Wspominkowe spotkanie w klamorach
[…] Kupiłem telewizor
No i gra
Siedzę i nic nie widzę
No i gra
Nie wiem, czy to coś ze mną
No i gra
Czy może jest za ciemno
No i gra […]
(Fragment tekstu utworu „Budki Suflera” z albumu „Mokre oczy”)
Zamiast wpatrywać się w czarną otchłań ekranu bezdusznych maszyn XXI wieku, może warto się spotkać, porozmawiać, spojrzeć w oczy drugiej osobie, pogadać, wspomnieć, poczuć ciepło dłoni swojego życiowego partnera. Czy warto topić swoje smutki we wspomnieniach? Kto wie, a może to one właśnie sprawią, że na naszej spowitej codziennymi troskami twarzy, zagości na początku blady ale zawsze radosny grymas uśmiechu…
Warto spróbować…
Prezes oraz członkowie Związku Emerytów w Wilczy, postanowili spędzić sobotni wieczór 17. września w „Klamorach u Erwina”. Tym razem nie o zwiedzanie małego muzeum chodziło, a o wspomnienia z dzieciństwa i młodości. W klimat rytmów big beatu, twista i rock and rolla wprowadzał gości kultowy sprzęt, przy którym pokolenie wychowane na muzyce Karin Stanek, „Trubadurów”, Karela Gotta czy „SBB” spędzało w młodości każdą wolną chwilę. Poczciwy dziadek „Bambino” ożył dzięki niewielkim zabiegom reanimacyjnym a winylowe płyty wprowadziły wszystkich w nieco na początku nostalgiczny nastrój. Z łezką w oku słuchaliśmy na „pocztówkowych płytach” przebojów „Alibabek”, „Trubadurów”, Szczepanika. Wspominano czasy pierwszych dyskotek i tak modnych niegdyś prywatek, czy spotkań przy świecach w wiejskich klubach „Ruchu”.
„Klamory u Erwina” to dobre miejsce na organizowanie tego rodzaju spotkań – informuje Przewodniczący Związku Emerytów w Wilczy pan Krystian Dudek. – Klimat tego miejsca nastraja do wspomnień. To już 10 lat minęło, odkąd zostałem wybrany przez kolegów i koleżanki do pełnienia funkcji przewodniczącego, więc jest to także mój mały jubileusz.
Staram się nie zawieść zaufania moich członków, jednak bez koleżeńskiej współpracy nie byłoby tego, co mamy i tego, czego zdołaliśmy dokonać.
Na początku roku zamawiamy mszę świętą, podczas której modlimy się w intencji parafian a także nas, seniorów. Prosimy w modlitwie, aby nas nie ubywało a raczej z roku na rok było nas coraz więcej. Po mszy świętej udajemy się na spotkanie podobne do tego, w którym uczestniczymy dzisiejszego wieczora. Staramy się żyć, mimo przybywających lat i szybko spadających kart kalendarza, bardzo aktywnie. Latem organizujemy wiele wycieczek, bywają te typowo krajoznawcze ale nie brakuje także pielgrzymek do wielu sanktuariów w kraju. Dużą popularnością cieszą się spływy kajakowe, wybieramy raczej spokojne rzeki, w myśl powiedzenia „mierz swoje siły na zamiary”. Nasz związek liczy 60 członków a na spotkania opłatkowe zdarza się, że przychodzi nas więcej. To dobrze. Przychodzą często i młodzi, co bardzo nas cieszy – widać ze u nas seniorów nie spycha się na margines życia.
Na dzisiejsze spotkanie – wspomina pan Krystian – przygotowałem żur śląski, będzie też kiełbasa, bo jak żur bez kiełbasy? Panie upiekły ciasto, a na dwie nogi będzie także po sznapsiku* i flaszeczka piwa także się znajdzie. Na stołach królował będzie chleb z fetym* i szpyrkami a do tego kiszony ogórek – nieodłączni partnerzy każdej śląskiej biesiady.
Kto będzie miał ochotę, może potańczyć przy dźwiękach lampowego adapteru. Jedna z par właśnie wyszła na parkiet, acz już po chwili bardzo wzruszeni wrócili na miejsce, dlaczego?
– To właśnie przy dźwiękach tej melodii poznaliśmy się, i tak już zostało, posłuchamy więc w milczeniu, bo tak łatwiej wrócić pamięcią do tego minionego czasu…
Wspomnienia, chwile wzruszenia, czasami to tylko cofnięcie kart kalendarza na moment, a czasami nieco przyblakłe uczucia na nowo otrzymują dawny blask i jakby nagle odświeżone wspomnieniem – trwają…
Widać w życiu wilczańskich seniorów wiele miłych, pełnych ciepła i radości akcentów, nie brak jednak i tych przykrych, jak to w życiu. Tak się składa – wspominają panowie przy stole – iż większość z nas to byli górnicy. Przez wiele lat wydzieraliśmy ziemi ten czarny kamień, nie ma wśród nas jednego który by miał wszystkie zdrowe kości, wypadki, choroby płuc, zdrowie zżarte ciężką i niebezpieczna robotą. Były czasy komuny, tej wczesnej i tej późniejszej, jakoś nas szanowano, teraz kiedy nadejdzie zima, łatwo będzie rozpoznać, w którym z domów mieszka górniczy emeryt, bo mróz na szybach okien tych mieszkań wymaluje swoje kwieciste dzieła sztuki, które znikną z pierwszymi promieniami wiosennego słońca. Zabrano staremu nikomu niepotrzebnemu dziś człowiekowi to, na co sobie zapracował przez wszystkie lata, zabrano wszystkim, nam i tym którzy pracowali jak my w kopalniach, a rodziny zostawili daleko poza regionem Śląska – czujemy się niepotrzebni, mało szanowani a tego szacunku mamy prawo się domagać.
Dziś grają na uroczystościach dożynkowych orkiestry górnicze. Górnicy z dumą niosą korony dożynkowe, ten symbol dostatku i poszanowania dla ludzkiej ciężkiej pracy – górnicy nie zapomnieli. – Zresztą sami jesteśmy rolnikami – wspominają biesiadnicy – po szychcie wsiadało się na traktor i w pole.
Wspomnienia jak życie, są mniej i bardziej radosne. Niestety coraz więcej smutnych akcentów przewija się we wspomnieniach śląskich seniorów i to nie z powodu bolących kości, braku oddechu, czy połamanych prawie wszystkich członków, to wszystko jak się okazuje, boli najmniej. Boleśnie doskwiera brak szacunku, samotność i obojętność.
Gospodarzami wspomnieniowej biesiady byli państwo Erwin i Gabriela Sapikowie, miejscem spotkania zaś było Małe Muzeum, które dzięki ich pasji do zachowania tradycji i lokalnej historii, uratowało od zniszczenia wiele ciekawych eksponatów.
Kto wie, czy tego rodzaju biesiady, nie są dobrym sposobem na pokonanie nudy zbliżających się wielkimi krokami jesiennych wieczorów. Z pewnością pomysł wart naśladowania. Wszystkie drogi – i te bliższe i te nieco bardziej oddalone – prowadzą do „Klamorów u Erwina”. Zarówno gospodarz jak i jego małe muzeum, otwarci są na każdą współpracę.
W gwarze śląskiej „wypić na dwie nogi po sznapsiku*” – znaczy tyle, co dla towarzystwa wypić dwa kieliszki czegoś mocniejszego.
Fet* – (niem.) zapożyczone do gwary śląskiej słówko znaczy – smalec.
Fotografie i tekst:
Tadeusz Puchałka