Zostać członkiem gangu Chrystusa

Dawno już jesienne promienie słońca zniknęły za horyzontem. Wracałem, jak zwykle odbudowany wewnętrznie, po jednym ze spotkań, w którym młodzi ludzie stanowili znakomitą większość zarówno występujących jak i słuchaczy. Potencjał tych dzieciaków mógłby posłużyć za przykład dla wielu samorządowców, mówiłem sam do siebie i zadowolony uśmiechałem się pod nosem. Nie wiedziałem, że za sprawą mediów stanę się za chwilę świadkiem kolejnego olśnienia.

Silnik mruczał miarowo, anomalia jesiennej pogody sprawiły, iż klima chodziła na 50% mocy, a powinno być dokładnie odwrotnie, mruczałem pod nosem. Jadąc tak, rozmyślałem nad tym, co przeżyłem ale też zastanawiałem się nad tym, co można nazwać narastającym dramatem naszych czasów. Przecież ani ta gmina ani ta miejscowość niczego nie zmienią. Robią wspaniałą robotę, której pewnie nikt nie zauważy, poza lokalną społecznością. Szkoda – pomyślałem – bo ta lokalna diaspora mogłaby stać się przykładem  w skali regionu, a bez wątpienia całego kraju nawet. Tak zasłuchany w swoje rozmyślania zapomniałem, że mam włączone radio; nagle dotarły do mnie słowa, biegnące z anteny.

Głos młodego człowieka przerwał tok moich prywatnych rozważań i cały zamieniłem się w słuch. Szkoda, że przegapiłem początek audycji, ale tym, co zapamiętałem, chcę się podzielić z Szanownym Czytelnikiem.  Z pewnością dla wielu treść zawarta w tym artykule będzie niczym innym, jak tylko jeszcze jednym tekstem, pozbawionym retoryki. Dla mnie osobiście słuchanie wspomnianej audycji radiowej było czymś więcej, aniżeli uczestniczeniem w wielu rekolekcyjnych kazaniach. Słowa osoby, która była gościem w radiowym studio, stały się odpowiedzią na wiele moich życiowych wątpliwości, związanych z wiarą.

Z pewnością stało się tak dlatego, że człowiekiem, opowiadającym o swoim życiu nie była osoba duchowna, a bardzo młody artysta raper, który do pewnego okresu swojego życia był tym, co to wiarę traktował raczej jako coś, czym nie warto sobie zaprzątać głowy. Żył z dala od wiary, ale jak się okazuje – wewnętrznie nie odrzucił tych wartości, bowiem po długim czasie coś się w nim otwarło, rozpoczął jakby odczytywanie nowego rozdziału kart swojego życia. Zrozumiał, że czas by rozpocząć niejako nowy koncert na jeszcze nie do końca poznanej przez siebie estradzie. Wkrótce zdecydował się na spowiedź, po której nie otrzymał rozgrzeszenia. Normalnie powinien obrazić się na księdza i całe to katolickie zamieszanie. Stało się inaczej, rozpoczęła się walka i próba sił dobra i zła, jakie to moce tkwią przecież w każdym z nas.

Krok po kroku uparcie, ale z jakąś nadzieją, radością pokonywał kolejne trudności, często w okresach zwątpienia powtarzał sobie najczarniejszy scenariusz swojej wieczności, dodając do tego prawdę o sobie samym. Był przekonany, iż przecież nie może być dla niego miejsca na tej estradzie, gdzie gra się tylko dobre spektakle. On – niepokorny, buntowniczy wręcz, traktujący do tej pory życie na pełnym luzie, jest zupełnym zaprzeczeniem tego, czego oczekuje od niego Bóg. Wszystko to, o czym myślał, okazało się błędną oceną i być może zbyt dużą dozą samokrytycyzmu.

Nadszedł niebawem taki czas, wspominał artysta, że Chrystus dał mu o sobie znać duchowo – lecz prawie namacalnie. Wtedy to artyście przed oczami stanęli wszyscy ci, którzy dla Jezusa byli najbliższymi przyjaciółmi. Nie było wśród nich nikogo, kogo można by było określić mianem życiowego prymusa, w czepku urodzonego szczęściarza. Trudno by było doszukać się kogoś wśród Jego fanów, kto szczyciłby się łagodnym, uległym charakterem; artysta zobaczył w tym czasie wśród tych zaufanych także siebie.

Chrystus miał mu wtedy oznajmić: Jesteś jednym z nas, potrzebuję cię do swojego gangu. Od tej pory artysta dalej robi swoje, on – a także członkowie zespołu – nadal uprawiają ostre granie, grają dla swoich fanów ale i dla Niego. Piosenkarz ożenił się z kobietą, która podobnie jak on jest wierząca. Wierzą oboje na miarę dzisiejszych czasów, co nie przeszkadza ich „szefowi”.

Zostać członkiem gangu Chrystusa – wielokrotnie podczas audycji artysta z wielkim przejęciem i radością o tym fakcie wspominał – nigdy nie jest za późno. Na powrót pewnie dobra jest każda pora, pomyślałem i przyznam, że lekcja radiowa, jaką otrzymałem zupełnie przypadkiem, bardzo mi pomogła. Audycja dobiegła końca, puścili kilka kawałków wspomnianego zespołu, było ostro padały w tekście mocne słowa, podobnej treści ,co te w audycji. Rekolekcje na antenie jednej z górnośląskich rozgłośni dobiegły końca lecz pozostawiły w mojej pamięci trwały ślad i nadzieję, że może i dla takiego pospolitego grzesznika jak ja, znajdzie się miejsce w Jego gangu.

Pierwszy listopada wydaje się być dobrym momentem na tego rodzaju przemyślenia. Na co dzień zatyrani na amen, brak nam czasu już dosłownie na złapanie oddechu czasami. W Dniu Święta Zmarłych potrafimy wyhamować, zwolnić a nawet zatrzymać się na chwilę, może właśnie dziś, w takim dniu warto rozważyć chęć wstąpienia do organizacji, o jakiej w tak przekonywujący sposób opowiadał człowiek, któremu jeszcze do niedawna do owej wspólnoty było bardzo daleko, a dziś pewnie należy do jednego z bardziej zaufanych członków wspomnianego chrystusowego towarzystwa.

Kiedy tak staniemy nad mogiłami naszych bliskich, wybiegnijmy myślami nieco dalej. Wspomnijmy tych 300 000 chrześcijan, którzy od sierpnia 2014 roku zmuszeni byli do opuszczenia swoich rodzinnych stron – Mosulu, Kara Kusz w prowincji Niniwa (Irak) i wielu innych. Zmówmy modlitwę także za 3000 chrześcijan zabitych w ubiegłym roku – część z nich straciła życie poprzez ukrzyżowanie.

 

Źródło: https://www.citizengo.org/pl/pr/166409-swiat-musi-uznacludobujstwo-chrescijan

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*