Więcej krwi za ropę…

Stany Zjednoczone Ameryki Północnej za prezydentury Donalda Trumpa nie zwolniły w zaspokajaniu swoich apetytów. Jako samozwańczy strażnik „światowego pokoju” zaogniają, podpalają i oczywiście gaszą wszelkie zarzewia buntu i lokalne konflikty. Tych, którzy są oporni, niszczy są za pomocą sankcji gospodarczych i izolacji. Jeśli dalej nie rozumieją, że demokracja liberalna oparta na globalnych koncernach i pożyczkach z MFW jest jedyną zbawczą receptą na przeżycie, testuje się na ich terenie sponsorowane rewolty, pucze wojskowe i zamachy stanu. To nic, że giną niewinni ludzie, to nic, że często do władzy dochodzą kanalie i ludzie sprzedajni – wojskowi despoci czy religijni fundamentaliści i mordercy. Grunt, iż stabilizuje się model zależności poddanego (zarządzanego przez skorumpowanych zdrajców) wobec pana. Ta zależność, mówiąc prosto, to zależność od waluty – dolara, która (jak wiemy z historii) stała się zmorą i przekleństwem powojennego świata, jaki pod lufą karabinu musiał funkcjonować, jak mu kazano.

Amerykańskie imperium narodziło się w roku 1945 w Bretton Woods (podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartości dostępnego złota). Dolar stał się walutą rezerwową gospodarek światowych a w szczególności tych państw, które wygrały II wojnę światową. Wartość dolara została skorelowana z wartością złota. Oczywiście Ameryka, wprowadzając taki stan rzeczy, zagwarantowała sobie status hegemona. W czasie wojny Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów w potrzebną broń, żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych zasobów tego kruszcu. Polityka światowego strażnika, szeryfa, co to dla własnych korzyści serwuje prawo tylko dla silniejszych, wkrótce odbiła się USA czkawką.

Projekt  „wielkiego społeczeństwa” L. B. Johnsona zwiastował kłopoty, bowiem dolar szerokim strumieniem opuszczał swoją ojczyznę w zamian za towary, sprzedawane do USA. USA, mając w wymianie ze swoimi partnerami głęboki deficyt handlowy, cały świat opodatkowały podatkiem inflacyjnym. Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15. sierpnia 1971 roku rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o „zerwaniu więzi między dolarem a złotem”, ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych.

Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągać podatki z oferowanych mu kredytów oraz broni i najnowszej technologii; reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować – jako zapłatę za dobra ekonomiczne – stale tracące na wartości dolary (bez pokrycia w złocie stające się zadrukowywanymi papierkami). Świat na dłuższą metę nie zgodził by się na taki deal – lecz globalna finansjera zastąpiła złoto innym skarbem nie do przecenienia – ropą naftową! W latach 1972-73 zawarto żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolary (już nie były to tylko zadrukowywane papierki a dobro, mające pokrycie w cennej kopalinie) mógł tylko wzrastać. Trwanie imperium wymagało więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary, teraz zwane petrodolarami! Pojedyncze, suwerenne państwa mające ropę, stawały się jednocześnie zakładnikami takiej polityki – świadomymi, że wyłamanie się i żądanie zapłaty za ropę w jakiejś innej formie może przynieść ze strony USA tylko interwencję militarną. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

marzec 2018

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*