Wiersze Zygmunta Marka Piechockiego
O niczym.
Żeby tylko coś napisać
(1)
Pustka w głowie
Włóczę się
po przystankach autobusowych
niby taki
potencjalny klient
czerwonych karoserii
sprawdzam rozkłady jazdy
przyświecając wypasioną komórką
Nie jadą
w moją stronę
nikt nie dzwoni
Jeszcze łyczek z piersiówki
jeszcze raz Lacrimosa
chciałbym ją na całe miasto
Nikt nie zapłacze
za firankami bamboszowych mieszkań
nad przystankiem linii 122
(2)
Jest obok
słychać krochmal koszuli
syk zapałki
Dym z papierosa
drażni nozdrza
Drze się
gooooooool gol gol
Ona
otula się
Cieniem wiatru
(3)
Ono
jest jak taniec
tarantella na linii lewej dłoni
Wiruje biegnie pędzi sadzi susy
podgryzane w stopy podskakuje
wierci się ma nadzieję
Wiem
niczego nie dobiegnie
oprócz tego rozgałęzienia
u nasady palców
(4)
Pytasz jak minął dzień
Tutaj miła gdzie jestem chmury niskie
pada deszcz
więc w kaloszach moje łażenie lasem
Zakołysuję nim wszystkie sprawy miasta
ich ważność topię w kałużach
Jeszcze przez chwilę taplają się w koleinach
po wielkich ciężarówkach wywożących drewno
Będzie z niego może jakiś stół
Na nim pół litra po czystej i poniewierające się ogórki
jak przy tym niedogaszonym ognisku
co to je drwale zostawili
Grzeję dłonie
Pytasz jak minął dzień
Później czytałem wiersze Kamila
i książkę
„Potępienie Paganiniego”
Wieczór kapryśny stanął u drzwi
grałem mu Chopina
(5)
Biały pudel
Przeglądam fotografie w kolorze sepii
Eleganckie kobiety
Dystyngowani panowie (chociaż o nich nie wiem na pewno)
Więc jest we mnie jakaś nieuchwytna zmysłami wiedza
że rozpoznaję elegancję pań
(to chyba ten majestat czerni sukien srebro broszek
szali z dodatkiem bieli)
Jedna z fotografii wdzięczy się kilkoma uśmiechami
Hol
W tle szerokie schody na piętro
Ciężkie meble
Kryształowy żyrandol
I jest jeszcze u lakierek pudel
Którego imienia nie napisano na rewersie
Przy dacie 19. marca 1921 roku
(6)
Zapis chwili (Z listu do Julii M., 5. kwietnia 2010, godz. 13:05)
„…a ja tu sobie słucham „Powrotu do Alhambry” Francisca Tarregi. Za szybami okna szaro. Chmury nad blokami. Chłopcy polewają się wodą z wymyślnych, podobnych karabinom urządzeń. Słychać śmiechy, nawoływania. Wielkanocy święto drugie. „Lany poniedziałek”.
Jeszcze „Kaprys arabski”. Cztery minuty trzydzieści cztery sekundy „Tarregowej” muzyki. Tyleż patrzenia na śliczną, czarnowłosą gitarzystkę…”
Zygmunt Marek Piechocki
Marku, doprawdy chciałabym tak pisać “o niczym”, jak Ty to czynisz… Wybornie czyta się te wiersze! A już (4). i (5). to moje ulubione. Budują niesamowity klimat… i jest zupełnie tak, jakbym tam była…
Kłaniam się nisko.
Oj, dzięki Kasiu za tak miłe słowa. To takie “budujące” piszącego!
):-)
wiersze sa piękne ma pan talent
Dziękuję bardzo za miłe słowa!
):-)
Jest w tych wierszach jakaś przestrzeń, dystans, spokój, stateczność, elegancja. Mhm… Piękno w tych i niezauważonych jeszcze przeze mnie cechach.
Również podziękowanie!
):-)
M.