Zażyłości z Melpomeną (2)

W dziesięć dni później umówiła się na spotkanie ze mną Irena Bajraszewska,  księgowa Wydziału Kultury i Sztuki UW. Wkrótce z dnia na dzień stała się osobistością: w warunkach nowego podziału administracyjnego, który wchodził w życie z początkiem 1999 r. i likwidacji Urzędu Wojewódzkiego powierzono jej funkcję pełnomocnika wojewody olsztyńskiego, więc i nadzór nad Teatrem Dramatycznym, od początku do dziś podporządkowanego władzom wojewódzkim. Przyszła w towarzystwie Dariusza Bartona, tymczasowo sprawującego funkcję dyrektora TD. Przedstawiła mi protegowanego, rozwiodła się na temat jego miłości do sztuki teatru oraz okoliczności incydentu w teatrze. Przyznała, iż młodzian w zakresie wiedzy o teatrze jest kompletnie zielony, tylko że ma w sobie tyle ambicji i odpowiedzialności, iż wiedzę o teatrze będzie gryzł dniami i nocami a daje gwarancje, gdyż jest w tym samym stopniu zdolny, co i ambitny. Rzecz w tym, bym jako człowiek „autorytatywny” i piszący o teatrze wsparł go w tej inicjatywie i dał mu szansę „teatrowstąpienia”. Jakoż zabrał głos i „Darek”: „W zakresie wiedzy o teatrze jestem tabula rasa. Dlatego dołożę starań, by z dnia na dzień nadrabiać zaległości. Spróbuję. Bardzo polegam na pana opinii i liczę na życzliwość oraz pomoc, choćby w formie konsultacji. Bardzo, bardzo, bardzo… Nie zawiodę.”.

Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co o tym sądzić. Byłem niemal wzruszony, choć cokolwiek zniesmaczony i pełen niepokoju. Ale któż w tej sytuacji odmówiłby wsparcia inicjatywie urzędu i woli młodego człowieka, który się garnie… Wszak byłem belfrem. Co mnie uderzyło – to kameralny, cichy, nieco dyszkantowy głosik Bartona, jaki z miejsca wyklucza jakiekolwiek ewentualne jego ciągoty ku scenie, gdyby takie się pojawiły.

Tak rozpoczęła się edukacja teatralna nieopierzonego. W samej rzeczy odwiedził mnie jeszcze kilkakrotnie, składając dowody, że zależy mu na konsultacjach. Nie pamiętam już szczegółów. Brak czasu, jak i praca nad Elbląskim bedekerem dla POLNORDU nie pozwoliły mi na popatrywanie w kierunku teatru, tym bardziej, iż niewiele tam się działo. Nie zazdrościłem Michalakowi, który, będąc już na wylocie,  pozostawał z teatrem związany do końca sezonu. Zasłużył, niech  cierpi – myślałem. Przed końcem sezonu obejrzałem prezentowanych na Małej Scenie Emigrantów S. Mrożka oraz Zapiski więzienne Stefana Wyszyńskiego –  w reżyserii Jerzego Króla, z  tym, że były to realizacje, zaprogramowane jeszcze przez J. Michalaka.

Wiosną 1998 r. doświadczyłem powtórnych odwiedzin Ireny Bajraszewskiej i Dariusza Bartona. Zabiegi Bartona, jako p. o. dyrektora o wykazanie się zmysłem organizacyjnym i w ogóle zręcznością w kierowaniu teatrem, były niewątpliwe. Był pełen koncepcji, udało mu się wejść w porozumienie z dyrektorem WOK-u i zażegnać już kilkuletni konflikt z tą placówką, ożywił co nieco teatr działalnością impresaryjną. Aliści brak dyrektora artystycznego, jak i niedostatek działań w kierunku zdobycia takowego, budził już powszechne zniecierpliwienie. Nie powiódł się także manewr organizacyjny Bartona z wprowadzeniem do teatru czynnika artystycznego, jakim był niegdysiejszy aktor Teatru Dramatycznego, Adam Dzieciniak, który nie znalazł możliwości współpracy z Bartonem. Toteż wizyta obojga miała wysondować, jakie stanowisko zajmę wobec koncepcji delikwenta na stanowisku dyrektorskim. Uznałem, że bez fachowca teatralnego w roli dyrektora artystycznego się nie obejdzie. Jak wkrótce zrozumiałem, wizyta miała uśpić moją czujność przed inicjatywą nominowania Bartona na dyrektora. O tym, iż stanął przed specjalnie powołaną komisją jako jedyny kandydat do tej funkcji i że przedłożony program działania zyskał aprobatę komisji, dowiedziałem się dopiero po fakcie.

Jak się okazało, program ten, z którym później się zapoznałem, był dziełem fachowca teatralnego, reżysera i  kilkakrotnie dyrektora teatrów (zob. R. Tomczyk, Popularny i ambitny, „Jednak Centrum”, 12 XII 1998), Antoniego Baniukiewicza, z którym jako dyrektorem artystycznym teatru, acz nienominowanym, wkrótce się zaznajomiłem. Zjednawszy Baniukiewicza dla Elbląga, Barton przyrzekł mu, że będzie czynił intensywne starania o uzyskanie dlań tej nominacji, jego koncepcją jest bowiem tandem kierowniczy: dyrektor d/s. administracyjnych i dyrektor artystyczny. Zobowiązanie to potraktował Baniukiewicz ufnie i prostolinijnie, acz nie bez naiwności, co się wkrótce okaże.

Sezon 1998/99 nie nastręczał powodów do specjalnych obaw, choć już poczęły się zarysowywać obyczaje i ambicje dyrektora, utrudniające współpracę. Przede wszystkim Barton począł rezygnować z tej koncepcji repertuarowej i wielu wstępnych, uzgodnionych już założeń programowych.

Osobiście znajdywałem w propozycjach artystycznych wyraźną poprawę poziomu i wiele pozytywów. Dzięki inicjatywie Baniukiewicza pozyskano współpracę z reżyserem Wiesławem Górskim z Bydgoszczy, która przyniosła teatrowi dwie niecodzienne i całkiem przyzwoite realizacje: Trans – Atlantyk W. Gombrowicza oraz Pamiętnik z Powstania Warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Do innych realizacji sezonu – że przypomnę – należały widowiska – Mieszczanin szlachcicem Moliera w reż. Ryszarda Majora, Czarna komedia Schaffera (reż A. Baniukiewicz), Damy i huzary Fredry (reż. A. Baniukiewicz). Ciekawie prezentowały się opracowania na Małej Scenie, w szczególności nieśmiertelna na elbląskiej scenie Narkomanka (w okresie 14 lat – 200 przedstawień) w znakomitym opracowaniu i wykonaniu Beaty Przewłockiej czy Lekcja E. Ionesco w reżyserii  E. Wojtaszka. (Cdn.)

 

Ryszard Tomczyk

Fot. Lech L. Przychodzki

 

Zdjęcia: A. listopad 2013, 7. Międzynarodowe Spotkania Artystyczne na deskach elbląskiego teatru,

B. Alina i Ryszard Tomczykowie goszczą Marię Pietruszę Budzyńską, szefową uczestniczki w/w Spotkań, “Teatroterapii Lubelskiej”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*