Wpływy z VAT-u – pierwszy zwiastun burzy

Most Piłsudskiego przed burząZupełnym przypadkiem wpadł mi w ręce artykuł o kilkunastoprocentowym wzroście wpływów z podatków w miesiącu styczniu – liczonych w porównaniu ze styczniem roku ubiegłego. (http://biznes.interia.pl/podatki/news/dochody-podatkowe-budzetu-w-styczniu-2016-rdr-wzrosly,2284171,4211).

Nie wiem, czy bardziej zdziwiła mnie ta konkretna informacja czy to, że trzeba się nieźle natrudzić, by ją gdziekolwiek znaleźć – nie zasłużyła, by konkurować z relacjami z pajacowania KOD-u, uniesień i oburzenia z obrażenia Polski przez karnawałową kukłę Kaczyńskiego z Düsseldorfu czy zachwytów nad ostrą reprymendą, daną w Monachium naszym zachodnim sąsiadom przez prezydenta Dudę.

Według Interii, która z kolei powołuje się na wypowiedź wiceministra finansów, same wpływy z VAT-u są o 2,4 mld złotych większe. To dużo – bardzo dużo! Gdyby utrzymać takie tempo wzrostu przez cały rok, to wystarczyłoby na sfinansowanie całego programu 500+ (szacowanego na 17 mld złotych) a i zostałoby jeszcze na bieżące wydatki.

Rząd Szydło pracuje – powiedzą na prawicy – i to są już pierwsze widoczne tej pracy efekty.

I tu jest właśnie clou tego wydarzenia: jeszcze nie. Nowa ekipa dopiero się usadawia w aparacie państwowym. Nowi ministrowie są bombardowani kandydatami na stanowiska i niekoniecznie ocena merytoryczna decyduje, kto te stanowiska dostanie. Media co jakiś czas wyciągają mini afery o aparatczykach, którzy są nominatami (bez żadnego przygotowania ani wiedzy formalnej) na kluczowe stanowiska i o dziwo słychać, że niektórzy są odwoływani – co zapewne ma udobruchać opinię publiczną. Ale gdzie tu jeszcze do wymiany i wstawienia na kluczowe stanowiska średniego szczebla technokratów ludzi, którzy zrealizują to, czego chce wierchuszka…

Skąd więc to współdziałanie starego PO-wskiego (bo przecież przez 8 lat byle posada sprzątaczki wymagała powiązań z partią Tuska) aparatu z nową władzą? Dlaczego aparat skarbowy – bo to on doskonale wyczuł, czego oczekuje nowa ekipa – zrobił coś, co przez 8 lat było awykonalne? Niewątpliwie przeczucie, iż nowa władza zostaje przynajmniej na jedną kadencję, jak nie dłużej, podziałała orzeźwiająco na urzędników – którzy nie będąc frajerami, i nie chcąc wylecieć z pracy za obronę zdychającej PO, ani za wspieranie Nowoczerskiej, dali wyraźny sygnał chęci współpracy i gotowości realizacji tego, czego tylko sobie nowy rząd zażyczy.

Z drugiej strony wielki biznes (bo to od niego prawdopodobnie pochodzą te dodatkowe miliardy – przecież nie od ledwo wiążących koniec z końcem sklepikarzy i drobnych, wegetujących przedsiębiorców) pozwolił, żeby te miliardy z siebie ściągnąć. To akurat nie dziwi – od zeszłorocznego spotkania prezesa Kaczyńskiego w Krynicy krążą plotki, że wielki biznes odpuścił (czy też zmęczył się krajowym bardakiem) PO i postawił na PiS. Dodatkowe wpływy mogą być potwierdzeniem zmiany sojuszy i swoistego wpisowego dla nowej ekipy rządowej.

I tak oto, wystarczyła kilkumiesięczna zmiana, by niemrawy, napuchnięty aparat państwowy, który potrafił tylko małe polskie przedsiębiorstwa doprowadzać do ruiny, a pozwalać, by z Polski drenowano najwięcej funduszy w skali Unii Europejskiej, zebrał się i ściągnął te 2,4 mld, zamiast pozwolić im wypłynąć (w jakiejś części) za granicę.

To niewątpliwy sukces nowej władzy, oznaczający, iż będą pieniądze na programy społeczne bez ryzyka katastrofy finansów publicznych, ba – nawet przy jednoczesnym zatrzymaniu galopującego wzrostu długu publicznego, zafundowanego nam przez poprzedni rząd. Mówiąc trywialnie, zamiast nowych limuzyn szefów banków nad Sekwaną czy Renem, jakieś pieniądze w końcu zostaną – a nawet być może trafią do mieszkańców drenowanej od 1939 roku polskiej kolonii.

Wszędzie, czy w Stanach, Chinach czy też w kraju Trzeciego Świata byłby to news dnia, szeroko komentowany na paskach żółtych, czerwonych i w tęczę – nie w naszej jednak romantycznej ojczyźnie, gdzie uratowanie publicznych finansów od katastrofy nigdy nie będzie bohaterskim czynem równym temu, jak słowne dowalenie Niemcom i Ruskim.

Radosław Malinowski

Fot.: Lech L. Przychodzki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*