Od punk rocka do rapu. Prawdziwe i fałszywe tropy antysemityzmu i rasizmu w muzyce (2)

Zaniepokojenie antysemickimi akcentami w rockowych nurtach pojawiło się także w Polsce. Pod uważnym monitoringiem znaleźli się m.in. wykonawcy rodzimej, zaangażowanej muzyki. Czujnością wykazały się tutaj niektóre media. Kanały telewizyjne i rozgłośnie radiowe nie skupiły uwagi na przedstawicielach rockowej sceny, grawitującej w stronę faszyzmu. Problem nie dotyczył takich grup nazistowskich jak „Konkwista 88” czy „Budweiser”. Grupy te z oczywistych względów nigdy nie mogły liczyć na emisję w większości popularnych i najważniejszych stacjach radiowych lub telewizyjnych. Energia mediów i części krytyków skierowana została na czołowe grupy polskiego punk-rocka.

W 2001 roku w największe zakłopotanie mass-media, promujące muzykę, wprawiła zamieszczona na albumie grupy „Kult” Salon Recreativo piosenka Brooklyńska Rada Żydów. Rozgłośnia RMF FM uznała piosenkę wydaną na płycie w 2001 roku, jako obrażającą środowiska żydowskie. Wobec stanowiska rozgłośni radiowej nie krył swojego oburzenia wokalista „Kultu”. Kazik Staszewski powiedział: To jest zwykła piosenka o tym, że mędrcy żydowscy zebrali się, żeby coś zrobić z młodzieżą, która się rozbisurmaniła i nie chodzi do synagogi. Natomiast szaleńcze meandry różnego rodzaju politycznych poprawności sprawiły na przykład, że RMF FM, które jest patronem medialnym płyty, w ogóle nie puszcza u siebie tej piosenki. Przecież nie ma nic negatywnego ani pozytywnego w stwierdzeniu, że na przykład Józek jest Polakiem, a Marek jest Żydem[1].

Kontrowersje wywołała także piosenka zespołu punk-rockowego „Psy Wojny” z Jastrzębia Zdroju. W utworze Buciory zespół zaliczany do lewacko-anarchistycznego nurtu wywołał szok, śpiewając: Wynocha Żydzi, wynocha Murzyni, wynocha Araby, wynocha stąd. To Polska nie dżungla więc spieprzać do siebie. Ciężkie buciory wykopią was stąd. Jak stwierdził lider bandu „Psy Wojny” – Tomasz Jaworski, pseudonim Falon, taki tekst miał szokować, dzięki czemu wzrosła popularność grupy[2]. W historii polskiego punk-rocka wywoływały ogromne poruszenie nie tylko określone treści piosenek. Skrajne emocje budziły również nazwy polskich grup rockowych. Pod tym względem interesująca wydaje się dekada lat 80. XX w. Na przełomie „gorących lat” 1981 -1982 roku działała grupa „Auschwitz”, a w końcu lat 80. pojawił się w Wałbrzychu jednoosobowy performer, o pseudonimie Achtung Juden. Grupa „Auschwitz”, prawdopodobnie dzięki swojej nazwie, a nie wykonywanej muzyce, została opisana w 1982 roku w Tygodniku Polityka. Performer Achtung Juden został zaś zdjęty z koncertu 1. maja w Chełmcu[3].

Liczne polskie zespoły, które grawitują w stronę anarchistyczno-lewacką i wykonują rockowo-alternatywną muzykę, też ad hoc mogą zostać uznane za „budujące faszyzm”. i propagujące antysemityzm. Grupy te mają jednak charakter niszowy, a ich szydercze teksty nie mają żadnych szans w oficjalnych mass-mediach. Powodem jest fakt, że prawdopodobnie poza Polską nie ma kraju na świecie, gdzie kolejne ekipy przywódcze, jak i większość ośrodków informacyjnych, mają tak serwilistyczny stosunek do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Zespoły, o których mowa poniżej, poświęciły bowiem swoje teksty USA, a nie zagadnieniom żydowskim. Były one wobec Ameryki dość krytyczne – treści piosenek przepełniał często ironiczny czy kontrowersyjny humor. Wątki żydowskie stanowiły w nich tylko pewien element. Jednym z wykonawców był zespół „Meble”, który napisał Balladę o dwóch wieżach. Piosenka utrzymana była w konwencji „Ulicznej Orkiestry z Chmielnej”, a jej wokalista o tragicznym poranku 11. września 2001 roku w Nowym Jorku śpiewał m.in.: Tak złych Arabów- terrorystów na komputerach szkolą prorocy, innym Arabom w tej Palestynie ze szczęścia od….ło, bo w wieżach głównie siedziały Żydy, teraz już mniej ich zostało, ale najgorszy był ten Bin-Laden, przywódca terrorystów, o tych zamiarach wiedziała mama, bo syn jej powiedział wszystko. Do tematyki wież WTC nawiązał na tej płycie, inny zespół – „Ił 62 feat Magura”, śpiewając utwór Dzięki ci Ameryko (Ruchome Święto Dziękczynienia),w którym podziękował Ameryce za tak genialnych Żydów, jak Bob Dylan czy Lou Reed, a także za to, że do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej przywieziono czarnych niewolników – przodków Louisa Armstronga [4].

Punk nie jest jedynym gatunkiem muzyki rockowej, w którym badacze antysemickich wątków dopatrują, bądź mogą rzeczywiście znaleźć takie inklinacje. Dla niektórych brunatna puszka Pandory otwiera się z szeroko rozumianej muzyki metalowej. Na polskiej scenie heavy-metal takie znamię nosi przede wszystkim zespół „Graveland”, któremu przypisuje się wszystko, co jest najbardziej przerażające. Dla licznych obserwatorów tego gatunku muzycznego, „Graveland” stanowi mieszaninę faszyzmu, wątków neo-pogańskich i satanizmu[5].

Nie inaczej jest na Zachodzie. Liczne kontrowersje wzbudzał i wzbudza zespół „Type O Negative”, łączący w swoje twórczości muzykę metalową z gotycką, tzw. core. Band pochodzący z Brooklynu jest oskarżony nie tylko o antysemityzm, ale i homofobię. Pikanterii takim zarzutom dodaje fakt, że przez długi okres czasu członkiem tej grupy muzycznej, pochodzącej ze słynnej żydowskiej dzielnicy Nowego Yorku, był znany producent muzyczny, potomek polskich Żydów – Josh Silver[6]. Zespół nie protestował, ale zareagował w inny sposób. Odpowiedzią na sugestie było wydanie przez grupę albumu pod buńczucznym i złośliwym tytułem: We Hate Everyone (Nienawidzimy każdego).

Łatka antysemickiego zespołu towarzyszyła również metalowej grupie „Iced Earth”. Do podtrzymywania takiej opinii o zespole, powstałym w połowie lat 80. XX w. na Florydzie, przyczyniły się przede wszystkim wystąpienia byłego wokalisty bandu, Johna Greeleya. Miały one miejsce podczas wspólnego europejskiego tourne „Iced Earth”, grającej wraz z grupą „Blind Guardian”. Według amerykańskiej strony internetowej, poświęconej zagadnieniom muzyki heavy metalowej, w jednym z obozów koncentracyjnych J. Greeley wygłaszał pod adresem modlącego się tam Żyda antysemickie komentarze. Po powrocie do USA zespół rozstał się z J. Greeleyem. Poza oskarżeniami o antysemityzm przyczyną rozbratu z wokalistą „Iced Earth” były również nieporozumienia na tle finansowym[7]. W wypowiedziach na forach internetowych – J. Greeley stanowczo zaprzeczył stawianym mu zarzutom.

Deliberowanie nad faktem, czy teksty muzyczne obrażają naród żydowski nie dotyczy jedynie muzyki rockowej. Zarzut taki od czasu do czasu spotyka przedstawicieli rapu. Dokonania gwiazd hip-hopu, ogromnie popularnego nurtu muzyki wśród obecnej młodzieży,  bacznie monitorują środowiska żydowskie. Na początku 2005 roku duże kontrowersje wywołał Russel Simmons. Jeden z gwiazdorów rapu zaangażował się w kampanię przeciwko antysemityzmowi. R. Simmons wsparł swoimi działaniami Fundation for Ethnic Understanding. Fundacja rozpoczęła akcję „Jestem Żydem”, która piętnowała antysemityzm i opowiadała się za międzykulturowym dialogiem. Mimo tych kroków R. Simmons nie doczekał się pochlebstw od Żydów. Jego udział w fundacji uznany został za nieszczery, bowiem ADL przypomniała mu kilkakrotnie wyrażaną sympatię dla Louisa Farrakhana, duchowego przywódcy murzyńskiej organizacji polityczno-religijnej Nation of Islam, która wedle Ligi Przeciwko Zniesławieniu ma ściśle rasistowski i antysemicki charakter. ADL oskarżyła L. Farrakhana, że publicznie wygłaszał poglądy, iż gehennę czarnym niewolnikom z Afryki zgotowali właśnie Żydzi. ADL zakomunikowała ponadto, że duchowy przywódca Nation of Islam prezentuje pogląd, iż 75 % właścicieli niewolników na południu USA było Żydami. ADL zanotowała też, że L. Farrakhan nazywa Żydów krwiopijcami, którzy bezlitośnie eksploatują czarną społeczność w USA[8].

Zaniepokojenie wzrostem antysemityzmu wśród czarnej ludności USA wyraził Abraham Foxman z ADL. Nie było ono bezpodstawne, bo wzrost wrogości czarnoskórej ludności USA wobec nacji żydowskiej, mieszkającej w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, jest coraz większy. Geneza kumulującej się fobii tkwi w ekspresowo powiększającym się rozwarstwieniu społeczeństwa amerykańskiego. Mimo deklarowanego bądź realnego wysiłku rządu federalnego, dążącego do wyrównywaniu szans, to właśnie czarnoskórzy obywatele USA stanowią zazwyczaj najniższą kastę społeczną swojego kraju. Nie do końca, nawet w tak wieloetnicznym społeczeństwie, jak amerykańskie powiodły się bowiem próby pełnej integracji między białymi i czarnymi. Widok przyjaciół białego i czarnego policjanta, jadących po pracy łowić razem ryby, jest raczej pobożnym życzeniem hollywoodzkiej kreacji, niż rzeczywistością. Bajkowo-filmowym mitem było również ukazanie na cierniowej drodze przeciwieństw losu, ale zarazem za z sprawą silnego ducha woli, samozaparcia i uporu, czyniącego niebywałą karierę czarnoskórego, skromnego młodzieńca z amerykańskiego getta. Po objęciu urzędu prezydenta przez Baracka Obamę, amerykański dream został choć częściowo zrealizowany. Liczna grupa czarnoskórej nacji uwierzyła w realizację mitu powszechnego szczęścia Afro-Amerykanów. Na fali entuzjazmu wydawało się, że wizjonerski sen i ofiara życia Martina Luhter Kinga zostały wypełnione.

Szybko okazało się, iż takie pragnienia nie będą zaspokojone. Archetyp amerykańskiego szczęścia w egalitarnej formie, okazał się w przeważającej ilości przypadków utopią. Brak dostępności „sukcesu dla wszystkich” jest zawsze bolesny. W Stanach Zjednoczonych frustracji ulegają szczególnie czarni, stanowiący często większość przypadków kryminalnych incydentów. Pauperyzacja Afro-Amerykanów i błyskotliwe kariery białych przyczyniają się do jeszcze większej alienacji tych pierwszych. Demagogiczne nagłaśnianie, iż elity prawnicze, finansowe czy rządowe w dużej mierze piastują osoby, wywodzące się ze środowisk żydowskich, trafia na podatny grunt. Stuprocentowe obsadzanie stanowisk przez „potomków króla Dawida” nie stanowi reguły, lecz wyobraźnia zepchniętych na margines życia czarnoskórych obywateli nie zna granic. Nikt jednak nie przypomina, jak ogromną rolę ogrywa w diasporach żydowskich fakt wykształcenia i przywiązanie do edukacji. Świadomość „żydowskiego zagrożenia” jest odpowiednio rozbudzana, już nie tylko przez „Milicję Michigan”, czy spadkobierców „Ku-Klux-Klanu”. Coraz częściej antysemityzm bujnie kiełkuje wśród czarnoskórych. Rap, muzyka narodzona wśród amerykańskich gett potomków niewolników z Czarnego Lądu, stanowi zaś doskonały nośnik takiej propagandy.

Prężnie działająca organizacja „Nowych Czarnych Panter” – odpowiedzialnych za zło, upokorzenie i wszelkie plagi, spadające na Afro-Amerykanów dostrzega wśród następców Abrahama i Mojżesza. Zajadły i nieskrępowany antysemityzm prezentuje przywódca New Black Panter Party – Malik Zulu Shabazz. „Nowe Czarne Pantery”, założone w 1989 roku w Dallas, prezentują ostre antykapitalistyczne stanowisko. Jednak nie żądanie samostanowienia dla czarnych w USA przykuwa największą uwagę obserwatorów. Wyróżnikiem „Nowych Czarnych Panter” jest skrajny antysemityzm. Shabazz i inni przywódcy oskarżają Żydów o rozwój i propagowanie niewolnictwa w USA. Radykalizm „Nowych Czarnych Panter” wywołał zaniepokojenie wśród przywódców historycznych Czarnych Panter. Pielęgnująca tradycję pierwotnej organizacji „Czarnych Panter” fundacja dr Huey P. Newtona potępiła swoich epigonów. Legendarni przywódcy „Czarnych Panter” całkowicie odcięli się od wypaczających ich zdaniem ethos dawnej organizacji. Stwierdzono, że New Black Panter Party nie ma nic wspólnego z rewolucyjnymi ideałami „Czarnych Panter”. Napisano też, że „Czarne Pantery” zawsze działały na rzecz miłości wobec czarnej rasy, a nie nienawiści do białych[9].

Nie wszyscy jednak wybierają formy agresywnego, polityczno-szowinistycznego oporu. Podobnie jak 30 lat temu punkowe, tak teraz hip-hopowe muzyka i towarzyszące jej teksty wyrażają sprzeciw wobec zastanego świata. Nie można ogłaszać nadejścia nowej „kryształowej nocy”, tylko dlatego, że jakiś czarnoskóry raper na swoim koncercie obraża żydowską diasporę. Panika bywa złym doradcą, a niedawna historia muzyki rockowej notowała w przeszłości rozmaitego wymiaru skandale. Po Good save the Queen autorstwa „Sex Pistols” królowa brytyjska nie abdykowała, a po słowach niemieckiej grupy „Slime”: Deutschland muss sterben damit wir leben können – niemiecki naród nie umarł. Mimo różnic między hip-hopem a punkiem jest jedna idea, która łączy oba gatunki muzyczne. Z pewnością nie jest nim antysemityzm, ale wrogość wobec policji. Tu i tam „człowiek z pałką” jest najgorszym prześladowcą. Tylko zespół „The Clash” kilka razy śpiewał w niepochlebny sposób o stróżach porządku: The Guns of Brixton, Police & Thieves, czy o policjancie pojawiającym się za plecami w każdy kolejny dzień tygodnia – Police on my back.

Wyjątkowość muzyki rockowej polegała również na zerwaniu ze sztywną formą dystansowo-estradowego występu na rzecz spontanicznego kontaktu artysta-odbiorca. Rock stał się muzyką rewolucyjną, niosącą zupełnie nowe zachowania wykonawców i odbiorców. Prowokacje i przekora stały się modus vivendi sceny punkowej. Indywidualne i niekonwencjonalne postępowanie wpisało się głęboko w ekspresje kontrkultury. Symbolizowało to punkową falę przełomu lat 70. i 80. Mimo tych atrybutów, zdarzały się sytuacje, gdy polityczny image idoli doprowadzał widownię do konsternacji. Na jednym z koncertów Joe Strummer z grupy „The Clash” wystąpił w koszulce z napisem Rote Armee Fraktion. Wywołało to nieprzychylne reakcje części uczestników koncertu, a nawet części zespołów, mocno zaangażowanych w sprawy polityczno-społeczne, podobnie zresztą jak „The Clash”. Fala krytyki na swoich idoli spada zazwyczaj dość niespodziewanie. W ostatnich kilku miesiącach również niektórzy fani Kazika Staszewskiego i zespołu „Kult” mają za złe, że ich ukochany idol zgodził się na wspólny występ z wywołującym rozbieżność sądów Danielem Landą[10].

D. Landa, były lider czeskiego zespołu „Orlik” wzbudza w Czechach jak i w Polsce skrajne emocje. Przeciwnicy jego twórczości wytykają mu nacjonalizm i nawoływanie do narodowościowych waśni. Tymczasem teksty artysty urodzonego w Pradze nie są apoteozą Czechów, czy panegirykiem na rzecz czeskiego państwa. D. Landa często piętnuje swoich rodaków za różne przywary. W utworze 1938 jest to brak woli walki, czy mówiąc inaczej zwykłe tchórzostwo. Krytyczna analiza historii nie stanowi jedynego źródła inspiracji artysty. D. Landa jest również bezkompromisowy w ocenie różnych niebezpieczeństw współczesnej Europy. Jedno z nich, w opinii czeskiego artysty stanowią zjednoczone Niemcy. Wydarzeniu temu praski bard poświęcił tekst Faschos. Wbrew tytułowi, nie chodzi tutaj o faszyzm. Faschos symbolizuje w nim Niemcy. D. Landa kpi w piosence, że kiedy Niemcy byli podzieleni, zwłaszcza ci ze Wschodu wykazywali znacznie większą pokorę niż obecnie: Za Ericha Honeckera to jste byli krotký, Teď maj dupat po Evropě vaše těžký botky, nieco dalej przypomina, że Czesi zawsze byli solą w oku Niemców: Čechy, ty vám były dycky trnem v oku k votevřeny nenávisti zbejvá jen par kroku, powtarzając w refrenie: Faschos, faschos tu nechceme.

Czeski bard zaszokował również zlaicyzowanych rodaków głęboką deklaracją poszukiwania Boga, wielkim szacunkiem dla Matki Boskiej, a także założeniem stowarzyszenia o nazwie „Ordo Lumen Templi”. Ten nowy, tajemniczy zakon, w swojej regule zakłada kierowanie się zasadami dekalogu i dzieleniem się własnym majątkiem z potrzebującymi[11]. Duchowe przebudzenie i filantropijna działalność D. Landy nie wszystkich jednak przekonała. Dla licznych, dalej pozostaje on bardziej „Cyganofobem” niż współczesnym świętym Franciszkiem początku XXI wieku.

Przykładem stereotypowego postrzeganie nurtu muzyki rocka gotyckiego jako świata wyłącznie satanistyczno-faszystowskiej symboliki i treści, jest piosenka czeskiego zespołu „XIII Stoleti”. Ten praski zespół, grający od początku lat 90. XX wieku muzykę gotyckiego rocka, jedną z kompozycji poświęcił szoah. Temat zagłady narodu żydowskiego został potraktowany bardzo poważnie. W piosence Zanik Izraele z 1993 „XIII Stoleti”śpiewał m.in.: […] a tak naposledy pozvedni svou Davidovu hvĕzdu než nahradí ij svastikový křiž, Z plamenu pekla slyším tvé pośledni šalom, Z plamenu pekla slyším tvé poslední šalom, Z plynových Komor slyšim tvé poslední šalom. Z pewnością znaleźliby się jednak inni interpretatorzy. Skoro bowiem „XIII Stoleti“, jak przystało na zespół nurtu gotyckiego rocka śpiewa o wampirach, wilkołakach, duchach, wszelkich mocach ciemności, to tematyka holokaustu pewnie również może stać się jakąś perwersyjną zabawą, groteską, prowokacją dobrze zrozumiałą tylko dla słuchaczy gotyckiego rocka. Pojawia się więc retoryczne pytanie? Czy zespoły takiego nurtu nie mają prawa śpiewać, pisać tekstów o tak poważnych i tragicznych sprawach? Czy różnica tkwi tylko w interpretacji i oprawie danego gatunku muzycznego? Czy pieśni i piosenki, poświęcone holokaustowi, mogą wykonywać ludzie wyłącznie o nieskazitelnym ethosie? Przykładowo, czy gdyby autorską piosenkę Jacka Kleyffa poświęconą śmierci Brunona Schulza wykonali „satanista” Nergal i epatująca seksem Doda w wersji popowej, lub hard rockowej – byłaby ona już antysemickim skandalem? Z punktu widzenia etyki wydaje się, że każdy wykonawca winien rozważyć taką decyzję we własnym sumieniu.

Dla licznych fanów rocka, powstałego w byłym ZSRR bardzo przykrym wydarzeniem było zaangażowanie w nacjonalistyczno–bolszewickie nurty polityczne lidera grupy „Грaждaнckя Oбopoнa” (Grażdanskaja Oborona) – Jegora Letowa. Urodzony w Omsku muzyk–amator, w 1985 roku, tuż pod dokonaniempierwszych nagrań wraz z powstałym zespołem, trafił na kilkumiesięczne przymusowe leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Po wyjściu ze szpitala kontynuował swoją artystyczną działalność. Mimo oficjalnej polityki społecznej przebudowy pieriestrojki, jawności głasnosti oraz przyspieszenia uskorienije w dobie reform Gorbaczowa zespół „Грaждaнckя Oбopoнa” był dalej napiętnowany. Po upadku ZSSR, wraz z powracającym z emigracji, nacjonalistycznym pisarzem Eduardem Limownowem założył Partię Nacjonalistyczno–Bolszewicką. Sprawiło to prawdziwą gorycz jego zwolennikom w Rosji jak i w innych częściach świata. W Polsce bardzo negatywnie o zespole „Грaждaнckя Oбopoнa” pisali publicyści prawicy i lewicy. Kreowany czas jakiś na wieszcza Jacek Podsiadło na łamach „Tygodnika Powszechnego” pisał, że J. Letow sympatyzuje z Hitlerem i Łukaszenką, Bohdan Koroluk zaś w miesięczniku „Fronda” określił kapelę „Грaждaнckя Oбopoнa”, jako zespół punkowo-faszystowski[12].

Brak dokładnej analizy sprawia, że „Грaждaнckя Oбopoнa” i jej charyzmatyczny wokalista zostają potraktowani jako kolejne zagrożenie dla harmonijnego funkcjonowania społeczeństwa otwartego. Jako jeden z nielicznych, na głębszą refleksję filozoficzno-kulturową wobec rockowego bandu z Omska zdobył się Witold Zimowski. Autor w swoim nie opublikowanym tekście nie tylko przypomniał, że J. Letow porzucił radykalną ideologię, ale też wyczerpująco przedstawił okoliczności, jaki zaprowadziły nie żyjącego już lidera bandu „Грaждaнckя Oбopoнa” do tak źle przyjmowanych wśród jego odbiorców fascynacji politycznych. W. Zimowski pisał: Bo totalizm z muzyką Grażdańskiej Obrony – owszem w nagraniach z 1997 roku pełną patosu, gwałtowną, szaloną, apokaliptyczną, ale jednak – nie może się zgodzić. To nie jest moim zdaniem jej najistotniejszą treść, a przecież „c’est le ton, qui fait la musique” . Wydaje się ona raczej sięgać do „schronów natury”, oddawać wymiary świata związane z siłami  przyrody i w tym staje się bardzo mitologiczna[13].

Artyści, muzycy, czy literaci, w ciągu swojego życia przechodzą bardzo odmienne fazy ideowo-światopoglądowo–politycznych fascynacji. Tak, jak J. Letow nie umarł jako zajadły antysemita i faszysta, tak też E. Limonow, z którym J. Letow zakładał rosyjską Partię Nacjonalistyczno-Bolszewicką nim się nie urodził. Wręcz więcej. E. Limonow w młodzieńczej – emigracyjnej – fazie swojego życia nie odczuwał żadnej wrogości wobec Żydów. Świadectwem tego pozostaje do dzisiaj jego książka, napisana podczas pobytu w USA. Dla Limonowa, przyszłego szowinisty, pojęcie dumy narodowej czy patriotyzmu w okresie emigracji nie istniało. Swoją pogardę wobec takich „wartości” przyszły nacjonalistyczny lider wyraził następująco: Nie wygłosiłem wówczas wyznawanego po cichu poglądu, że narody nie powinny się rozdzielać, tylko łączyć, byle nie na bazie państwa, co to, to nie. Bo wtedy znowu grupka nacjonalistycznej, prowincjonalnej inteligencji stworzy kastę rządzącą i będzie krzewiła nowe zacofanie i barbarzyństwo. Że wszystkie narodowości powinny się totalnie wymieszać, wyrzec przesądów – więzów krwi i temu podobnych bzdur – w imię zjednoczonego świata lub chociażby pokoju między narodami; już dla tego jednego celu warto się wymieszać. Wymieszać biologicznie, mając świadomość niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą pojęcie narodowości. Żydzi i Arabowie, Ormianie i Turcy – wystarczy tego, naprawdę, trzeba się w końcu opamiętać[14].

Dla gorliwych łowców rasistów i faszystów Czechy, Słowacja czy Węgry potwierdzają pogląd, że Europa Środkowowschodnia to ksenofobiczne piekło. Z pewnością, pogląd taki łatwo jest wyprowadzić z relacji romsko-czeskich, romsko-węgierskich czy romsko-słowackich. Kto chociaż raz nie zatrzymał się w małych miastach Słowacji, nigdy nie zrozumie konfliktu i napięcia na tle narodowościowym. Niewiedza ta procentuje tym, że nawet słowacki, anarchizujący punk-rockowy band „Zona A” utworem Cygansky Problem może być odbierany, jako szerzący nienawiść między grupami etnicznymi. Jak wspomina lider słowackiego zespołu punk-rockowego Petr Schredl, pseudonim Konyk, na początku lat 90. XX w. duża liczba zespołów rockowych z byłej Czechosłowacji poświęcało swoje piosenki zagadnieniu relacji czesko-romskiej lub słowacko-romskiej. „Zona A” nie stanowiła tutaj wyjątku. Do lat 1992-1993 utwór Cygansky problem nie budził kontrowersji. W tych latach dopiero część fan-zinów anarchistycznych zza południowej granicy okrzyknęła zespół z Bratysławy jako rasistów. Po latach sprawa poszła w zapomnienie, choć niekiedy dalej niepochlebnie o grupie „Zona A” wyrażają się takie organizacje, jak „Antifa” i „Ludia proti rasizmu”. Utwór ten jednak całkowicie nie zainteresował oficjalnej słowackiej prasy. „Zona A” nie gra go jednak na koncertach od 1991[15].

W Słowacji problem relacji romsko–słowackiej rzeczywiście istnieje. Reakcje organizacji zwalczającej i piętnującej rasizm, są zbyt daleko idące. Oskarżanie zespołu „Zona A” o sianie ksenofobi czy nawoływanie do nienawiści przeciwko cygańskiej mniejszości, nie ma sensu. Nadgorliwość śledzących zagadnienia rasizmu niekiedy wręcz ośmiesza czy dyskredytuje to jakże poważne zjawisko. Właśnie to spotkało powyższy bratysławski zespół punk-rockowy, który istnieje w swoim kraju już od 1983 roku.

Bez odrobiny refleksji nad powyższymi problemami, nawet książki Andrzeja Stasiuka Jadąc do Babadag z 2004 roku czy Taksim z 2009 roku będą wywoływać retoryczne pytania. Proroctwa pisarza z Wołowca, że za pięćdziesiąt lat, od południa, Polska może graniczyć z pierwszym romskim państwem na świecie, też wydają się niepoprawne politycznie. W Fado, książce przepełnionej melancholią, A. Stasiuk snuł refleksje o Europie Środkowowschodniej. Z zadumą, pisał o przyszłości romskiej w Słowacji: Słowacja liczy 5,4 miliona mieszkańców. Pół miliona z tej liczby to Cyganie. Cyganie mają znacznie większy przyrost naturalny. Prognozy mówią, że za pięćdziesiąt lat będą w Słowacji stanowili większość[16]. Dynamiczny rozwój tej koczowniczej wspólnoty, czego nie boi się napisać autor z Wołowca, fascynuje pisarza również jego najnowszej książce. W jego powieści już niemal od początku doświadczamy cygańskiej obecności. Jego fikcyjni, literaccy bohaterowie również tutaj, przepowiadają bliską dominację cygańską od Koszyc po Bratysławę: – Niedługo będzie ich tutaj więcej niż nas – mówił na widok pierwszych schludnych domów przy drodze. – Założą swoje państwo i tyle[17]. Kilka stron dalej, proroctwo romskiego państwa zza Tatr znowu powraca. Jego literacki Władek, stary handlarz, który niejedno widział w swoim życiu, opowiada z obawą narratorowi: – Człowieku, co ty wiesz…Ledwo parę lat mają to swoje państwo,  a już zaraz będzie w nim więcej Cyganów niż obywateli pierwszego gatunku[18]. Co ciekawe, A. Stasiuk nigdy nie pisze o przybyszach znad dalekiego Gangesu, jako o Romach, tylko o Cyganach. Wszystko jedno, czy jest to przepełniony refleksją esej jak Fado czy też powieść o handlowcach–wagabundach jak Taksim. Czy Andrzej Stasiuk ostrzega przed romską falą? Dochodzimy do absurdu. Jeśli przyjąć kryteria poprawności politycznej, wyrwać słowa z kontekstu, to wielki „samotnik z Beskidu Niskiego”, jak określają A. Stasiuka co niektórzy dziennikarze, też mógłby być drugim Luisem Ferdinadem Celiném. Nota bene, do którego formy i języka literackiego „samotnik z Beskidu Niskiego” nie ukrywa sympatii. O fakcie tym Andrzej Stasiuk wspominał w swojej autobiografii, gdzie napisał: Dostałem od Gwidona „Podróż do kresu nocy” Céline`a. Nie, przepraszam, tylko mi pożyczył i mu oddałem. Kompletnie mnie wtedy Céline nie kręcił. Teraz rżnę z niego ile się da. – To na wypadek, gdyby jakiemuś krytykowi wydawało się, że odkrywa Amerykę. Siedzę i rżnę aż gwiżdże[19]. Zagadnienia związane z Romami są u A. Stasiuka cały czas obecne. Fascynacje ideą cygańskiej wspólnoty są u A. Stasiuka tak silne (pisarz mówił często o „obsesji cygańskiej”), że dla ignorantów mogą wydawać się mocno podejrzane.

Posądzani o ksenofobię są również muzycy żydowscy. Zarzut taki postawił Bobowi Dylanowi jeden z młodych, amerykańskich internautów. Przeanalizował on piosenkę amerykańskiego barda Neihborhood Bully z 1983 roku. Internauta, posługujący się pseudonimem Ellis ocenił, że amerykański bard we wspomnianym utworze uprawia niesprawiedliwą syjonistyczną propagandę. Recenzując twórczość Boba Dylana internauta napisał, że treść piosenki Neihborhood Bully jest taką samą ciemną plamą w jego dorobku, jak wątki antysemickie w pisarstwie Thomasa Samuela Eliota[20]. Internauta swoją interpretację utworu Neihborhood Bully znacznie rozwinął. Ellis podkreślił ten fakt, przypominając, że biografowie Boba Dylana, jak Howard Sounes i Mike Marques nie byli tak surowi wobec piosenki Neihborhood Bully, ani Boba Dylana. Autorzy ci nie określili więc gwiazdy amerykańskiego rocka, jako syjonisty, ani tym bardziej rasisty. Jego kontrowersyjny utwór H. Sounes ocenił jedynie, jako fakt poparciem Boba Dylana dla walki z arabskimi sąsiadami. M. Marques w treści Neihborhood Bully doszukał się tylko opowieści o bombardowaniu przez Izrael w 1981 irackiego reaktora nuklearnego w ośrodku Osirak[21].

Historia rocka z ostatnich trzydziestu lat zna liczne przypadki, kiedy piosenki wzbudzały nie mniejsze, polityczne kontrowersje. Podczas I wojny w Iraku, w 1991 roku, w licznych krajach zabroniono radiostacjom radiowym emitowania piosenki zespołu „The Cure” Killing an Arab, którą zespół nagrał na albumie Boys Don’t Cry, wydanym w grudniu 1978 roku. Od 2005 roku wzbudzająca kontrowersje, a w niektórych środowiskach oburzenie, piosenka „The Cure” została zmieniona na Kissing an Arab. Duża grupa oddziałów Irlandzkiej Republikańskiej Armii uznała zaś, że piosenka Sunday Bloody Sunday jest hymnem bojowników z Ulsteru. W politycznym amoku nikt nie wziął pod uwagę, że intencje grupy rockowej „U2” były zupełnie inne, a muzyczny esej o krwawej niedzieli z 1973 miał nie dzielić, tylko łączyć. Nie zawsze bowiem fani właściwie odczytują zamiary i przesłanki swoich idoli. Niezrozumienie przekazu na linii autor – słuchacz, widz, czy czytelnik z pewnością była, jest i będzie się zdarzać. Jest to zrozumiałe; gorzej jeśli niesie ze sobą złe konsekwencje.

 Remigiusz Kasprzycki


[1] Inna jaskrawość. Z Kazikiem Staszewskim rozmawia Przemysław Szubartowicz, Trybuna, nr 21, 20-21 październik 2001.

[2] Psy Wojny, wywiad z Falonem, Pasażer, nr 16, wiosna-lato 2002,  s.113.

[3] J. Michalak, Nie będę wisiał ukrzyżowany. 30 lat punk rocka na Dolnym Śląsku. Ludzie, teksty, inspiracje, kapele, Wrocław 2008, s. 109, 131.

[4] Meble, utwór: Ballada o dwóch wieżach i IŁ 62 feat. Magura, utwór: Dzięki Ci Ameryko (Ruchome Święto Dziękczynienia), płyta „Radio Lampa” dołączona do pisma Lampa, nr 9, grudzień 2004.

[5] Korespondencja autora z dr hab. Wojciechem Kajtochem, prasoznawcą i badaczem języka subkultur młodzieżowych. E-mail z dnia 22. grudnia 2009.

[6] Jon Widerhorn, Peter Steele Of Type O Negative: A Remembrance, Frontman’s dark image his friendly, humorous personality, http://www.mtv.com/news/articles/1637149/20100415/type_o_negative.jhtml, odczyt z dnia 14 lipca 2010.

[7] Read abort Iced Earth, http://www.metal-archives.com/more.php, odczyt z dnia 22. grudnia 2009.

[8] R. Simons za/przeciw antysemityzmowi? , http://www.rapgra.com/news/ , odczyt z 18. grudnia 2009.

[9] Dr Huey P. Newton Foundation: „There is no new Black Panther Party”, http: //www.blackpanther.org/newsalert.htm Odczyt z 11. grudnia 2009.

[10] Koncert Daniela Landy i zespołu „Kult” w Pardubicach, 25.04.2008. Zob. film o przebiegu koncertu i komentarze internautów na www.you.toube

[11] L. Szymanowska, M. Jakimowicz, Neofaszysta na kolanach, Gość Niedzielny,  nr 8, 2005, s. 32-33.

[12] J. Podsiadło, Nie znacie, to posłuchajcie, Tygodnik Powszechny, nr 35 (2773), 1. września 2002. B. Koroluk, Rock euroazjatycki, Fronda, nr 11-12, 1998.

[13] W. Zimowski, Próba apoteozy podziemia. Nie publikowany tekst w zbiorach autora.

[14] E. Limonow, To ja, Ediczka, Warszawa 2005, s. 121-122.

[15] Korespondencja Remigiusza Kasprzyckiego z Petrem Schredlem, wokalistą i menadżerem słowackiego zespołu punk-rockowego Zona A. List P. Schredla, Konyka do autora, z 9 grudnia 2009. 

[16] A. Stasiuk, Fado, Wołowiec 2006, s. 76.

[17] A. Stasiuk, Taksim, Wołowiec 2009. s. 16

[18] Ibidem, s. 22.

[19] A. Stasiuk, Jak zostałem pisarzem (próba autobiografii intelektualnej), Czarne 1998, s. 112. Nawet antysemita L. F. Celine w swojej książce Zamku do zamku zdobył się na słowa sympatii wobec Żydów, przymusowo chrzczonych w średniowiecznej Francji. Zob. L. F. Céline, Zamku do zamku, Izabelin 1998, s. 116.

[20] Ellis, Bob Dylan’s Racist Song, The Sharp Side, http://ellissharp.blogpost.com, odczyt z 7. grudnia 2009.

[21] Ibidem.

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht.

*