Not in my Name

ce54853a-0cc4-4fd9-add4-4e200c3cc833Nie zgadzam się z twierdzeniem, że lawina wyrazów solidarności i współczucia, która od paru dni przetacza się przez portale społecznościowe, jest bezcelowa. Ucieleśniona nawet w tak drobnych gestach jak zmiana zdjęcia profilowego, odgrywa swoją rolę w kształtowaniu globalnych postaw. Gdyby to, co na swoich wallach udostępniają zwyczajni ludzie, nie miało konkretnego echa, to, analogicznie, spirala nienawiści wobec muzułmanów nie nakręcałaby się w tak zawrotnym tempie pod wpływem powielania mistyfikacji. W wyniku desensytyzacji, jak nazywają to zjawisko psychologowie, w dobie Internetu przestaliśmy wyodrębniać z wypowiedzi mowę nienawiści. Co gorsza, nasz wewnętrzny cenzor nie popycha nas do refleksji, kiedy wpadamy na pomysł korzystania z niej, tłumi go społeczne przyzwolenie na tego typu zachowania. I tak zdarzyło mi się przeczytać, jak najpotulniejsza znana mi osoba na swoim Facebooku zdeklarowała się do „nich” strzelać.

Oczywiście – znacznie większy ciężar gatunkowy mają wypowiedzi postaci jakkolwiek obecnych w życiu publicznym. Nawet, jeżeli ich pozycja nie idzie w parze z autorytetem. Tak było w przypadku sławetnej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. Niestety na nic zda się tłumaczenie, osób ku temu kompetentnych, że uciekający przed wojną Syryjczycy nie stanowią zagrożenia biologicznego, że funkcjonują organy, odpowiedzialne za zabezpieczenie przed takim ryzykiem. W umysłach części ludzi pozostanie rysa, kolejna barwa w kalejdoskopie lęków. Szczególnie niebezpieczna, bo odwołująca się do najbardziej pierwotnych instynktów, cegiełka w procesie dehumanizacji pewnej grupy.

Przeraża mnie niedostrzeganie pewnych bardzo jasnych analogii między eskalacją nastrojów pseudo-nacjonalistycznych obecnie i dawniej. Przed rzezią w Rwandzie Hutu nazywali ludność Tutsi „wysokimi drzewami”, które należy wyciąć,  Hitler Żydów określał jako „niższą rasę” – odbierając im w ten sposób ludzkie cechy. Zdajemy się dziś być świadomymi reperkusji “odczłowieczania” jak i mnożenia uprzedzeń. Jestem przekonana, że każdemu zdarzyło się zostać apriorycznie podłączonym pod grupę, z jaką się nie utożsamiał, przez ubiór albo miejsce, w którym przypadkowo się znalazł.

Jak więc tłumaczyć zbiór moralnych prerogatyw, jakie sobie wzajemnie nadajemy, skandując: „Islamskie świnie – czekamy i łby poobcinamy” czy „Polskie kozy obronimy, imigrantów nie wpuścimy”?

Truizm – z natury nie radząc sobie z nadmiarem bodźców dążymy do upraszczania otaczającej nas rzeczywistości. Przyjmujemy manichejską postawę aby lepiej zrozumieć świat i szukamy tożsamości – wypadkowa tych ludzkich cech tłumaczy polaryzację: my – oni; biali, cywilizowani – czarni, prymitywni; nie-muzułmanie – muzułmanie. Przetwarzamy informacje w sposób wybiórczy – szczególnego waloru nabierają w naszych oczach te, które wzmacniają przyjęte przez nas tezy. Tak młodzi gniewni „followują” tylko „prawicowe” portale, posiłkują się wiadomościami bez sprawdzania ich autentyczności, wysnuwają arbitralne wnioski (wiązanie zamachów terrorystycznych z eksodusem ludności cywilnej z państw Bliskiego Wschodu). Może być też tak, że hasła: “zbrodnia przeciwko ludzkości” czy “ekstremizm” – zdają się w naszej percepcji nie przystawać do współczesnych realiów zachodniego świata, w którym ważny filar dobrobytu stanowi wolność słowa i pluralizm polityczny. Obawiam się, iż dziś młodzi mieszkańcy krajów rozwiniętych łączą samo pojęcie ludobójstwa z zamierzchłymi czasami lub „prymitywnymi ludami”, zamieszkującymi Afrykę i Bliski Wschód, czy co tam jeszcze istnieje poza Europą Zachodnią i USA.

Istnienie tych mechanizmów sprawia, że przytoczenie nawet najbardziej niezbitych argumentów „za” przyjmowaniem uchodźców, może nie przynieść skutku. Dotyka mnie forma, jaką w cywilizowanym kraju przyjmuje ta dyskusja. W mojej opinii głosy podważające samą słuszność pomocy potrzebującym mogłyby rozbrzmiewać w zmarginalizowanym, etnocentrycznym skansenie, z którego istnieniem mierzy się każdy rozwinięty kraj, za to politycy, dziennikarze, aktywiści winni debatować o optymalizacji systemów asymilacji azylantów i zapewnienia im godnych warunków życia. Niezgoda na obojętność powinna pozostawać w sferze domyślnej.

Jak brzmią głosy po drugiej stronie?

„Dzisiaj imigranci jutro terroryści!”

Członek IS, planujący dokonanie zamachu na terenie Europy, nie potrzebowałby korzystać z tak niewygodnych środków przedostania się na do celu jak wyczerpująca, wielodniowa piesza wędrówka, rejs na zdezelowanej tratwie czy podróż w przeludnionym pociągu. Organizacja, o której mowa, nie tylko dysponuje bajońskimi sumami ale również posiada swoich wysłanników, już rozlokowanych na terenie UE (wśród nich rdzennych mieszkańców Europy, o czym nie należy zapominać). Każdy uchodźca natomiast, tak samo jak ofiary serii zamachów w Paryżu, jest OFIARĄ TERRORYZMU. Sytuacja w państwach, z których pochodzą ci biedni ludzie, w uproszczeniu, jest wynikiem tarć między dyktaturą a wszystkim dobrze znanym IS. Wg The Economist rządy w 14 państwach arabskich można zaklasyfikować jako autorytarne. Silnie scentralizowana, niedemokratyczna władza, katalizuje radykalizację grup opozycyjnych – jest to efekt człowieczej natury popychającej nas ku polaryzacji, o której już wspominałam. Wiedzieli o tym doskonale George W. Bush i Donald Rumsfeld. Nikt najwidoczniej nie przewidział jednak, że interweniując na obcym kulturowo obszarze w celu, nie oszukujmy się, załatwiania partykularnych interesów za fasadą „szerzenia demokracji”, przyczyni się do radykalizacji nastrojów grup ekstremistycznych. Jeszcze w lutym 2004 roku zaledwie 14% Irakijczyków preferowało „religijnych polityków”, pół roku później odsetek ten wzrósł do 70%*.

Przyznam szczerze, że gdyby obce siły dokonały tak podstępnej, okrutnej uzurpacji na terenie mojego państwa, gdybym była świadoma skali dokonywanych przez nie grabieży, odpowiedzialności za społeczną pauperyzację, gdybym to ja została poddana „prewencyjnym” torturom – lgnęłabym do opozycji jakkolwiek konformistycznej maski nie musiałabym w tym celu przywdziać.

Nasuwać powinny się proste wnioski. O azyl w Europie zabiegają ludzie, którzy, tak jak większość z nas, cenią pokój i wolność, którzy mimo lat ucisku ze strony zachodu (przypominam, że i kolonializm dołożył swoje), potępianej przez skrajne ugrupowania islamskie westernizacji, zwracają się ku nam. Boli mnie, że muszę nie tylko uwypuklać kolejny wymiar moralnej obligacji jaką powinniśmy czuć (jakby sam fakt, iż tysiące ludzkich istnień stoją pod naszymi granicami, poniżone, pogrążone w traumie i bólu nie wystarczyło, aby okazać im litość) ale podawać również pragmatyczne aspekty pomocy. Oby uchodźcy mieli w sobie wystarczająco dużo cierpliwości aby, kiedy rzucamy im kolejne kłody pod nogi i traktujemy jak nędznych pariasów, nie znienawidzić naszej kultury do cna. Przestańmy zasilać szeregi IS.

Skoro wspomniałam już o praktycznych stronach postawy, jaką staram się szerzyć, wspomnę o korzyściach, jakie jeszcze możemy czerpać z obecności tych ludzi na naszych ziemiach.

Jednym z poważniejszych problemów współczesnej Europy jest starzenie się społeczeństwa. Ten powszechnie znany fakt zdaje się nie skłaniać nas do dostrzeżenia szansy na obronę przed katastrofą demograficzną.

Szacunki wskazują na to, że aby utrzymać liczbę ludności na obecnym poziomie, potrzebujemy imigrantów rzędu 200 tysięcy rocznie. I tak nie jesteśmy w najgorszej sytuacji, bo Niemcy potrzebują nawet do 500 tysięcy rocznie. Imigracja w znacznej skali byłaby zatem czymś pożytecznym i pożądanym – powiedział w wywiadzie dla serwisu http://www.money.pl profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.

Nie należy również zapominać, iż ta fala emigrantów jest bezprecedensowa pod względem ilości ludzi wykwalifikowanych. Szczególnie wykształconą grupą spośród szukających azylu są Syryjczycy, przed których przyjęciem tak bardzo się bronimy.

„Moje włosy to nie powód do gwałtu”

Jednym z argumentów wysuwanych przez sympatyków „prawicy” przeciwko przyjmowaniu uchodźców jest obawa o erozję polskiej kultury. Nasi politycy, znawcy praw kobiet (torpedowanie konwencji antyprzemocowej) oraz niebezpieczeństw związanych z mieszaniem się kultur (54 strefy szariatu w Szwecji) drżą na myśl o wyparciu sałatki jarzynowej przez kebab.

Za tą nutką ironii stoi smutny dowód na działanie społecznych mechanizmów, o których to wspominałam na początku eseju, bowiem prezes swoją wypowiedzią powielił i ugruntował pewien mit, będący dziś pożywką dla “obrońców narodu”. Po raz kolejny na nic tłumaczenie ambasady szwedzkiej, ujawnienie źródła tego fatalnego nieporozumienia – w Szwecji istnieją 54 regiony o zwiększonej przestępczości, których mieszkańcy w większości nie są muzułmanami – jeden człowiek dostosowuje rzeczywistość do swojego szablonu w celu utrzymania władzy i nikt go nie rozliczy, kiedy powtórzone tysiąc razy kłamstwo w końcu pchnie jakiegoś gniewnego-łysego do krwawego wdrażania idei „Każdy inny, wszyscy biali”. Nie będzie miał on w swojej wypełnionej rozbojami i nienawiścią głowie wystarczająco miejsca, aby pomieścić niektóre dane. Jak na przykład te z raportu think thank`u Arena Idle wskazujące, iż Szwecja na imigrantach zarabia około 30 mld rocznie.

Szczególnym paradoksem jest to, że pseudo-patriotyczne środowiska w całej tej swojej światopoglądowej mizerii zawierają związek Polski z kościołem. Rzeczywiście, relacja „ołtarz – tron” jest w naszym kraju bardzo bliska, do tego stopnia, że z konkordatu wywiązujemy się z nawiązką. Jak jednak pogodzić te nastroje z nauką kościoła, słowami papieży czy postanowieniami II Soboru Watykańskiego, które jednogłośnie namawiają do pomagania potrzebującym bez względu na ich wyznanie?

Idąc dalej tropem kultywowania polskich wartości i historii, przypominam, że pojęcie solidarności powinno być nam szczególnie bliskie. Kiedy miałam okazję przeprowadzać sondę w Płocku na temat kryzysu imigracyjnego, zauważyłam korelację między wiekiem pytanych a ich stosunkiem do problemu. Starsze osoby częściej powoływały się na historię polskich uchodźców. Ze statystyk wynika (ale widać to też gołym okiem), że szczególnie sceptyczni wobec pomocy uchodźcom są młodzi ludzie. Zawinił, na pewno, system oświaty, który w przypadku Polski oceniam jako szczególnie niewydolny, niezachęcający do samodzielnego myślenia i odpowiedzialności. Po raz kolejny odwołam się również do głodu przynależności. Młodzi ludzie w poszukiwaniu tożsamości, okazjonalnie zawodzeni rządowymi aferami, pragnący czuć się potrzebni, próbują podpiąć się pod pewien kanon idei politycznych, pod pewną opcję. I tak oto poszerza się grono samozwańczych „neoliberałów”, którym gdzieś tam obiły się o uszy „leseferyzm” czy szkoła austriacka, a i pomysł, żeby pognębić tych „homosiów” i Arabów pokrywa się z tym, co mówili pod blokiem i na stadionie. I ta biała Polska, krucyfiks, kibolstwo, niszczenie systemu – to wszystko ładnie współgra, stanowi oręż i można powiedzieć, że się reprezentuje tego pana, który w europarlamencie używa słowa na „n”. Można powiedzieć, iż się do pewnej grupy należy. Że się coś reprezentuje.

Nie potrafię sobie wyobrazić jakiego uszczerbku endemicznych cech narodu, liczącego 38 milionów może dokonać napływ paru tysięcy „obcych”. Motywowanie wrogiej postawy wobec uciekinierów ich domniemanym wyższym wskaźnikiem reprodukcji traci rację bytu w obliczu kalkulacji UNHCR: w miarę upływu czasu spędzonego przez mniejszość z uboższego kraju na danej ziemi, a co za tym idzie, wraz ze wzrostem poziomu życia, dzietność przybyszy wyrównuje się z tą autochtonów. Co więcej, proszę pamiętać – nawet gdyby Unia przyjęła wszystkich uchodźców z Syrii – 4 mln – i wszyscy byliby muzułmanami, to odsetek wyznawców islamu w Europie wzrósłby z 4% do 5%. Obecność osób reprezentujących inny krąg kulturowy niż znany nam, może jedynie zapełnić lukę w naszej mentalności tam, gdzie miała zrobić to edukacja.

„Na granicy z Węgrami siedzi Arab z iPhone`ami!”

Z jakiegoś powodu w optyce bojujących uczestników manifestacji „antyimigranckich” nie godzi się człowieka żyjącego powyżej granicy ubóstwa mianować uchodźcą.  Czyżby mieszkaniec kraju ogarniętego wojną, już w dniu jej wybuchu, tracił wszystkie swoje dobra? Czy smartphone stał się symbolem bogactwa tak niewyobrażalnego, że chroniącego jego właściciela przed okropieństwami wojny? Cóż, biorąc pod uwagę obecne rozłożenie sił politycznych w rządzie, zaczynam cieszyć się ze swojej „cegły”.

Otóż, co może okazać się zaskakujące dla niektórych sceptyków, w Afryce doszło już do częściowej elektryfikacji, są tam też drogi, samochody. A w Syrii podobno nawet wieżowce.

„Chcemy repatrianta nie imigranta!”

Kiedy byłam na manifestacji z rodzaju Refugees Welcome w Płocku, miałam okazję podpisać list otwarty, w którym mowa była nie tylko o wspieraniu uchodźców ale również repatriantów. Z jakiegoś powodu obóz opozycyjny bliższy był wywróceniu stolika, na którym składano podpisy, niż dołączeniu się do zgromadzonych.

„Młody Polak emigruje a rząd obcych sponsoruje!”

Nie rząd tylko Unia.

Co dalej?

Nie od dziś świat mierzy się ze zjawiskiem terroryzmu. Obawiam się jednak sytuacji, w której wydarzenia sprzed paru dni staną się cezurą, nie takiego formatu jak 11.09, ale o podobnych konsekwencjach. Boję się, że polityka walki z terrorem oparta zostanie na gniewie, że nasze emocje zyskają prymat nad rozsądkiem. Nie dezawuuję bólu, jaki płonie w sercach nie tylko rodzin ofiar zamachów w Paryżu ale i wszystkich tych z nimi współodczuwających, lękających się o własne bezpieczeństwo. Nie chciałabym powielenia błędów, które przyczyniły się do tej tragedii.

Pragnę żyć wśród ludzi świadomych, empatycznych, chciałabym aby każdy z nas poddawał swoje osądy weryfikacji, abyśmy patrzyli szerzej. Spróbujmy pamiętać o tym, że za każdą tragedią stoi pewien mechanizm, stoi pewna historia, iż tylko CZŁOWIEK może zniszczyć CZŁOWIEKA.

Słyszę głosy tych bardziej litościwych aby dokonywać selekcji, „wpuszczajmy tylko kobiety z dziećmi”.

To wasz dobytek mógł zostać zdewastowany, to w waszym kraju mogła działać organizacja, dokonująca przestępstw na zatrważającą skalę i to wy mogliście być z nią niesłusznie utożsamiani.

To was mogli wyzywać od zwierząt i grozić wam eksterminacją. To was mogli nie przepuścić przez granicę. To wy mogłyście słyszeć, że nie znajdzie się miejsce dla waszych synów, braci, ojców.

Jestem Polką – ale nie w moim imieniu skanduje Młodzież Wszechpolska.

Tak samo, jak nie w imieniu wszystkich muzułmanów zgraja chorych ludzi detonuje bomby.

Michalina Kobla

 

*Human Rights Watch, Leadership failure: Firsthand Accounts of Torture of Iraqi Detainees by the U.S. Army`s 82nd Airborne Division, wrzesień 2005, s. 9, 12

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*