Walia “uzdrowiona” ręką Margaret Thatcher

a641Polski fotograf Maciej Dakowicz mieszkając w walijskim Cardiff, w ciągu pięciu lat zebrał serię zdjęć nocnego życia tego miasta.

Maciej Dakowicz, 36-latek pochodzący z polskiego Białegostoku, mieszka w Cardiff od 2005 roku. Już dobrze poznał z własnej praktyki, co to takiego są „czawy” (chavs), miejskie, społeczne niziny młodzieżowe. Dakowicz mówi, że jest ich w tym biednym mieście wśród młodzieży  co najmniej 40%. Ale jeszcze lepiej te charaktery pokazane są na zdjęciach Dakowicza. W Cardiff godziwie płatnych miejsc pracy jest mało, a ta, która została, jest często zajęta przez europejskich emigrantów (sam Dakowicz przyjechał do Walii z Polski do pracy w galerii). Jedynym sposobem wybicia się na powierzchnię jest wyjazd do Londynu – albo dalej: do USA lub Kanady. Jeszcze jednym sposobem, ale dla nielicznych, jest sport, show-business albo handel narkotykami. Sytuacja w Walii skomplikowała się po tym, jak za rządów Margareth Thatcher, na początku lat 80. ubiegłego wieku, zamknięte zostały prawie wszystkie kopalnie węgla, w rezultacie czego pracę straciły setki tysięcy ludzi (razem z powiązanymi z górnictwem zawodami, transportowcami, budowlańcami, mechanikami, dokerami, itd.). Tylko niewielka część zdołała się dobrze urządzić w życiu. Pozostali zmuszeni zostali do niskopłatnej pracy w tzw. gospodarce serwisowej, w supermarketach, turystyce, itd. Liczni Walijczycy żyją z zasiłków albo zajmują się dorywczymi pracami. Dakowicz mówi, że pojawiło się już drugie pokolenie „tysiąca funtów” średniego dochodu, co uważane jest w Wielkiej Brytanii, z jej drożyzną, za bardzo niewielką kwotę. Sytuację ratują świadczenia socjalne, przychodzące z Londynu. To, na przykład, bezpłatne mieszkania dla biednych a także różnego rodzaju zasiłki. „Klasyczny wariant to samotna matka z trójką dzieci. Udostępnia się jej bezpłatne mieszkanie i zasiłek, za który można biedniutko przeżyć i przy tym już nigdy nie pracować” – mówi Dakowicz. Podstawową „rozrywką” dla  chavs stało się oglądanie imprez sportowych, głównie meczy piłki nożnej i rugby, a także pijaństwo. Wieczorem w piątek i sobotę, część obywateli miasta jest pijana. Przy czym w sposób bydlęcy zapija się nie tylko „dno społeczne” Cardiff, ale często i całkowicie dobrze sytuowani ludzie. W odniesieniu do tych drugich pojawił się już termin „piątkowy alkoholizm”, kiedy człowiek trzyma się trzeźwo przez pięć dni w tygodniu a w noc z piątku na sobotę, i w samą sobotę, pije na umór aż padnie do rynsztoku (w niedzielę wstaje i męczy się z kacem). Ostatnimi czasy pijacy muszą nosić ze sobą żeton z adresem domowym i numerem telefonu ażeby policja a602wiedziała dokąd odwieźć „martwego” pijaczka. „Ogólnie to oni są dobroduszni ,ale mają kilka czułych punktów, które poruszone, mogą czawów z Cardiff popchnąć do agresji. Są to rugby a także Anglicy i Irlandczycy. Tych ostatnich nienawidzą oni z całej duszy i, nie daj Boże, ażeby podczas sobotniego pijaństwa ktoś powiedział, że przyjechał z Londynu lub z Belfastu. Jedynym sojusznikiem Walijczyków są Szkoci, którzy także, rzekomo, przez całe życie byli uciskani przez Anglików. Jeżeli powiecie, że przyjeżdżacie z Glasgow, to następuje bezpłatna kolejka piwa albo haust wódki jest zapewniony” – opisuje miejscowe zwyczaje Dakowicz. Służby ratownicze stolicy w nocy z 2014 na 2015 rok padały z nóg, dokonano ponad 90 aresztowań, na ulice Londynu wyszło 4 tysiące policjantów. „Noc była ciężka, nasi policjanci pracowali opadając z sił ażeby obywatele mogli spokojnie pooglądać fajerwerki w centrum miasta” – podkreślił superintendent Robin Williams.00021GBUQ0QQH8NO-C116-F4

W Szkocji w noc noworoczną służby odnotowały 2394 wezwania policyjne i 1826 wezwań pogotowia ratunkowego, głównie z powodu obłędnego pijaństwa. W całej Wielkiej Brytanii pogotowie ratunkowe w czasie od północy do 4. rano średnio otrzymywało 600 wezwań na godzinę.

Za: http://politikus.ru/articles/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*