ANIOŁY (wariant I)
Czy czasem, kiedy siedzisz w pustym mieszkaniu, nie masz dziwnego przeświadczenia, że nie jesteś sam? Cień na ścianie, ledwie wyczuwalny ruch powietrza, przelotne muśnięcie ramienia…
Nie lubię objawień. Wolę z przeciwległego kąta pokoju, nie odsłaniając siebie, obserwować twoją postać, pochyloną nad kartką. Znam twoje myśli. Mogę dobrowolnie wniknąć w ten czy w ów zakątek ciebie. Czasem dziwisz się, skąd ta nagła fala ciepła. A to ja… Osnuwam cię skrzydłami. Jesteś taki bezbronny, kiedy naprzeciw lustra spotykasz siebie. Jestem taka bezradna, kiedy wiem, że nie mogę zasłonić sobą twojego odbicia.
Nie jestem z grona świętych, choć ludzie różnie marzą. (Anioł to jeszcze nie święty. Bywa bowiem, że zstępuje w mrok. Nosi w sobie piętno ludzkiej słabości. A święty, to ktoś bez skazy). Jestem aniołem, kobietą, choć równie dobrze mogłabym być demonem. (To jedynie kwestia przesunięcia granicy. Nie ma granicy nie do przekroczenia). Miewam ciało, ale używam go niechętnie, nie umiem się nim posługiwać. Jest barierą. Zniekształca. Jak każdy przekaźnik. Rozprasza, przez co doznania stają się niewyraźne. Wole patrzeć i wychwytywać z twojej twarzy ledwie dostrzegalne oznaki skrytych pragnień, które umiejętnie ukrywasz w sobie przed ludźmi. Wówczas bezgłośnie przelatuje przez pokój, patrzę ci głęboko w oczy…
To nieprawda, że samotność przylgnęła do ciebie na zawsze! Gdybyś chciał spojrzeć dalej, wyjść poza próżnię, dostrzec w tym wszystkim mnie… Pokój zniknąłby. Ja zrzuciłabym skrzydła. Mógłbyś mnie dotknąć. Mogłabym stać się… Zapłonąć tobą…
Potrafię całą noc stać tak nieruchomo. Niczym posąg na ołtarzu.
Myślisz, że łatwo być aniołem? Oddzielonym od ciebie tylko woalem spojrzenia i świadomością, że to przeszkoda nie do pokonania. Czuć twoje ciepło i nie móc z tym nic zrobić. Być tak blisko, będąc tak daleko. Tęsknić, stojąc tuż przed tobą…
Gdybyś wiedział, jak często mam chęć zrzec się duszy… Jak często wątpię… Jak bardzo jestem nie aniołem, lecz… zjawą. Błąkam się. Przesączam między twoimi dłońmi. Bez możliwości odczucia czegokolwiek. Bez możliwości dania ci odczuć, że jestem… Nawet kusić nie potrafię… Rozpustnie niewinna… Czuję się splamiona. Odmienne światy…
Więc gdybyś zechciał mnie dostrzec… Może mogłabym przybrać pozór kobiety?… Otrzeć łzę z twojej twarzy?… Utulić cię do snu?… Zostać?… Może mogłabym?…
Ale nie dziś, nie tej nocy. Już świta… Za moment wstaniesz do stołu. Zdmuchniesz świecę. Zaśniesz w bladym odblasku lustra. Dwoisty. A ja… bosa powrócę do nieba, które jest mi piekłem. Jedyna, która znów skapitulowałam. Wszystkie inne zostały – w czyimś pokoju, przy czyimś cieple, w mocy zmysłów, w raju uniesień. Tylko ja jedna… Jeden… anioł przeklęty! Powrócę… Zbyt niedoskonała, by móc się objawić…
Katarzyna Piotrowska