a liczący się, uznany na arenie międzynarodowej pisarz, który to tragiczne wydarzenie w artystycznej formie przedstawiłby światu i Niemcom oraz zakłamanym obywatelom ZSRR. Wiele zwyczajnych mordów, dokonanych na niemieckich cywilach przez  „Aliantów”, w czasie i po wojnie, było cynicznie ukrywanych w RFN i NRD (w drugim przypadku – ideologicznie oczywiste). Takim przykładem kłamliwego eufemizmu jest nazywanie przegranej wojny, „wyzwoleniem niemieckiego narodu z hitlerowskiej dyktatury” przez „naszych alianckich przyjaciół”. Należy pamiętać, że w owym „wyzwalaniu” wykazali tyle „ideologicznej czujności”, iż z zimną krwią, z okrucieństwem – nieraz dorównującym postawie nazistów – zabili z rozmysłem ok. 12 milionów Niemców, tak…

Jak do tego doszło? – W większości przypadków w postaci masowych morderstw na osobach cywilnych i jeńcach, gwałtów i wysiedleń. Znany jest fakt, że radzieccy sołdaci w Berlinie oblewali benzyną i podpalali żywcemjegomieszkańców, zaś w Gdańsku zgwałcili ok. 50 tys. gdańszczanek (dane niepełne). Trzeba z naciskiem podkreślić, że masowe gwałty na cywilnych Niemkach, to nie samowola żołnierska, a realizacja wytycznych ideologicznych Stalina, wyrażona ustami Ilji Erenburga, jego wiernego propagandzisty, a nawołującego radzieckich żołnierzy do tego, aby „złamać dumę kobiet niemieckich”. Ten łotrowski apel publikowany był w czerwonej prasie i rozrzucony w formie ulotek na Froncie Wschodnim.

Ehrenberg

Ilia Ehrenberg, ps. Erenburg

Zachodni Alianci zaś obrócili w gruzy i pył około 100 miast niemieckich (!!!), zabijając „przy okazji” setki tysięcy cywilów. Podczas bombardowania zupełnie pozbawionego przemysłu Drezna w lutym 1945 r., kiedy samoloty alianckie zrzuciły na miasto bomby zapalające, fosforowe i termitowe, spalając nie tylko ludzi w zawrotnej liczbie ponad 200 tys. ofiar (więcej niż w Hiroshimie i Nagasaki razem wziętych!!!), ale też obracając w popiół mury, cegły i kamienie! Również autorstwa Amerykanów jest  zagłodzenie na śmierć na przełomie 1945/1946 ok. miliona hitlerowskich jeńców, umieszczonych uprzednio w poniemieckich obozach śmierci. W obliczu tak karygodnych, nikczemnych zbrodni, zdumiewa fakt „kompletnego braku charakteru” u powojennych „elit” politycznych Niemiec, rządzących „z łaski” i za pozwoleniem zwycięzców, czyli Aliantów. Jest to przerażające i niepojęte, bowiem działo się to w „wolnym kraju”, a nie totalitarnym Związku Radzieckim, gdzie fałszowanie historii i dezinformacja społeczna były na porządku dziennym. I dlatego nie ma ten stan rzeczy odpowiednika w znanej historii „wolnego świata”…

Międzynarodowy klimat, sprzyjający zbrodniom i kłamstwom 

Nie tylko ludzie radzieccy, inspirowani przez ich „Słoneczko pokoju”, Stalina, drugiego po Mao Zedongu ideologicznego, potwornego mordercy, sprawcy ponad 60 mln. ofiar eksterminacji ideologicznej pośród wszystkich narodów Związku Radzieckiego (Mao unicestwił prawdopodobnie ok. 120 mln. Chińczyków!!!), ale także zachodni Alianci zapisali swą „czarną kartę” w światowej Księdze Ludobójstwa. Mieli także inspiratorów tego haniebnego postępowania, rzekomo tylko odwetowego. Taka moralna zapaść, czy po porostu degrengolada niby „dobrych ludzi”, polityków i historyków, moralnie zobowiązanych do obiektywizmu i postawy humanitarnej, jest nie do pojęcia w cywilizowanym świecie i jest oczywistym dowodem, że takie określenie programu działania wobec pokonanych w II wojnie światowej nie jest karą wobec nazistów, ale świadomym planowaniem eksterminacji narodu niemieckiego. Takie planowanie i działanie było jednak „oczywistością” w „odwetowej” strategii Aliantów. W USA i ZSRR opracowano wiele planów „wymazania” Niemiec i niemieckiego narodu z europejskiego kontynentu. Ludzie radzieccy swych planów nie ujawniali, ale działali tak, że wszem i wobec było wiadome, że nie walczą z Niemcami, ale eksterminują – w odwecie rzecz jasna – naród niemiecki. Amerykanie przygotowali i częściowo wprowadzili w życie dwie takie akcje, czyli plan „Germany Must Perish” (Niemcy muszą być zniszczone), autorstwa Theodore N. Kaufmana i tzw. „Morgenthauplan”, opracowany przez ministra finansów Henry Morgenthaua jr, w obu przypadkach politycznych doradców amerykańskiego prezydenta Roosevelta. Oba te plany charakteryzowały się chorobliwą nienawiścią do Niemców, graniczącą wprost z umysłowym fanatyzmem ich twórców.

Germany_Must_Perish

Dla jasności wiedzy o „stężeniu nienawiści” w oby tekstach, będzie zacytowany tu fragment, niewielki, ale charakterystyczny urywek oryginalnego tekstu Kaufmana: Ta wojna nie jest wojną przeciw Hitlerowi. Nie jest też prowadzona przeciwko Nazistom. Dla Niemiec istnieje tylko jedna kara: Niemcy trzeba zniszczyć raz na zawsze! Muszą umrzeć! I to w rzeczywistości! Nie tylko w wyobraźni! (…) Nie istnieje żadna droga pośrednia, żaden kompromis, żadne wyrównanie: Niemcy muszą umrzeć i na zawsze zniknąć z powierzchni ziemi! Ludność Niemiec wynosi 80 milionów, która rozkłada się równo na obie płcie. Żeby wyniszczyć Niemców trzeba około 48 milionów z nich wysterylizować (…).

Pozostawiam to bez komentarza.

Głos sprzeciwy wobec świadomych i bezkarnych zbrodni Aliantów 

Na początku lat 50. XX w. znany i ceniony amerykański historyk, Harry E. Barnes pisał: Ta niemiecka świadomość własnej odpowiedzialności za wywołanie wojny, stanowi wręcz nie do pojęcia przypadek bezprzykładnej manii obwiniania siebie, zupełnie nieznanej w historii ludzkości. Ja w każdym bądź razie nie znam podobnego w historii przypadku, iżby jakiś naród z taką wariacką manią przejął na siebie zaciemnioną winę tego politycznego przestępstwa, którego nie popełnił, nie uwzględniając przestępstw innych i przejmując całą winę za wybuch II wojny światowej na swoje barki. (Harry Barnes, “Perpetual War for perpetual Peace…”, Idaho 1953 r.).

Ten sam historyk potępił amerykański atak nuklearny na miasto Hiroshima, jako nie mający żadnego strategicznego znaczenia, nie mówiąc o jego moralnie odrażającym charakterze. Opublikował w piśmie “National Review”, 10. maja 1958 r. tekst „Hiroshima: Assault on a Beaten Foe?”, gdzie pisał: W styczniu 1945 Japończycy doszli do przekonania, że wojna jest przegrana i czynili wysiłki, aby zawrzeć pokój. Ich pokojowe propozycje szły tak daleko, że były niemal identyczne z warunkami, zaakceptowanymi przez nich w sierpniu, po wielomiesięcznych krwawych walkach na Pacyfiku i po zrzuceniu bomb atomowych na Hiroshimę i Nagasaki. Dlatego można mówić z bardzo wysokim prawdopodobieństwem o możliwości dobrowolnej kapitulacji Japonii już w lutym albo najdalej w początku marca. Takie wieści otrzymał prezydent USA od gen. MacArthura. Roosevelt zignorował rady generała i wyrzucił do kosza przekazane przez niego informacje. Jego komentarz do całej sprawy brzmiał: „MacArthur jest naszym największym generałem i naszym najbardziej kiepskim politykiem”. Pojechał do Jałty, gdzie poszedł na ustępstwa wobec Stalina, które pozwoliły stać się Związkowi Radzieckiemu dominującą potęgą na Dalekim Wschodzie i odegrać kluczową rolę w późniejszym zwycięstwie komunistów w Chinach. Dopuścił do tego, że krwawa wojna na Pacyfiku przedłużyła się bez żadnej wojskowej konieczności o dalsze sześć miesięcy. To tak dla zobrazowania iście psychopatycznej zawziętości Amerykanów i ich służalczości wobec bardziej jeszcze wyrafinowanego psychopatycznie i potwornie, nieporównywalnie z niczym okrutnego – Stalina.

Słów parę o historii MS Wilhelm Gustloff 

Wodowanie Gustloffa... Wodowanie Gustloffa… (Fot. www.wilhelmgustloff.com)

Kiedy w 1937 r. został zwodowany, jako pasażerski liniowiec, potężny statek Wilhelm Gustloff, nikomu nie przychodziło do głowy, jak tragiczny będzie jego koniec. Zapewne wyrok na tego morskiego giganta zapadł, kiedy MS Wilhelm Gustloff został mianowany flagowym okrętem nazistowskiej Kratf dur Freude, czyli „Siły przez Radość”, organizacji, która miała na celu organizowanie masowych imprez turystycznych i sportowych dla „ludu pracującego miast i wsi”. W ten to sposób hitlerowskie władze mogły złagodzić ewentualne „szemrania” wśród niemieckich robotników i chłopów oraz brak z ich strony wiary, iż narodowy socjalizm to ucieleśnienie „Raju na Ziemi”. Propaganda nazistowska piała z zachwytu, że w innych krajach tylko bogaci ludzie mogą pływać takimi statkami, zaś pod przychylnym okiem führera, Adolfa Hitlera nawet zwykli robotnicy mogli wybrać się w ekskluzywnych warunkach na rejs wypoczynkowy na Morze Śródziemne. Dla szwedzkiego historyka, Wetterholma, absolutną nowością było, iż: Wilhelm Gustloff miał tylko jedną klasę. Wszyscy pasażerowie mieli takie same kajuty. Tylko dwie były lepiej wyposażone, były to pomieszczenia dla specjalnych gości. A ten wyjątkowy gość, to w oczywiście Adolf Hitler, który jednak nigdy nie zdecydował się na rejs Gustloffem. Ciekawostką jest, że zbudowany w Hamburgu statek miał najpierw nosić imię Adolf Hitler, ale on sam nie wyraził na to zgody, bowiem miał awersję do podróży morskich. W zamian wybrano na patrona Wilhelma Gustloffa, męża osobistej sekretarki Führera – nazisty, który niedługo wcześniej zginął w Szwajcarii z rąk żydowskiego studenta…

Reklama Kratf dur Freude z Gustloffem jako zachętąReklama Kratf dur Freude z Gustloffem jako zachętą

Dane techniczne m/s Wilhelm Gustloff

Wodowanie: 5.05.1937 – ukończenie: 15.03.1938

Wyporność 25.484 BRT

Długość 208,5 m, szerokość 23,59 m, zanurzenie 6,5 m

4 silniki MAN, 9500 KM, 2 śruby, szybkość 15,5 w

Zasięg 12000 Mm szybkości 15 w. (przy zużyciu 1580 t. oleju)

221 kabin dwuosobowych i 239 czteroosobowych

Swój chrzest bojowy przeszedł pasażerski gigant w 1939 r., kiedy to wraz z innymi okrętami brał udział w akcji transportowania niemieckich żołnierzy – posiłków dla gen. Franco w wojnie domowej w Hiszpanii. Po 1. września, Wilhelm Gustloff wykorzystany był do ewakuacji z Gdańska niemieckich żołnierzy, rannych w walkach z Polakami w czasie Wojny Obronnej 1939 (nie Kampanii Wrześniowej, co umniejsza rangę militarnego wydarzenia). Potem długo stał bezczynnie, bo nie miał zadań na Bałtyku…

Stettin, "Wilhelm Gustloff" als Lazarettschiff

Gustloff jako lazaret. Szczecin 1939-1940

Kiedy do Pomorza zbliżał się front i widmo radzieckich okrucieństw wraz z nim, Niemcy przypomnieli sobie o Wilhelmie Gustloffie. Ze względu na swoje okazałe rozmiary mógł on zaokrętować wielu uciekających przed Armią Czerwoną. Tak komentuje to szwedzki historyk, Wetterholm: – Ludzie napływali zewsząd, tłumy, tłumy ludzi. Przyjeżdżali z bagażami, z całym swoim dobytkiem. Ale na pokład «Gustloffa» można było wziąć jedną walizkę. Można powiedzieć, że ci ludzie brali na pokład własne życie, na nic więcej im nie pozwolono”. Informuje także o zaistniałym przed rejsem nielegalnym handlu przepustkami i wielu oszustwach, z tym związanych. Zdarzały się także zdarzenia humorystyczne. Oto przykład: – Jedna rodzina chciała zabrać na pokład kota, ale nie pozwalano im, ponoć nie było miejsca. Zdecydowali się na podstęp, kot miał dostać specjalny zastrzyk i udawać nieżywego i łatwego do ukrycia – relacjonuje szwedzki autor książki: Morze Śmierci. Bałtyk 1945. A teraz…

Co się zdarzyło nocą 30. stycznia na Ławicy Słupskiej? 

30. stycznia 1945 roku statek wypłynął w morze. Miały go ochraniać dwie jednostki morskie Kriegs Marine, ale na jednym z okrętów zdefektował silnik. Wilhelma Gustloffa eskortował więc tylko pojedynczy torpedowiec. I nagle, gdy Gustloff wychodził w morze, w jego stronę popłynął inny statek z uchodźcami. Było tam około 600 osób, którzy chcieli dostać się na pokład morskiego giganta. Ludzie krzyczeli: „Zabierzcie nas!”. Kapitan Gustloffa zatrzymał statek, a kilkaset osób wciągnięto na pokład. Jak się potem okazało, kilkaset ofiar więcej…

Jeszcze tej samej nocy były niemiecki wycieczkowiec, teraz transportowiec Kriegs Marine, w tragicznym dniu i nocy 30. stycznia 1945 r. zaciemniony i konwojowany został zaatakowany przez radziecką łódź podwodną S-13 pod dowództwem komandora Marinesko. Wystarczyło kilka morderczych torped i nieco ponad godzina, by dwustumetrowy kolos przy straszliwych dźwiękach pękającej i deformowanej stali i krzykach tonących w lodowatym morzu ludzi, zniknął pod powierzchnią wody na wysokości Łeby…

Teraz trochę istotnych faktów. To była zimna noc. Według relacji, które zebrał szwedzki historyk Wetterholm, już podczas rejsu zdarzało się, że na pokładzie ludzie zamarzali na śmierć. Kiedy Gustloff został trafiony, a tysiące osób znalazło się w lodowatej wodzie, wystarczyły minuty, by morze pokryły trupyzamarzniętych na kość ludzi. – Temperatura wody: około 4 stopni, temperatura powietrza: minus 18 stopni… Wiał lodowaty wiatr, padał śnieg. To były straszne warunki – opisuje Wetterholm. Dla pełni tragizmu dodać trzeba, że ludzie ginęli nie tylko w lodowatej wodzie. Kilkaset kobiet ze służby pomocniczej, które na początku rejsu zakwaterowano w pomieszczeniu z osuszonym basenem, zginęły niemal od razu na skutek wdarcia się tam wody i niemożności ewakuacji uwięzionych. Inny świadek (notabene chwilę wcześniej, zanim statek trafiła pierwsza torpeda, czytał w swojej kajucie książkę… „Tragedia Titanica”!!!), a który rozmawiał ze szwedzkim historykiem Wetterholmem przypomina sobie dźwięk zamykanych grobli i jego rozpaczliwy bieg, by zdążyć, zanim zostanie odcięty od górnego pokładu. Jemu się udało, innym nie, zginęli zatopieni w stalowej, lodowatej trumnie…

gustloff1_min_600x401

Claes-Göran Wetterholm, szwedzki pisarz i historyk rozmawiał z ludźmi, którzy przeżyli katastrofę Gustloffa

(Fot. P. Olejarczyk)

Ciężko ranni żołnierze, młodzi kadeci Luftwaffe, nie mieli szans na ucieczkę, podobnie jak osłabione porodem matki, których dzieci zostały urodzone już na statku (jako miejsce urodzenia, w dokumentach zapisywano im aktualne położenie Gustloffa). Niemcy od razu zorganizowali akcję ratunkową. Ale Natura byłą złowrogo nieubłagana, przeżycie w lodowatej wodzie czekało nielicznych. Według różnych szacunków, uratowało się ponad 1000 pasażerów tragicznego rejsu. Lecz czy należy być „cicho nad tą stalową trumną”, co?

Posłowie. Epitafium na sfalowanym morzu 

Chyba nie, zdecydowanie: nie! Pytanie, na pewno nie retoryczne, które wciąż pozostaje aktualne, brzmi tak: jak oceniać owo tragiczne wydarzenie w kontekście bestialskiego, zwłaszcza na Froncie Wschodnim i w niezliczonych Koncentracion Lager w bez małą całej okupowanej Europie, zachowania Niemców w czasie tej potwornej wojny? Myślę, że dla wielu myślących i czujących ludzi współczucie dla ofiar Gustloffa jest naturalnym odruchem serca, bowiem śmierć cywili, ludzi nie biorących udziału w wojnie i jej okrucieństwach. Ale czy jest podobnie w przypadku tych, kogoś, kto doświadczył realnych, okrutnych krzywd od Niemców? Nie takie to oczywiste, bowiem dla wielu, nie tylko ofiar, za zbrodnie Hitlera, ich legalizację odpowiada cały Naród Niemiecki. I to chyba nie jest prawdziwe, ale nie ma dymu bez ognia….

Nadal, po ponad sześćdziesięciu latach od tamtych wydarzeń, ten trudny temat nie poddaje się łatwo dyskusji. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy może być sam moment historyczny, w którym rozegrała się tragedia, czyli końcowa faza II wojny światowej, podczas której miliony ludzi straciły życie. Natomiast pokrzywdzonymi na statkach byli prawie wyłącznie Niemcy, którzy wedle czarno-białej propagandy nie mogli być przedstawiani jako ofiary – mówi Martin Schibli, kurator wystawy w Gdańsku.

I dodaje: – Zatopienie «Wilhelma Gustloffa» oraz pozostałych jednostek wiąże się z odmiennymi znaczeniami i konsekwencjami w Niemczech, Polsce, Rosji oraz w Szwecji, które w dużej mierze są nieprzystawalne. Może więc, zamiast podejmować próby wydobycia statków na powierzchnię i w ten sposób przywoływać pamięć o wojnie, lepiej byłoby pozostawić je na dnie morza. Z drugiej zaś strony, pozostając nietknięte na swoim miejscu funkcjonują jako mity przeszłości w pamięci zbiorowej niczym ukryte memento mori o potężnej historycznej sile wyrazu – komentuje moralne kulisy tragedii Schibli.

I jeszcze, na koniec, ku pełnej świadomości rozmiarów tragedii morskich na Bałtyku AD 1945. W ostatnich miesiącach drugiej wojny światowej ewakuowano niemieckich uchodźców z portów Prus Wschodnich: Memel (Kłajpeda), Königsberg (Królewiec), Gothenhafen (Gdynia). Akcję opatrzono kryptonimem „Operacja Hannibal”. Niektóre ze statków transportujących uchodźców nigdy nie dotarły do portów docelowych, a plonem tego „diabelskiego żniwa” jest śmierć przez utopienie się. Szacuje się go na ok. 40 tysięcy osób, w większości – o zgrozo – cywilów, dzieci i kobiet…

Pamiętajmy, aby nie tylko od święta, ale wtedy, kiedy myślimy o potwornym bezsensie wojny, wypowiedzieć i posłać symbolicznie na sfalowane wody Bałtyku ciche epitafium: „Nigdy więcej takich rejsów, takiej śmierci w lodowych odmętach, takich lodowatych serc, jak serce „żniwiarza śmierci”, komandora Marinesko”, tak…

AntoniK,

Ujeścisko, 30. stycznia 2015 r.

 

Leave a Reply

Your email address will not be published.

*