Cudowne lata Polski w budowie

pobranePolska weszła do struktur Unii Europejskiej 1. maja 2004 roku – to już 11 lat “szczęścia” pod obcą banderą. Ledwie wykaraskaliśmy się z sowieckiego Sojuza a już “elity” wepchnęły nas na nowe tory. RP musiała spełnić kilka kryteriów. Nasze instytucje państwowe, banki i urzędy weszły na “demokratyczne tory”. To taka subtelna teoria, bo wiadomo, że każde 20% wartości inwestycji przeznacza się na łapówki a sama inwestycja  docelowa  wykonywana jest zazwyczaj w chaotyczny sposób z najtańszych dostępnych materiałów. Do tego obiecaliśmy, że nasza gospodarka będzie bardzo stabilna. Ten punkt udało nam się spelnić wzorcowo – “elastyczny” Kodeks Pracy, głodowe pensje, bezrobotni bez wsparcia finansowego – jak w XVIII w., obcy kapitał (konkurencyjny i nie płacący podatków) i wygaszanie polskich firm – prymusi w służbie interesów UE. A zyski? Są! Każdy obywatel RP otrzymał obywatelstwo Unii Europejskiej i może przemieszczać się po tułaczym szlaku pracy poniżej najmniejszej unijnej stawki. Zyskaliśmy laur pariasa Europy!

Tekst, datowany na rok 2003, znalazłem w odmętach sieci internetowej. Pisany był jeszcze przed akcesją. Czy słowa wylane tam były po próżnicy, czy jednak nie wszystkim Jewropejska Unia wyszła na zdrowie? Oceńcie sami… Ja dopisałem resztę.

R. B.

10latJeden

Dżdżysty listopadowy wieczór. 40-letni mężczyzna z podkrążonymi oczami, z twarzą o ziemistej cerze, przejmuje zmianę od kolegi. Rzecz dzieje się w jednej z łódzkich manufaktur, w murach byłej wielkiej fabryki włókienniczej. 
Kolega pokazuje mu belę surowej przędzy oraz ciąg przędzarek z wyraźną ulgą, że 12-godzinny dzień pracy dobiega końca. Po przebraniu się w robocze ciuchy bierze na plecy 50-kilową belę i przenosi do uchwytu maszyny. Teraz tylko trzeba wyregulować grzebienie i w ogłuszającym stukocie przejść na koniec ciągu – po szpule z gotową przędzą. I tak w kółko – od siódmej wieczorem do siódmej rano. Pot zalewa oczy, łamiący sen jest odpędzany łykami kawy. 
Czwarty tydzień na nocną zmianę, bo poprzednik nie wytrzymał. Wczorajsza rozmowa z pryncypałem o rejestracji po czterech miesiącach skończyła się obietnicą, że może w następnym. Wspomnienie o dodatku nocnym doprowadziło bossa do wściekłości: “Wie pan, ilu ludzi czeka na pana miejsce?”.

Rok 2015

Manufaktura rozrosła się w prawdziwą fabrykę. Konkuruje z pracownikami chińskimi wydajnością i dokładnością pracy. Swoje wyroby szyje na rynki całego świata. Pryncypał już się obłowił. Rzadko bywa w kraju, ma jacht, kupił sobie bezludną wyspę, jest światowcem pełną gębą. Większość załogi to Ukraińcy, pracujący za 600 zł. W pakiecie mają spanie w kontenerze. Nieliczni Polacy na 12-godzinnych zmianach dostają niewiele ponad 1200 zł na rękę, mając umowy tygodniowe z jedną z setek agencji pośrednictwa pracy czasowej. Praca ta sama i również na tym samym przestarzałym parku maszynowym, nie mającym wiele wspólnego z przepisami BHP. Po przebraniu się w robocze ciuchy pracownik bierze tę samą 50-kilową belę i przenosi do uchwytu maszyny. Teraz tylko trzeba wyregulować grzebienie i w ogłuszającym stukocie przejść na koniec ciągu – po szpule z gotową przędzą. I tak w kółko – od siódmej wieczorem do siódmej rano. Pot zalewa oczy, łamiący sen jest odpędzany łykami kawy. Brud, kurz, wyzysk i brak perspektyw.
 

Dwa
www_polskawbudowie_biale_koszecinNa ogłoszenie o pracy na budowie w USA zgłosiło się ponad 100 osób różnych specjalności budowlanych. Każdy miał przejść miesięczny test na budowie w Polsce. W ciągu pięciu miesięcy wyrosła w Łodzi przy rogatkach miasta wspaniała rezydencja z basenem. System był prosty – każdy, kto się zgłosił, podpisywał umowę, że przepracuje próbnie miesiąc za najniższą stawkę, wpłaci zaliczkę na wizę i po miesiącu komisja oceni jego praktyczne umiejętności. 
Delikwentom mówiono, że jego umiejętności są niewystarczające do pracy w Stanach i zwracano zaliczkę wizową. Oczywiście nikt nie wyjechał, a ci, co zostali pozytywnie zweryfikowani, odgrywali w następnych miesiącach role nadzorców na budowie. Po pewnym czasie willa podobno spłonęła.

Rok 2015

Na ogłoszenie o pracy zgłosiło się wielu. 5. rano – pobudka. Trzeba wygrzebać się z pracowniczych baraków, czeka dniówka przy luksusowych apartamentach. Są podwykonawcami “na czarno”. Nikt o nich nie wie, nikt się o nic nie pyta. Powiedziano im – gdy jest “nalot”, mają czmychać, gdzie oczy poniosą. Wypadki? Zabawne! Przed chwilą ktoś grzmotnął młotkiem w palec, wczoraj piła pogruchotała komuś palce… Pogotowie? Trzeba kombinować, iż ktoś cię napadł na ulicy, może pomoc nadjedzie? Pieniądze? 50 zł dniówki, raz bogaty bubek w sportowym kabriolecie płaci, innym razem jego osiłki uzmysławiają nam, że trzeba czekac. Jeden się wychylił. Była głośna sprawa. Miał umrzeć, bo chciał zaległej pensji. Poszedł na budowę i rzekł: “Chcę moje pieniądze”. Dogadał się, że odda, jak dostanie gotówkę za rozliczenie robót. Postraszył Inspekcją Pracy, to wywieźli go do lasu. Stanęli w krzakach. Szef wyciągnął ze spodni małą saperkę. Powiedział: “Kop grób”. Chłopak od nas myślał,  iż chcą go nastraszyć, że mu wpieprzą i to będzie taka kara. Kilkanaście ciosów tasakiem i zakopali chłopaka żywcem. Robert miał sporo szczęścia. Po pierwsze, pomogli mu kierowcy. Po drugie, lekarze przyszyli mu wszystkie palce – cztery w prawej dłoni i kciuk w lewej. Są szanse, iż ręce będzie miał nadal sprawne. Po trzecie, cięcia tasakiem w szyję były głębokie, ale ostrze zatrzymało się tuż przed kręgosłupem. Murarzem raczej już jednak nie będzie.

  bc4a46da-385c-11e2-9779-0025b511229eTrzy


Jadwiga była dziś szczęśliwa, bo za ostatnie pieniądze udało jej się kupić schabowe kości – będzie miała na trzy zupy i dzieciaki znajdą w nich trochę mięsa. Sąsiadka powiedziała jej w sklepie, że wraca ze szwalni, z próby – uszyła trzy bluzki i ma nadzieję na zatrudnienie. Poszła tam z nadzieją. Na korytarzu czekały trzy młode kobiety. Oczekując w kolejce powtarzała sobie w duchu “Musi się udać”, kiedyś szyła bardziej skomplikowane rzeczy. Właściciel wydawał się nawet sympatyczny. “Jeżeli okaże się, że wszystko jest prawidłowo, zaproszę panią telefonicznie na podpisanie umowy”. Sprawdziła maszynę, przyjrzała się krojom i do dzieła. Udało się, nawet ten elegancik ją pochwalił. Minęły trzy dni, a telefon nie dzwonił. Poszła do zakładu, w poczekalni obrazek sprzed kilku dni. Po wejściu usłyszała, iż nikt jej nie zapraszał. “Proszę mi w takim razie zapłacić za te uszyte bluzki”. “Pani chyba żartuje, mamy płacić za buble?” Szybko obliczyła (dziesięć kobiet po trzy bluzki to 30 bluzek dziennie uszytych za darmo). Skoczyła mu z pazurami do gardła. “Ty skurczybyku, jak mi nie zapłacisz, to ci rozszarpię ten gardziołek…”. Facet zgłupiał, dał jej 20 zł i zaczął grozić policją.

Rok 2015

Młoda dziewczyna, Ania, po miesiącach poszukiwań legalnej pracy po całej Ścianie Wschodniej trafiła na ogłoszenie, wiszące na słupie: “Młodą, zdolną szwaczkę zatrudnię – Włochy”. Nie zastanawiała się długo. Szybkie pakowanie, wyjazd rozklekotanym Mercedesem Vito w kilkanaście osób, żądnych przygody. Za ostatnie pieniądze, pożyczone u lichwiarza z chwilówki, naszykowali wikt na wyjazd. U celu zatrzymali się na przedmieściach Verony. Brudny, obdrapany budynek magazynowy przypominał opuszczoną fabrykę. Pojawili się jacyś Cyganie. Okazało się, że mają pracować przy linii, produkującej nielegalny tytoń. Zakaz wychodzenia,  spanie w barłogu, nie ma mowy o zapłacie. Czasem przywiozą jakieś jedzenie, puszki czy chipsy. Dziewczyna od nich uciekła, puścili za nią psy, słychać było tylko głuchy jęk i błaganie o darowania życia oraz śmiech śniadych dresiarzy. Anka była zdeterminowana – uciekła i bez paszportu błąkała się po autostradzie. Wezwano carabinieri, pieniążki na powrót… Znów jest w punkcie wyjścia. Tylko czasem głuche telefony przerywają ciszę nocy, one przypominają o swobodzie… podróżowania i szczęściu pracy na Zachodzie.
polskawbudowie_bialeturow_2014Cztery


“Przykro mi, gdy pani nie zapłaci czesnego w ciągu tygodnia, będziemy musieli skreślić panią z listy studentów – czekaliśmy trzy miesiące”. Wszystko zawaliło się nagle. Przed trzema miesiącami moja podopieczna, u której pracowałam jako opiekunka, przeniosła się nagle na tamten świat, a ja zostałam bez środków do życia. Na dodatek przed miesiącem pracę stracił ojciec, który mnie zawsze wspomagał. 
Próby znalezienia jakiegokolwiek zatrudnienia kończyły się na obiecankach. Kredytu nie dostanę, bo nie mam zabezpieczenia – koniec marzeń. W akcie rozpaczy zadzwoniłam do Oli. W odpowiedzi usłyszałam, że pieniędzy mi nie może pożyczyć, ale może mi pomóc w inny sposób. Zdecydowałam się – przystałam na sponsora. Facet wyglądał obleśnie, dał mi 500 zł, w zamian miałam mu dogadzać raz w tygodniu w motelu pod Łodzią. Zabrał mnie tam samochodem. Była kolacja z szampanem, a później… Potem dupczył mnie przez godzinę. Gdy po wszystkim weszłam do łazienki, nie mogłam na siebie spojrzeć w lustro i pół godziny wymiotowałam. Trudno, przerywam studia – już nigdy mój tyłek nie będzie środkiem płatniczym. Po tygodniu wpadła do mnie wściekła Ola. “Ty idiotko, facet dostał szału, tak był na ciebie napalony. Co by ci ubyło, na jakim ty świecie żyjesz?”.

Rok 2015

“Przykro mi, gdy pani nie zapłaci czesnego w ciągu tygodnia, będziemy musieli skreślić panią z listy studentów – czekaliśmy trzy miesiące”. Wszystko zawaliło się nagle. Przed trzema miesiącami moja podopieczna, u której pracowałam jvako opiekunka, przeniosła się nagle na tamten świat, a ja zostałam bez środków do życia. Na dodatek przed miesiącem pracę stracił ojciec, który mnie zawsze wspomagał, matka od wielu lat wychodziła już nogi do MOPS-u. Próby znalezienia jakiegokolwiek zatrudnienia kończyły się na obiecankach. Znajomi z akademika albo na “baletach”, dilują narkotyki, sprzedają przemycony towar, dziewczyny jadą przez studia oficjalnie “na sponsoringu”, mając chłopaków lub bez pardonu dają dupy. Ola-bibliofilka swój świat malowała w różowych barwach, życie nagle postawiło przed nią gigantyczny mur. Przez internetowy czat poznała jakiegoś baryłkowatego trzydziestolatka – pracownika linii w Indesicie. Matka w dużym pokoju, on jak prosie zabrał się za pośpieszny stosunek. Pot, bałagan i niechlujny partner. Nic z tego nie wyszło, dostała umówione 40 zł. Gdy po wszystkim udała się do łazienki, nie mogła na siebie spojrzeć w lustro i pół godziny wymiotowała.  Dziś takie są stawki, bo konkurencja duża. Za kilka godzin umówiła się z mężczyzną o nicku “ksiądz łódzki sex”. Klasycznym Mercedesem CL 500 przyjechał starszawy jegomość. Pojechali na plebanię. Tam bez pardonu zabrał się za nią. Był brutalny, szarpał i bił. Plecy ponacinał jej skalpelem, związał i w erotycznym szale gryzł. Po godzinie wysadził ją na odludnym przystanku autobusowym, pogardliwie rzucając stuzłotowy banknot. Pomyślała dosyc! Trudno, przerywam studia – już nigdy mój tyłek nie będzie środkiem płatniczym. Po tygodniu wpadła do niej wściekła Ola. “Ty idiotko, ten księżulo dostał szału, tak był na ciebie napalony. Ja też go mam w swoim kalendarzu zapisanego na ostre igraszki. Co by ci ubyło, na jakim ty świecie żyjesz?”.


most_wwwPięć


Myślami byłem już w domu, gdy przerażający ryk klaksonu uzmysłowił mi grozę – rozpaczliwy skręt kierownicą i zamknięcie oczu. Straszny huk mnie ogłuszył, ale… żyję, żyję. Wylądowałem na dachu w rowie. Jestem tylko cały potłuczony. Ułamek sekundy – opadnięcie powieki i wyłącznie Opatrzności mogę dziękować za cud przeżycia. Spojrzałem na licznik godzin jazdy. Siedem, a w rzeczywistości dwanaście, gdyż go podkręcałem.
Szef ciągle narzekał, że mam mało kursów, że jeżdżę jak panienka po egzaminie: “Pan chyba nie chce pracować”. Chciałem, bardzo chciałem…

Rok 2015

Wiesia była już po pięcdziesiątce. Pracowała w domu samotnej starości. To placówka na łódzkim Widzewie, nazwana przez łodzian “Umieralnią”. Dyrektor, zatwardziały PO-wiec, robi restrukturyzację. Jedni na bruk inni na umowy o dzieło lub samozatrudnienie. Komuchy i swoi – nie do ruszenia. Stawka za 12 godzinne dyżury 1200 zł miesięcznie.

W dni wolne bierze bonusy. Praktycznie pracuje bez opamiętania. Dzieciaki od wielu miesięcy nie widziały matki – swą edukację pobierają na bałuckim podwórku. Sobota – przed 23:00. Wiesia wraca do domu. Jeszcze tylko wiadukt, przejście dla pieszych i ostatni tramwaj do domu. Wchodzi na pasy, nie patrzy czy cos nadjeżdża… Ostatnie sekundy życia Wiesi to pisk hamowania, szkło i huk powyginanej blachy. Jej ciało rozpada się na kilka części. Kierowca był trzeźwy, tak jak ona wracał do domu po kilkunastu godzinach pracy i chciał sprawdzić na pustej drodze moc swojego trzylitrowego silnika.

A Wiesia tak chciała dożyć do emerytury…


Sześć


30-letni mężczyzna dźwiga dwie torby ulotek reklamowych. Nogi odmawiają mu posłuszeństwa, chwilę odpoczywa, to już dwudziesta klatka. “Ile panu płacą za te ulotki?”. Trzy grosze od sztuki. Wiem, że to dobre dla małolatów, lecz nie mam wyjścia, bo straciłem prawo do zasiłku. Żona od trzech lat nie ma pracy i jak tu wychować pięcioletnie dziecko? Spójrz pan na te billboardy: “Nadchodzi czas dla Łodzi” lub “Weź udział w wyborach – spełnij swój demokratyczny obowiązek”. Panie, demokracją nie nakarmisz pan dzieci! A czas dla Łodzi – owszem, ale chyba taki jak w XIX wieku. 

Rok 2015

Firma reklamowa Paradise działa już na łódzkim rynku dobre kilkanaście lat. Kiedyś oferowała trzy grosze od ulotki. Dziś przyjmuje tylko ludzi z samochodem, a za grosz od sztuki koordynatora trzeba całować po rękach. Gdy tragarzom wysiada zdrowie, bądź środek transportu, przychodzą następni. Selekcja naturalna. Zdarzają się i tacy, dla których to trzecia fucha w ciągu doby. Spójrz pan na te billboardy: “Nadchodzi czas dla Łodzi” i ”Łódź kreuje”. Buduje się Dworzec Fabryczny, trasę W-Z, ronda, objazdy, tunele, stadiony. A czas dla Łodzi – owszem, ale chyba taki, jak w XIX wieku. Marnotrawstwo publicznych pieniędzy – Łódź ma dużo bardziej pilne potrzeby, wiele ulic i dzielnic się sypie, wyglądają jak dzielnice slumsów. 


PS1: Według najnowszych danych na 2003 rok, w Łodzi jest 67 105 bezrobotnych. W kwietniu było dla nich 138 ofert pracy.

522d9afb6b24f_k1PS2 – 2015: Według najnowszych danych, w Łodzi jest 38 360 tys. a dług kraju przekracza 3 biliony. Czy ten dług, jak pętla u szyi i akcesja do UE, warte były unicestwienia naszego pięknego kraju?  Przedstawienie trwa…


Autor 1: Na łamach forum Gazety Wyborczej,2003

Autor 2/2015/: Roman Boryczko,

kwiecień 2015

Leave a Reply

Your email address will not be published.

*