Ziemia aniołowa – „…żebyśmy może tak zmądrzeli”

 

 

 

 

 

 

 

 

Wśród legend regionu, opracowanych literacko i udostępnionych czytelnikom przez Władysława Orkana i Kazimierza Przerwę-Tetmajera, jest i ta o stworzeniu Podhala. Oto posłuszny i miłosierny anioł zapragnął pomóc Bogu w dziele stwarzania świata i uzyskawszy zgodę Pana, spróbował dźwignąć powierzony sobie teren ku życiodajnemu słońcu. W dobrej wierze usypał wielkie góry kamieni, z lekka tylko przyprószone ziemią, będąc pewnym, iż bliższa gwieździe ogrzana gleba wyda cudowny plon. Co udawało się Bogu, nie wyszło jego słudze. Pierwsza ulewa zmyła ziemię ze skał i pozostały nagie górskie szczyty – dzisiejsze Tatry. Stwórca nie pozwolił już aniołowi na dokończenie pracy i mieszkańca tej ziemi powołał do życia sam – jak pisał Orkan: „…o rosłej, śmigłej postawie; o nogach jak ze stali; o oczach bystrych, orłowych; o umyśle lotnym, przedsiębiorczym; o niezwykłej energii, zaciętości i sprycie – aby mógł na tej biednej aniołowej ziemi dać sobie radę.”

 

Jest wrzesień roku 2012. Nie zmieniły się góry, nie zmienili ludzie. Tylko troski mają całkiem współczesne.

 

1. Droga wyłącznie do raju

Teoretycznie problemem jest szosa. Niedługa, 102-kilometrowa, biegnąca z Krakowa ku Zakopanemu. Prawa miejskie ten modny w międzywojniu kurort uzyskał dopiero w 1933 r. Niejako automatycznie rozpoczęto gigantyczne przedsięwzięcie drogowe, które miało przybliżyć go do najbliższego dużego grodu – Krakowa – a właściwie do Warszawy, bo jej bogatsi mieszkańcy chcieli być „bliżej”. Tak, głównie siłą ludzkich i końskich mięśni, powstała zakopianka. Przy jej budowie znalazło pracę wielu mieszkańców Małopolski, także Podhalan, którzy wcześniej udawali się w poszukiwaniu chleba, zazwyczaj za Wielką Wodę. Wbrew nowej szosie – pewniejszym środkiem transportu był pociąg. Dopiero PRL, a po nim ostatnie przekształcenia własnościowe PKP i naciski lobby paliwowego, zdezawuowały rolę kolei i zmusiły Polaków do „wyboru” komunikacji samochodowej.

 

 

Zakopianki nie projektowano na potrzeby dzisiejszego ruchu drogowego. Nikomu nie śniły się w latach 30. XX w. potężne, ciężkie TIR-y ani też ciągnący w obie strony nieprzerwany sznur pojazdów. Nic to, iż w dużej mierze zdezelowanych i na kredyt, czyli wciąż nie będących własnością kierowców. Podgrzewana nachalnymi reklamami koniunktura doprowadziła Polaków do niezdrowego amoku – auta „nie wolno” nie mieć! Ktoś bez prawa jazdy i własnych czterech kółek jest już między Bugiem a Odrą takim samym pariasem, jak ktoś, kto musi pracować, by mieć pieniądze. Na mądre pytanie Ericha Fromma: „Być czy mieć?” – wbrew głoszonym publicznie katolickim zasadom życia społecznego – statystyczny Kowalski odpowiada: „Mieć!”. Argumenty obrońców środowiska trafiają w społeczną próżnię. Jaka w tym rola mass-medialnych koncernów, kształtujących mózgi współczesnych rodaków nijakością i niechlujstwem kolorówek i stron internetowych, to rzecz inna. Jaka w tym rola samorządów, które miast bronić pro-społecznych wartości – en bloc poprzez media lokalne produkują jedynie laurki rządzących tymczasowo ekip – to także sprawa na odrębny tekst.

Przypominamy negatywną rolę mediów nie bez kozery – odegrały w interesującej nas sprawie wybitnie negatywną rolę.

 

***

Zygmunt Bauman napisał kiedyś, iż o losach świata decydują w dobie globalizacji ci, którzy mają dostęp do informacji i ci, co mogą bez przeszkód się przemieszczać.

Zakopianka taki właśnie swobodny transfer umożliwiała. Do czasu, aż straciła atrybut przejezdności, a stało się to w latach 90. XX w. W jedną stronę ciągnęły auta tzw. ludzi sukcesu – polityków, biznesmenów, mafiosi, artystów i aktorów tasiemcowych seriali. W Zakopanem i okolicach szukali spokoju, niektórzy mocnych wrażeń, inni jeszcze ubijali interesy, niekoniecznie w pełni zgodne z prawem. Z bezprawiem raczej.

Ku Krakowowi i dalej ruszali ludzie w poszukiwaniu chleba, którego ich rodzinna ziemia – gościnna dla obcych, niełatwa dla swoich – dać im nie chciała. Do dzisiaj w wielu wioskach straszą wykończone, acz zupełnie puste domy tych, którzy wyemigrowali. Zza oceanu czy Kanału La Manche płacą podatki. Wierzą, iż kiedyś wrócą… Bardzo rzadko pozbywają się swych ojcowizn na konto przysłowiowej „warszawki”. Czynią to ci tylko, którzy już wiedzą, że grobem ich będzie kraina bez hal i podzwaniających zbyrcydełek.

Z początkiem XXI w. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad rozpoczęła modernizację trasy Kraków-Zakopane. I nie byłoby w tym niczego dziwnego, choć miasto nie leży na żadnym ważnym szlaku, a stanowi jego koniec/początek i wyraźnie się już „dusi” – gdyby nie konieczność przebudowy wraz z zakopianką podhalańskiego krajobrazu, społeczno-kulturowego również.

 

2. Droga jako kolejny problem

Jeśli ktoś myśli, że górale śpią na pieniądzach, grubo się myli. Przez setki lat wydzierali swojej ziemi to, co wydrzeć się dało. Ich zapał i hardość ścierały się z warunkami klimatycznymi, nichciejstwem zaborczych  – potem „własnych” – biurokratów i często zawadiacką zapalczywością. Trzy były skarby góralskiej kultury – ziemia, wiara i rodzina. W tej chyba właśnie kolejności. Nawet teraz, gdy łąki zarastają trawą, nie oddadzą swojej ziemi, a już na pewno za bezcen. Tymczasem drogowcy traktują Podhale jak kolonie swoich interesów.

 

Wójt gminy Szaflary, Stanisław Ślimak, mieszkaniec pobliskiego Białego Dunajca: „Trzeba tym ludziom zapłacić. Nie to, co pan Rapciak chciał, 3 tysiące za ar! 3 tysiące za ar, czyli 30 złotych za metr kwadratowy! (…). Tu, w tej sali na dole było pół tysiąca właścicieli gruntów (…). Była jego pani rzecznik i koordynator od propagandy sukcesu, no i miał 3 czy 4 szacujących nieruchomości u niego, z całej kohorty złoczyńców, a tych złoczyńców tam jest pewnie ze 20, w krakowskim oddziale. Ludzie go wyśmiali, ja zapewniłem bezpieczeństwo (…). Mieszkańcy nie chcą sprzedać – prawo rynku – inwestor może dać taką cenę, jak rolnicy dostali od marketu! Że przebija prawie 10 razy to, co oferowali drogowcy?! Właścicieli marketów posłuchali – cena ich skusiła. Powiedzieli: <Panie wójcie, raz się ziemię sprzedaje, ale cena była godna…> To ma znaczenie!”.

Znaczenie ma, ponieważ zbyt długo zmuszano górali do tego, by nie poczuli się na własnej ziemi zbyt pewnie. Najpierw zaborcy, potem okupanci niemieccy, wreszcie „nowe”, które przyszło wraz z dekretem PKWN. „Nowe” wymagało takiego samego posłuszeństwa, jak poprzednie. Znów wójt Ślimak: „Europę zniszczyła wojna 30-letnia. Dyrekcja Generalna Dróg Krajowych i Autostrad niszczy Podhale już pół wieku! Mówię, jako człowiek, który przekroczył 65 lat. W związku z powyższym wiem, co mówię, bo ich totalne niszczenie i szantażowanie mieszkańców od Nowego Targu do Zakopanego trwa 50 lat!!! Moi rodzice, moi przodkowie czy ludzie w ich wieku, odchodzili z tego świata w traumie pookupacyjnej i w strachu przed dyrekcji rozpasaniem. W PRL-u mogli straszyć do woli. Tutaj okazuje się, że niezawisłe sądy są ponad polityką i rozstrzygają na korzyść mieszkańców!”.

Ziemia i tak zarasta, ale nie ta, gdzie stają siedziby Podhalan. Domy stare – przepiękne, nad podziw wpasowane w krajobraz, choć często w złym już stanie technicznym. Domy nowe? Z tym bywa różnie, acz nawet „warszawka” nie chce zbytnio odstawać od miejscowego, bardzo praktycznego kanonu budownictwa. Na ugorowanie można patrzeć dwojako. Wójt Szaflar: „Mogą gdzieś być nie wykoszone pola, które kiedyś były do zera wykoszone, w pozostałych miejscowościach gminy naszej są wykoszone. Zapuściły się niektóre, ale nie wszystkie, nawet przy tej zakopiance, bo wykoszą siano, koszą drugi pokos, są gospodarzami z krwi i o nich musimy wiedzieć.”

Wójt gminy Biały Dunajec, Andrzej Jacek Nowak, dostrzega raczej drugą stronę medalu. Wie, iż pola – i tak marne i wąskie – pustoszeją. „Działki odziedziczone – opowiada nam – ale 30% populacji już nie zajmuje się rolnictwem… 60-70% pól leży odłogiem.” Ma rację. I szuka przyczyn. Jego, a jest również rodowitym góralem, zdaniem – główną przyczyną zarastania pól i łąk jest… brak rąk do pracy. Jedne są już zbyt stare, by podołać sianokosom czy żniwom, inne… Młodzi emigrują i jest to proces na razie jednokierunkowy – z Podhala ku zachodnim standardom życia. Głównymi kierunkami ich podróży są teraz Niemcy i Francja, rzadziej znacznie USA. Poza tym Podhalan szanują firmy budowlane na terenie całej Polski. Góralom płacą nawet najmniej uczciwi przedsiębiorcy. W przeciwieństwie do potulnych Poleszuków czy cichych mieszkańców Podlasia – potrafią upomnieć się o należne im złotówki. „Gmina się starzeje, to widać przerażająco!” – mówi wójt Nowak. Patrząc na tłumek, wychodzący po mszy z miejscowego kościoła, nie rzuca się to zbytnio w oczy. Ale seniorzy odwiedzają świątynię raczej w niedzielę. A mamy właśnie we wsi Biały Dunajec dzień całkiem powszedni.

Gorzej, iż młodzi wyjeżdżają z dziećmi. To zabija miejscowe szkolnictwo. W klasach uczy się niekiedy zaledwie 2-3 dzieci, Podhale stoi przed widmem likwidacji kolejnych placówek oświatowych. Gmina Biały Dunajec nie jest żadnym wyjątkiem. Wójt jasno stwierdza, iż w budżetach szkół największe środki trzeba przeznaczać na pensje nauczycieli. „A przecież nie mamy środków, bo nie mamy dzieci! – konkluduje Andrzej Jacek Nowak. – Samorządy nie są w stanie udźwignąć ciężaru finansowania tych małych placówek, staramy się dowozić młodzież do większych.”

Nawet katolickie stowarzyszenie z Częstochowy, które myślało o przejęciu jednej ze szkół, wycofało się ze wstępnej oferty. Jego szefowa poinformowała rodziców, iż nie da się podobnej placówki utrzymać – potrzeba co najmniej 7-8 dzieci, by szkoła mogła funkcjonować. Wojt Nowak opowiada o reakcji ludzi na słowa przybyłej. „Jej uwierzono, że się nie da. Władzy ani nauczycielom rodzice wierzyć nie chcą!”.

Mieszkańcy Podhala nie mają wszak w genach matrycy wygodnictwa. Trudno im zrozumieć, iż czegoś się „nie da”. Ledwie po roku pobytu w parafii Matki Bożej Królowej Aniołów w Białym Dunajcu postrzega to już miejscowy proboszcz, ks. Jan Dolasiński: „Górale sobie poradzą. Potrafią zrobić więcej od innych – a to coś kupią i sprzedadzą, a to skarpetki zrobią, a to turystów przyjmą. Gdzie indziej by o sobie taki mówił: <Bezrobotny!> – a tutaj? No, fakt, bezrobotny, ale dam radę!”.

Kij ma dwa końce – ten także. Im człowiek starszy, im mniej dokoła niego krewnych i znajomych, im mniej czasu – tym trudniej. Nawet góralom! Dziś jeszcze uda się załatać domowy budżet, ale jutro, zwłaszcza wobec polskich realiów AD 2012, wcale nie jest takie pewne. I nie jawi się jako enklawa ciszy i sielanki, a raczej biedy i społecznych niepokojów.

Wójt gminy Biały Dunajec również dostrzega zaradność swych krajan: „Niektórzy mają warsztaty, stolarnie, większość ma pensjonaty. (…). Z rolnictwa tu się nie wyżyje, dobrze rośnie jedynie trawa – stąd krowy!”. Tyle, że krowy to też marny interes. Jeśli wierzyć góralom, zakopiańska mleczarnia ich mleka – nie skupuje! Pozostają agroturystyka i turystyka. Niektórzy rzeczywiście dysponują niezłą bazą hotelową, inni dzięki hodowli – własnymi produktami. Tylko ile pensjonatów może stanąć w Poroninie czy w Białym Dunajcu??? Zamiast kilku pełnych miejsc wypoczynku – widzimy wiele niemal pustych. Jest co prawda okres pomiędzy sezonami letnim i zimowym, ale stan rzeczy optymizmem nie napawa. Pozwala na przetrwanie, ale już nie na inwestycje. Konieczne przecież w każdej branży.

Mimo wszystko jakoś łatwiej żyje się na swoim. Choć niektórzy, dzięki modernizacji zakopianki owo „swoje” utracili lub wciąż mogą jeszcze utracić. Zamiast rozwiązać problemy Podhala – inwestycja Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad jeszcze je skomplikowała. Choćby – dzieląc ludzi na przeciwników przebudowy i ich zwolenników.

 

3.      Droga, most, potok…

Gdy stoimy w „tradycyjnym” korku na zakopiance (akurat Poronin), klniemy, ale też reprezentujemy interesy ludzi z zewnątrz, przybyszy… A tak dziwnie się składa, iż to nie samorządowcy regionu, a decydenci z Krakowa i Warszawy wyznaczają tor losów Podhala. Z praktyki, którą dobrze znamy z czasów „realnego socjalizmu”, władza centralna wciąż „wie lepiej”. Wie, bo jest absolutnie bezkarna i nie odpowiada przed nikim. Jak zauważył zmarły w 2010 r. krakowski filozof i publicysta społeczny – Rafał Górski – dopóki nie wprowadzimy do Konstytucji RP zapisu o odpowiedzialności parlamentarzystów za słowa (głównie obietnice bez pokrycia) i czyny, rozmijające się tak z programem wyborczym, jak wymaganiami elektoratu – dopóty wszelkie zmiany na politycznej szachownicy Polski będą tylko grą pozorów. Posłów czy senatorów powinniśmy móc odwołać w trybie referendalnym, jeśli uznamy, iż działają na szkodę „swojego” okręgu wyborczego lub kraju.

Nie kwapi się tymczasem ku takiemu rozwiązaniu żadna partia – ani z „prawej” ani też „lewej” strony politycznego firmamentu. Nic dziwnego – to działałoby przeciw ich interesom. I wprowadzało nie tylko zamęt, ale również uczyło ludzi aktywności obywatelskiej. Aktywności, przeciwko której działają zgodnie politycy i media.

Właśnie, media… Górale jeszcze kilkanaście lat temu przedstawiani w nich byli jako swoisty skansen. Ciekawostkę etnograficzną, którą należy się szczycić, ale której poznawać nie warto.

Przeważały jednak akcenty pozytywne, zwłaszcza w okresie, gdy na Tronie Piotrowym zasiadał Jan Paweł II, miłośnik Podhala i jego ludu. Ale nawet wówczas warszawskie partykularyzmy wzięły górę – kiedy ruszyła hucznie zapowiadana przebudowa zakopianki (a lansowano ją jak onegdaj wielikije strojki socjalizma) i nie spotkała się wcale z przychylnością wysiedlanych i wywłaszczanych rolników – serwowany medialnie obraz ziemi aniołowej uległ drastycznej zmianie. Dziennikarze wiedzieli, co mają pisać – jeszcze miesiąc temu zjawił się w Białym Dunajcu reporter z Krakowa, który fotografował teren przyszłej inwestycji, a gdy miejscowi chcieli z nim porozmawiać, odpowiedział prosto z mostu: „Co mam napisać, to mi już w redakcji powiedzieli, mnie są potrzebne tylko zdjęcia”. Tedy wiedzieli i… zgodnym chórem pisali.

W TV i prasie pojawił się nagle stereotyp górala-jaskiniowca, który nie rozumie potrzeby zmian cywilizacyjnych, nie lubi postępu technicznego ani obcych a siedzi w bacówce i liczy dutki, przysyłane przez krewnych. A kiedy trzeba to i drogowców z ojcowizny sztachetami pogoni. Migawki „reportaży” pokazywały odległym telewidzom rozgorączkowanych ludzi, padały publicznie epitety wobec budowniczych i stołecznej „centrali”, najgłupsze wypowiedzi protestujących stawały się najcenniejsze dla medialnych manipulatorów społecznej świadomości. Jeśli jakieś hasło na prześcieradle zawierało błąd ortograficzny – operator kamery nie zapomniał pokazywać go odpowiednio długo i w zbliżeniu. Ci, którzy wypowiadali się sensownie, nie byli albo w ogóle nagrywani, albo ich wypowiedzi skrzętnie pomijano przy montażu materiału.

Tym niemniej skala protestów władzę zaskoczyła. I – przestraszyła. Pojawiła się tedy koncepcja tzw. ruchu rozproszonego, czyli kierowania z Nowego Targu do Zakopanego transportu kołowego nie tylko poprzez Szaflary-Biały Dunajec-Poronin, a innymi drogami. Przedstawił ją rządowi premiera Tuska wójt Ślimak: „My nie jesteśmy dupki-dzwońce, tu w tej gminie z ludźmi na czele i w związku z powyższym mówimy NO PASARAN! – nie przejdą – bo nie mogą, bo my nie możemy zadowolić i ucieszyć pana wojewody, Zarządu Województwa, Generalnej Dyrekcji oddziału krakowskiego, tudzież ich plenipotentów z Warszawy, czyli dyrekcji głównej! Wiesza się psy po byłym ministrze infrastruktury w rządzie premiera Tuska. On dzisiaj jest tylko posłem, Cezary Grabarczyk… Tenże pan minister znalazł czas, kiedy do niego się udałem, by zreferować powagę sytuacji, a towarzyszyły mi 2 osoby – Podhalanie, którzy dużo wycierpieli w minionych czasach, ja do tej grupy cierpiętników się nie zaliczam, (…) żeby można powiedzieć, iż w dzisiejszych czasach mają być wysłuchani! Minister rewelacyjnie nas przyjął, wysłuchał, ale mówi w ten sposób – <Żebyśmy byli wiarygodni, to ja poproszę swojego zastępcę>, a wtedy zastępcą pana ministra był sławny dla nas niegodziwiec, pan wiceminister Rapciak, który był dyrektorem z Krakowa, powędrował do Warszawy i teraz buduje gazoport. I tam była rozmowa absolutnie poważna, że na tym odcinku, kiedy górale mają inną wizję, dokonywałoby się wielopokoleniowych krzywd, niczym nieuzasadnionych, trzeba przyjąć wariant, który opracowała spółka niemiecka, wariant rozproszonego ruchu. Bo Nowy Targ jest centrum Podhala, jest stolicą Podhala niekwestionowaną. Nic nie umniejsza roli Zakopanego jako rykowiska narodowego albo najmniejszej dzielnicy Warszawy, ale ono dopiero w l. 30 minionego wieku zyskało prawa miejskie. W związku z powyższym dziwnie się działo, epizodem zakopiańskiej obyczajowości jest to, że pierwszego wykształconego ich burmistrza, doktora Chramca, wypędzili z Zakopanego. To jest już inna sprawa, chimeryczność synów i cór tego miasta nazwijmy, czy miejscowości – ogólnie wszem i wobec jest znana. Sytuacja jest absolutnie taka, że należy – i bezwzględnie przestrzegamy tej zasady – aby nie naruszać więzi społecznych i nie czynić krzywd, których się nie da rady zabliźnić a rozwiązania nie ma. Filia niemieckiego biura projektowego wyraźnie taki rozczłonkowany system opracowała na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego, przy współpracy gmin podhalańskich i on podzielił jedyną słuszność taką. Więc my ją wyznajemy i stosujemy!”.

 

Górale chcą ruchu rozproszonego, z pewnymi wobec projektu niemieckiej firmy poprawkami. Zwracają przy tym uwagę na aspekty krajobrazowe i dotyczące środowiska przyrodniczego, co w „naturalny” sposób pomija inwestor. Pisał o tym na łamach Bezjarzmowia.info.ke Stanisław Stasica-Staszel. Ale ruch rozproszony to znacznie większe koszta. Dlatego drogowcy upierają się przy tańszym (dla nich) rozwiązaniu pierwotnym – poszerzaniu dotychczasowej nitki szosy. Jedynym novum stały się informacje dla podróżnych: „Ilu ludzi może wchłonąć Zakopane? (…). Złote słowa wdzięczności pod Urząd Marszałkowski, że poszli na opracowanie informacji. I oni taką informację podają. <Jedziesz i jeśli chcesz stać w korku do Zakopanego, bo jedziesz 2 godziny, a jak odjedziesz od Chabówki przez Czarny Dunajec-Chochołów to zajedziesz nie za 2 godziny, tylko zajedziesz za godzinę! Wybieraj, droga również dobra!> Ta informacja już daje dużo. Udoskonalić ją i uzyskamy poprawę!”. Tyle wójt Szaflar. Korekta stanu obecnego nie zastąpi jednak nowych dróg, które Stasica-Staszel proponuje poprowadzić poprzez wyludnione nieużytki, licząc, iż nie odstaniemy od światowych standardów choć pod jednym względem – dokoła nowych pasemek asfaltu w miejsce ugorów pojawi się życie: nowe domy, usługi, infrastruktura… (cdn.)

 

Krzysztof Danilewicz

Iwona Jankowska

Lech L. Przychodzki

2 komentarze do “Ziemia aniołowa – „…żebyśmy może tak zmądrzeli”

  • 30/09/12 o 14:33
    Permalink

    Dla władzy centralnej problemem są sami Podhalańczycy, a głównie ich “ziemia, wiara i rodzina” będące składnikami lokalnej tradycji i kultury. To właśnie społeczności lokalne i ich skarby kultury są zwalczane jako nie pasujące do modelu Człowieka europejskiego, przez “polskie” i europejskie władze centralne i zjednoczone siły lewicowych postępaków.

    Odpowiedz
  • 24/10/12 o 17:20
    Permalink

    I couldnt have said it any better to be honest! keep up the awesome work. You are very talented & I only wish I could write as good as you do 🙂 …

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*