W nurcie działalności plastycznej i nie tylko (2)

Jako szczególny wkład Denisiuka w rozwój Galerii traktowałem i traktuję jego działalność teoretyczno-krytyczną i edytorską, służącą interpretacji współczesnych wartości zjawisk i faktów artystycznych, objawiających się w kolejnych wernisażach i propozycjach. Mówię o tej orientacji programowej i o tej pasji, której wykład znajdujemy w ostatniej, wydanej przez niego „na odchodne” z Galerii publikacji, pt. Forum Nowych Autonomii Sztuk w r. 2018. Rzecz stanowi znakomite uogólnienie większości tych prezentacji artystycznych Galerii z ostatnich lat, które najsilniej ujawniały sytuację sztuki współczesnej, usiłującej jakoś się znaleźć w warunkach zbanalizowania się podstawowych haseł i idei awangardy (tj. w warunkach klęski uroszczeń artystycznej awangardy). Szkoda tylko, że refleksje te (a narzucała je działalność Galerii z ostatnich piętnastu lat!) ani nie zaowocowały w prowincjonalnej już głuszy miasta, ani też nie zostały dostrzeżone przez nowe, tzn. aktualne,  „szefostwo” Galerii, zrządzone  po odejściu Denisiuka…

Że brzmi to boleśnie, a być może i krzywdząco – wiem. Tak samo, jak staram się rozumieć, że w warunkach priorytetów politycznych, społeczno-ekonomicznych etc., wiele innych dziedzin życia nie mogło się nie zawalić. Rozumiem, iż ze zbyt doniosłymi i prymarnymi potrzebami Elbląg dziś się boryka, by można było aktualnie niańczyć niegdyś trzęsące grodem muzy plastyczne. Zresztą  wiemy, że w skali kraju do rangi najwyższej wartości awansował portfel, jak i staramy się pojąć, iż w związku z nieuniknionym procesem degradacji miasta, jak i globalnym już zjawiskiem przemieszczania się pustyń, topnienia lodów na Biegunie Północnym czy pożarów na kontynencie australijskim – nie może być inaczej.

Dodam tu – już na marginesie – że publikacje eseistyczne J. Denisiuka, związane tematycznie z Galerią stanowią trwały dorobek tejże Galerii i zasługują na fachową, rzetelną analizę. Nie podobna też wątpić – acz na razie ogarnia tylko smutek – iż wcześniej czy później znajdzie się ktoś w Galerii czy poza Galerią, komu zostanie zlecone takie przedsięwzięcie

***

Powinienem jednak powrócić do A. Szadkowskiego, gdyż kontrowersje i akcje, jakie mi wyznaczył los w związku z jego osobą, świetnie ilustrowały miejsce i czas, o których tu gadam.

Konflikty z nim, jako proponowanym przeze mnie kolejnym szefem Galerii El, rozpoczęły się niemal nazajutrz po objęciu przez niego tej funkcji, więc już wczesną jesienią 1987 r. Po pierwsze: uzgodniliśmy z Andrzejem, że w ostatnim roku moich ścisłych więzi z tą placówką, tj. do połowy 1988 r. będę  pełnił funkcję jego zastępcy, tudzież konsultanta ds. programowych w związku ze wcześniej już wdrożonymi przeze mnie zadaniami. Kolejny doroczny plan przewidywał jeszcze realizację sceniczną mojej Operety paranoidalnej, acz Wojewódzki Wydział Kultury, któremu programowo podlegaliśmy, robił wręcz wszystko, by wybić mi z głowy ten pomysł.  Władze z Ratusza obawiały się, że właśnie wystawienie tego wodewilu może stać się pretekstem do obiecywanej przez powróconego Elblągowi Smagałę czystki politycznej, czyli do rozrachunku sekretarza z tymi, co ośmielili się wejść tu na stanowiska podczas jego dziesięcioletniej bytności „na wygnaniu”, czyli w Warszawie.

Wróciwszy do Elbląga z początkiem 1985 r., począł rozmyślać o rozprawieniu się ze wszystkimi, którzy podczas jego nieobecności „doprowadzili miasto do bankructwa”. Nieprzypadkowo też wyjął ze swego archiwum mój artykuł prasowy z r. 1981 pt. Krzywda prominenta, w którym ironizowałem z jego krokodylowych łez, gdy ludziom Solidarności skarżył się na krzywdy, które jemu i jego ludziom wyrządziła ekipa środowiskowych następców politycznych z sekretarzem B. Połowniakiem i B. Janikowską na czele. Rozłożywszy ów artykuł pod szkłem na biurku (by nie zapomnieć o słodkiej zemście) czekał na sposobność, by zarządzić w Elbląskiem porządkowanie po swojemu. Podczas, gdy na szczeblach centralnych miotano się w histerii, jak tu dopuścić do władzy reprezentantów Solidarności a nie stracić – on śnił o spacyfikowaniu w Elblągu „sił nieczystych”. Planował czystkę, tj. wymiecenie ze stanowisk ludzi niezbyt sobie oddanych. Taki też sens miał jego  artykuł Spór o miasto, zamieszczony przez redaktora M. Dymczaka na łamach Tygodnika Elbląskiego. Skądinąd dziwne w tym zakresie było postępowanie Dymczaka, który silnie namawiał mnie na opracowanie artykułu, będącego repliką na artykuł sekretarza, jako że „nada barwności numerowi pisma”, z drugiej  strony już pędził do gabinetu Pierwszego dla uzgodnienia tej inicjatywy. W każdym razie potraktujmy owo jednak tylko jako przyczynek do znajomości form kamuflażu, do jakich uciekali się politycy peerelowscy dla osiągnięcia celu. Miał też Sekretarz na celowniku  prezydenta H. Słoninę. (Cdn.)

 

Ryszard Tomczyk

Fot.: Lech L. Przychodzki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*