W nurcie działalności plastycznej i nie tylko

Otrzęsiny 2/VII

Składając w r. 1987 funkcję szefa Galerii El w ręce młodego artysty malarza, Andrzeja Szadkowskiego, rezygnowałem z mocniejszego odciskania się na życiu środowiska plastycznego. Naraziłem się też już na wstępie uobecniania się mojego następcy na stanowisku dyrektora na liczne afronty i upokorzenia z jego strony, co tyleż potwierdzało jego status żółtodzióba (i to o rażących niedostatkach w zakresie „kindersztube”), jak i skłoniło mnie do trwałego już powątpiewania w trafność własnych osądów o ludziach mnie otaczających. Napomknąłem o tym w Otrzęsinach, tam więc odsyłam ewentualnych ciekawskich. Pojąłem też, acz nie przyszło mi to łatwo, że odchodzącym ze stanowisk nie wolno swych następców uszczęśliwiać swoją osobą, własnym doświadczeniem i radami.

Wraz z odejściem z Galerii traciłem kontakty z indywidualnościami ze świata plastycznego a także całymi środowiskami. Aliści już w pięć lat później przyszło mi jako przewodniczącemu Komisji Infrastruktury w Radzie Miejskiej powrócić do roli defensora wartości. Już w r. 1981 starłem się jako świeżo upieczony dyrektor Galerii z Zarządem Regionu Solidarność i Kościołem, wyciągającymi ręce po obiekt niegdysiejszego kościoła podominikańskiego. Starłem owocnie, gdyż obiekt pozostał w rękach środowiska ludzi sztuki.

W roku 1992 inicjatywa anektowania budynku na rzecz Kościoła wyszła już wprost ze strony episkopatu. Z takim właśnie pismem, skierowanym do solidarnościowego prezydenta miasta, wystąpił sam kapelan Wojska Polskiego – bp. Sławoj Leszek Głódź. Nie wątpił on, że obecnie ze względu na solidarnościowy skład Rady Miejskiej, życzenie zostanie spełnione bez dyskusji. Tymczasem udało mi się przekonać Radę i Zarząd Miejski do przeprowadzenia dyskusji na sesji Rady oraz do ewentualnych zabiegów negocjacyjnych. Nie odebrano mi już głosu, jak zrobił to w r. 1981 szef Zarządu Regionu. Radni zaś rozumieli już, iż odebranie tej przestrzeni środowisku ludzi sztuki ze względu na rangę krajową Galerii byłoby oczywistym aktem kontrkultury i blamażem w skali kraju. Dlatego też podjęto uchwałę o pozostawieniu Galerii w rękach ludzi kultury i sztuki.

Był to też chyba jeden z ostatnich aktów mojego działania na rzecz ocalenia placówki dla działalności artystycznej i to o znaczniejszej randze. To znaczy mimo oddalenia od Galerii i bez jakiegoś programowego uczestnictwa w jej działalności czułem się (i niekiedy czuję się jeszcze dziś) w jakiś sposób odpowiedzialny za rangę jej przedsięwzięć i działań twórczych, co niejednokrotnie prowadzi mnie do kolizji – już to z kolejnymi jej szefami, już to z władzami, zupełnie nie zdającymi sobie sprawy, czym ta instytucja była i czym mogłaby być w życiu nie tylko regionu, ale i kraju. Toteż ogarnia mnie i wstyd i szewska pasja, gdy obserwuję postępującą degradację jej funkcji, jaka dokonuje się pod nadzorem niekompetentnych urzędników i nieudaczników. I gryzący niesmak, że nie potrafię ustrzec się tak prymitywnych reakcji na świat, idący nie po mojej myśli. Wszak prawem każdego nowego pokolenia jest odciskać się po swojemu na materii życia, tak jak obowiązkiem starca po prostu odejść. Tyle, że waham się. W samej rzeczy nie powinno mi nic być do tego, gdyby nawet zacni przyszli elblążanie zechcieli na tym miejscu urządzić pralnię, gotowalnię czy dom uciech. Vox populi vox Dei! Acz nie powiedziałbym, iż głos aktualnych zawiadowców Elbląga jest głosem tutejszej społeczności.

Korzystałem z pióra. Na łamach kolejno redagowanych pism (EMiL, Jednak Centrum i Regiony, szczególnie zaś TygiEL) reagowaliśmy (mówię o związanych ze mną środowiskowych dziennikarzach, recenzentach) na przedsięwzięcia Galerii El, przy czym zawsze wolałem, by w tę pisaninę angażowali się inni. Wszak opatrzyłem się już publiczności. Większość artykułów w środowiskowych pismach na temat Galerii od r. 1966 wychodziła spod mojego pióra. Miałem więc powody, by już rezygnować. Sam teraz rezerwowałem swoje pióro już to dla przypominania faktów z przeszłości, już to dla popularyzowania przedsięwzięć podstawowych czy indywidualności twórczych, niegdyś tu się objawiających. Przez kilka lat ciągnąłem w magazynie pt. Regiony cykl, prezentujący środowiskowych plastyków pt. Galeria jednego dzieła. Mimo skonfliktowania z Szadkowskim nie zrezygnowałem ani z uczestnictwa w działaniach podejmowanych przez niego, jak i przez jego następcę, Zbyszka Opalewskiego, ani z popularyzowania w prasie ich ciekawszych inicjatyw. Aliści żywiej współpracowałem z kolejnym szefem Galerii, tj. z Jarkiem Denisiukiem, którego sam rekomendowałem na to stanowisko.

Ceniłem jego wiedzę z zakresu historii sztuki i estetyki, inwencję w zakresie profilowania działalności w sposób zgodny z tendencjami rozwojowymi postawangardy, jak i tradycjami Galerii, szczególnie uosabianymi przez Gerarda Kwiatkowskiego. Za podstawową jego kwalifikację do prowadzenia Galerii uznawałem jego artystyczny intelektualizm oraz ambicję utrzymywania kontaktów z oddalonymi od Elbląga ośrodkami sztuki i indywidualnościami, w tym śledzenia sytuacji, w jakiej znalazła się sztuka w następstwie burzliwych przemian kulturowych i cywilizacyjnych. (Cdn.)

 

Ryszard Tomczyk

Zdjęcia: Lech L. Przychodzki

 

Fot.:

1. Galeria EL, którą na powrót zaczęły otaczać domy, rok 2011;

2. Ryszard Tomczyk, rok 2011;

3. Dyrektorski gabinet w Galerii EL. Od lewej: Agnieszka Brytan, Jarek Denisiuk i Zbigniew Brytan. Rok 2005 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*