XV Szkolna Ekspedycja Pilchowice – Malezja przez Knurów. Garść wspomnień z pierwszej ręki (2)

Azja to kontynent, słynący między innymi z produkcji herbaty. Powiedz coś więcej na ten temat…

To prawda –  wspomina Katarzyna. Odmienna od naszej kultura, arcyciekawa historia tego regionu, a także roślinność, przyroda i herbata – napój, którego smakiem rozkoszuje się cały świat. To wszystko znajdziemy w Azji…

O 12:00, 23. czerwca wsiedliśmy do autobusu i bezpośrednio udaliśmy się na Cameron Highlands (około 1400 m n.p.m.), gdzie z pokolenia na pokolenie uprawia się herbatę. Na miejscu zameldowaliśmy się około godziny 16:00. Następnego dnia wraz z przewodnikami, pojechaliśmy jeepami do motylarni, aby obejrzeć nie tylko motyle, ale również węże, patyczaki, a nawet szopy! Potem  udaliśmy się  na główne pola Cameron Highlands, gdzie dowiedzieliśmy się jak wygląda proces tworzenia herbaty, żeby przypominała taką, jaką widzimy ją na co dzień w opakowaniach.

Po odwiedzeniu fabryki oraz spróbowaniu naparu, udaliśmy się w stronę Lasu Mszanego. Mieliśmy okazję podziwiać cudowne widoki na tysiące krzaków czarnej herbaty (i nie tylko) z wieży, która w nim się znajdowała oraz pospacerować po rozległych platformach. Nasi przewodnicy zaczęli nam pokazywać również różne dzikie rośliny.  W tym samym lesie mieliśmy szukać naszego celu, czyli raflezji, jednak zostaliśmy uświadomieni, że kwiaty są w trakcie rozkładania i obecnie wyglądają już bardzo źle. Przy okazji powrotu do hotelu, wstąpiliśmy na farmę truskawek. Po południu poszliśmy na spacer, aby zobaczyć okoliczne wodospady, następnie na kolację, a najbardziej wytrwali poczekali do 3:00 nad ranem, by obejrzeć mecz Polska – Kolumbia.

Kolejnego dnia autobusem, a później promem, dotarliśmy na urokliwą wyspę Pangkor. Taksówkami pojechaliśmy na jej drugą stronę. Część osób została, a reszta poszła szukać miejsca do spania. Ostatecznie wylądowaliśmy w kilku domkach, gdzie z dwuosobowych łóżek zrobiliśmy trzyosobowe. Zostawiliśmy nasze bagaże, po czym zjedliśmy w miejscowej knajpce smaczny posiłek, podczas którego towarzyszyły nam dzioborożce (ptaki). Wieczorem poszliśmy na pobliską plażę, by zanurzyć się w bajecznej morskiej toni, a potem umililiśmy sobie wieczór, grając w karty. Następny dzień spędziliśmy również na plażowaniu, bawieniu się w wodzie oraz graniu w siatkówkę. Niektórych, pomimo używania kremów z filtrem, słońce chwyciło bardziej niż powinno, ale co tam.  Nasz ostatni dzień na Pangkor rozpoczęliśmy jak zwykle śniadaniem, a potem popłynęliśmy motorówką na małą wysepkę, aby nieco ponurkować w maskach! Pod wodą mogliśmy zobaczyć wielkie ławice rybek oraz inne morskie zwierzątka.

Czy mogłabyś coś więcej powiedzieć o stolicy Malezji. Mieście,  w którym żyje nieco ponad 7 milionów mieszkańców pewnie jest co zwiedzać i z kim rozmawiać…

To prawda – mówi Kasia. W tym celu następny dzień spędziliśmy w podróży do Kuala Lumpur. Dopiero 29. czerwca zaczęliśmy zwiedzać to cudowne miasto. Pobudka o 8:00, znów szybkie śniadanie i młodzi podróżnicy byli gotowi na nowe przygody! Na początku poszliśmy pod Petronas Tower, czyli aktualnie największe bliźniacze wieże na świecie (452 metry). Bilety na taras widokowy były za drogie na nasz budżet, ale to nas nie powstrzymało (co głowa, to rozum). Idąc kilkaset metrów dalej, wjechaliśmy na dach KH Tower, gdzie na dachu znajduje się basen (34 piętro). Na górze  z nieskrywaną radością wskoczyliśmy do wody. Niektórzy usiedli na ławkach, grając w karty. Po zrelaksowaniu się, zjechaliśmy na dół, mile żegnając się z obsługą (z wzajemnością). Kolejnym naszym celem było China Town, na którym można było zobaczyć niezliczone ilości podróbek znanych i luksusowych marek – typu Gucci, Louis Vuitton czy Prada. Uczestnicy ekspedycji mogli poćwiczyć umiejętność targowania się, ponieważ niektórzy handlarze przesadzali z cenami. Potem poszliśmy na Merdeka Square, czyli główny plac w Kuala Lumpur. Wróciliśmy do naszego hotelu, a wieczorem, gdy było już ciemno podeszliśmy pod Petronas Tower, aby zobaczyć jak wyglądają po zmroku.

Kolejny dzień zaczęliśmy od spakowania plecaków i pozostawienia ich przy recepcji, a potem przejechaliśmy pociągiem do Jaskiń Batu, gdzie znajduje się kompleks hinduistycznych świątyń. Do największej prowadzą schody, które mają aż 272 stopnie. W jaskiniach były różnorodne buddyjskie posążki. Przed całym zespołem znajduje się największy na świecie posąg Murugana. Potem wróciliśmy do Kuala Lumpur, żeby zobaczyć Narodowy Meczet, gdzie znów musieliśmy ubrać specjalne stroje, tym razem również chłopcy. Wróciliśmy do hotelu odebrać bagaże i ostatni raz spojrzeć na to piękne miasto.

Jak Azja to Chiny, czy tym razem mieliście okazję coś zwiedzić i w tym kraju.

Zaraz będzie i o tym, ale na samym początku było – jak zwykle – trochę stresu.

Na lotnisko przejechaliśmy najpierw metrem, a później autobusem. Tym razem także rozbiliśmy mały obóz. Na zmianę owijaliśmy taśmą plecaki, albo chodziliśmy się przebierać do toalety. Po przygotowaniu bagaży poszliśmy na odprawę. Niestety nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i nasz lot został opóźniony o 5 godzin. Najbardziej zdenerwowała nas myśl, że możemy nie zdążyć zobaczyć Wielkiego Muru Chińskiego. Po odprawie (dalej zdenerwowanie) dostaliśmy kupony na darmowe jedzenie i poszliśmy stres zajeść. Rozłożyliśmy także karimaty, żeby móc wygodnie pograć w karty. Około godziny 04:40 wsiedliśmy do samolotu do Pekinu. (Można sądzić, że pojechaliśmy tak daleko tylko po to, by jeść i rozdawać karty na stole, ale często jest tak, iż to jedyny sposób, aby rozładować napięcie, bo precyzyjnie ułożony plan wyprawy, nagle zaczyna się walić. Dobrze jest wtedy usiąść, zamówić dobrą herbatę, a przy tym coś miejscowego przekąsić i wymieniać się przy tym poglądami, planując ewentualną zmianę programu z przyczyn od nas niezależnych. Czasu na każdej z wypraw jest niewiele, podobnie jak pieniędzy, a tyle chciałoby się zobaczyć, opisać etc…

Tak więc  w Pekinie szybkie załatwianie wiz oraz przejazd metrem w stronę centrum. Tam szybka decyzja, czy wybieramy się na Mur, czy zwiedzamy coś w mieście. Wybraliśmy jeden z Cudów Świata! Mur znajduje się 60 km od Pekinu, jako transport wybraliśmy taksówkę. Zastanawialiśmy się jak podzielić grupę na trzy taksówki, jednak ostatecznie pojechaliśmy tylko na dwie, by w każdej był jeden opiekun. Po ponad godzinie, zobaczyliśmy upragniony Mur Chiński, który robił ogromne wrażenie! Weszliśmy na wysokie schody, gdzie na szczycie była sprzedawana woda (nie trzeba mówić, dlaczego). Stamtąd widoki były jeszcze piękniejsze! Zauważyć mogliśmy, że Mur ciągnął się jeszcze daleko, daleko od miejsca, gdzie się znajdowaliśmy. Na tym obiekcie również były sesje zdjęciowe, tym razem w stylu „Kung Fu Pandy”. Czas nas gonił, więc wróciliśmy do centrum Pekinu. Była okazja spróbować chińskich przysmaków, czyli pierożków oraz truskawek, polanych karmelem. W okolicznych sklepikach zaopatrzyliśmy się także w pamiątki oraz gadżety. Po małych zakupach, szybkim krokiem udaliśmy się, by zobaczyć plac Tiananmen oraz Zakazane Miasto (niestety oba te miejsca zza barierek i z oddali). Następnie wróciliśmy na lotnisko.

Zbliża się kres waszej wyprawy. Pewnie jak zwykle trochę żal było opuszczać ten bajeczny zakątek świata…

To prawda lecz znów czekała nas kolejna zła wiadomość. Okazało się bowiem, że lot z Pekinu do Warszawy opóźniony został o ponad 2 godziny. Jak zawsze nasza ekipa po raz kolejny rozbiła obóz. Bardzo ucieszyła nas wiadomość, iż na tym lotnisku jest dostępna darmowa woda (w tym wrzątek, dzięki któremu mogliśmy zalewać ulubione dania, czyli zupki chińskie), ucieszył nas także znaleziony przez pana Adama prysznic, pod którym mieliśmy okazję się odświeżyć. Większość osób po czasie zasnęła i obudziła się dopiero, kiedy czekał nas wylot.

Po 9-godzinnym locie, 2. lipca zameldowaliśmy się w Warszawie! Kontrola graniczna, szybki odbiór bagaży i spacerkiem na przystanek. Autobusem miejskim nr 175 udaliśmy się na Dworzec Centralny. Punktualnie o godzinie 10:30 przyjechał nasz pociąg, który zawiózł nas do Gliwic. To był, niestety, ostatni wspólny etap podróży. W trakcie przejazdu, zabijaliśmy czas grając wspólnie w gry słowne. O godzinie 15:07 powitali nas szczęśliwi rodzice z banerami. Pożegnaliśmy się wspólnie i podziękowaliśmy sobie nawzajem za cudownie spędzone tygodnie.

Podsumowując, wszystko co dobre, szybko się kończy. Dla każdego uczestnika XV Szkolnej Ekspedycji wyprawa do Malezji była cudowną i niezapomnianą przygodą. Dzięki takim podróżom, każdy z nas odkrył swoje nowe możliwości, a także miał okazję przełamać jakieś mniejsze lub większe słabości. Jeżeli dookoła jest tak wiele cudownych osób, to nawet ciężki plecak jest lekki jak piórko. Takie podróże zmieniają sposób patrzenia na świat, nie tylko młodych osób. Widząc biednego i bezdomnego mężczyznę, dopiero zrozumieliśmy, jak wiele mamy u siebie na miejscu, a tego nie doceniamy, to także ważna lekcja. Często bywa, że – jak wspomniałam – trzeba nam szybko wspólnie podejmować często ważne decyzje, a więc umiejętność współpracy w grupie, poszanowanie dla towarzysza podróży, wzajemny dla siebie szacunek, tego wszystkiego uczymy się na miejscu, podczas każdej z wypraw. Często jest tak, iż początkowo nawet nie zdajemy sobie sprawy, że znów nabywamy kolejną wiedzę o życiu, w ogólnym tego słowa znaczeniu. Tak więc wszystko ma dla nas ogromne znaczenie i jest tak samo ważne, zarówno wiedza poznawcza regionu, w którym akurat się znajdujemy, poznawanie ludzi, ich kultury, ale także współżycie i działanie w grupie, gdzie nie ma lepszych, silniejszych. Tam podczas odbywającej się ekspedycji wzajemnie się uzupełniamy, pomagając sobie, zawsze i wszędzie, nie zapominając przy tym, skąd przybyliśmy i staramy się godnie reprezentować swój kraj. To wszystko wychowuje i uczy – często także uczy pokory – i to także jest bardzo ważne. Jeszcze przez wiele długich miesięcy będziemy się dzielić naszymi wspomnieniami, czy zdjęciami z bliskimi, a tą naszą wielką przygodę będziemy pamiętać do końca życia.

Na sam koniec naszego spotkania, przytoczę jedne z moich ulubionych cytatów: „Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę” ~ św. Augustyn.

Z Katarzyną Serafin, uczestniczką XV ekspedycji, rozmawiał

Tadeusz Puchałka

Zdjęcia z archiwum uczestników XV ekspedycji

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*