Opowieść o szukaniu własnej roślinności

 

Lech wędruje po lesie.

Odkrywa swą roślinność i tchnienie, ukryte w komórkach listowia.

Przeczuwa Absolut. Koniuszki jego jakby mniej subtelnie stwardniały, popadły w materialność lasu. Tym właśnie jest las. Skupieniem siły, co tworzy atomy, mówiąc: „Jestem”.

Lech chodzi po lesie.

Spotyka tam siebie. W splątanych gałęziach dostrzega końcówki własnej brody.

Nie może inaczej. Jest namacalny i broda prowadzi go niczym antena. W fantazjach konarów mija własne kości. Szelest liści – wątki myśli nie do ogarnięcia. Każdy z nich można wyrwać z leśnego kontekstu, zabrać gałęziom, położyć na półce, pozbawić sensu.

Niczym pielgrzym – nie lubi czegokolwiek pozbawiać, lubi tylko wędrować, rozwiązywać krzyżówki – leśnych ścieżek. Twardo stąpa, choć głową w gałęzie się wikła i węszy… Szuka wiatru, tropów saren, a – jak to w życiu – znajduje ślady leśnego złodzieja. Ten myśli czasem, że ktoś nań poluje. Wtedy sarny z ulgą wzdychają i dalej udają, iż są nieobecne.

 

Lech wędruje.

Szuka rzeczy niepotrzebnych. One zawsze prawdziwe, nie łudzą.

Spotyka idee wygnane do lasu, nadzieję, co uciekła z wesołego miasta, miłość mocno związaną z modrzewiem – za nogę. Mija strzępki wspomnień odchodzących czasów, zabierając zastygłe spojrzenia przyjaciół i uśmiech, co chce wrócić do swojego kota, choć ten zdziczał i zaszył się w głębokich kniejach.

 

Lech wędruje… Tuż nad horyzontem, tam gdzie się kończy, bądź zaczyna las.

Lidia Gajek

[album id=8]

One thought on “Opowieść o szukaniu własnej roślinności

Leave a Reply

Your email address will not be published.

*