Uniwersalne bezprawie (2)

Prokuratura w Tarnowie i Dębicy jak ognia bała się Kościuszków. Rodzina Kościuszków złożyła do Prokuratury Rejonowej w Dębicy 144 zawiadomienia o przestępstwach, rzekomo popełnionych przez Bożenę Wołowicz oraz inne osoby. Żądali setek tysięcy złotych odszkodowań! Wszystkie zakończyły się umorzeniem bądź odmową wszczęcia śledztwa. W związku z tym Małgorzata Kościuszko lawinowo składa zawiadomienia o przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków przez prokuratorów, policjantów i sędziów. Wpłynęło ich 44. Zawiadomieniami rodziny Kościuszko zajmują się także inne prokuratury na terenie Podkarpacia i Małopolski. W ciągu niespełna czterech lat to ponad 200 różnych spraw i żadna nie zakończyła się aktem oskarżenia. Pani Bożena Wołowicz wystosowała pismo do Ministerstwa Sprawiedliwości, a tym samym do pana Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry. Pani Bożena zwróciła się również o pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich, do Komendy Głównej Policji, do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, a także do posłów i senatorów – członków Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. I co się zmieniło? Nic! W roku 2020 zapada kolejny wyrok na rodzinie Kościuszków. Rodzina Kościuszków – oskarżeni byli o to, że uporczywie nękali Bożenę Wołowicz; znieważając słowami powszechnie uznanymi za obelżywe. Jeżdżąc samochodem i śledząc ją, wyśmiewając i szydząc z pokrzywdzonej, pomawiając ją o jazdę bez uprawnień. Zastraszając też wszczynaniem postępowań sądowych. Złośliwie niepokojąc oraz rzucając kamieniami i śmieciami w ściany i dach domu pokrzywdzonej. Pomawiając i zniesławiając na portalach internetowych. Andrzej K. groził Bożenie Wołowicz pozbawieniem życia. Sąd uznał oskarżonych za winnych dokonania opisanych czynów. Małgorzata K. i jej syn Andrzej K. zostali skazani na półtora roku bezwzględnego więzienia, córka Małgorzaty K. na rok i trzy miesiące bezwzględnego więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.

Mimo skazującego wyroku stalkerzy się nie opamiętali. Mają zakaz zbliżania się i kontaktowania ze swoją ofiarą. Jednak nie przeszkadza im, by w dalszym ciągu, nawet w obecności policji czy kamer, na odległość ubliżać kobiecie. Żeby totalnie utrudniać życie sąsiadce, rodzina K. składa kolejnych kilkaset zawiadomień na policję o popełnieniu przestępstwa. Rodzina K. nagminnie powoływała również kobietę na świadka w sprawach na terenie całej Polski, zmuszając ją do składania zeznań i dalekich podróży. Po 8 latach walki emerytowanej nauczycielce udało się sprzedać nieruchomość. Nabywca – mężczyzna z zagranicy – wie o uporczywych sąsiadach, ale liczy, że uda się z nimi rozpalić wspólnego grilla! Kobieta przegrała, musi chronić swoją prywatność, ukrywać gdzie mieszka, a i tak w okolicy zamieszkania rodziny pani Bożeny Wołowicz widziana była już niesławna trójka, której nic nie może powstrzymać!

***

Amerykańska wersja urzędniczego bezprawia, rządzącego małymi społecznościami, która to przez lata zbudowała sieć powiązań rodzinnych, sitw, łączących często władzę w postaci burmistrza, szeryfa i dostojników kościelnych. Gdy ktoś nieopatrznie nadepnie któremuś z „dostojników” małomiasteczkowych na odcisk, w najlepszym wypadku zostanie zniszczony i wypędzony, w najgorszym skończy z kulą w głowie. Ameryka to wszak kraj wolnych ludzi!

Marvin Heemeyer był z wykształcenia spawaczem. Jako młody chłopak postanowił swą karierę związać z wojskiem. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku zaciągnął się do wojska. W armii był mechanikiem w siłach powietrznych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Stacjonował w całych Stanach, lecz najbardziej podobało mu się w Grand Lake – malutkim miasteczku w Kolorado, do którego postanowił wrócić po zakończeniu kontraktu z armią. Gdy na początku lat 90. skończył mu się kontrakt, postanowił się ustatkować. Tak właśnie trafił do oddalonego o niecałe 16 mil Granby, stolicy hrabstwa. Heemeyer zakochał się w „amerykańskiej Szwajcarii” w czasach, gdy stacjonował tutaj, jeszcze jako członek sił zbrojnych, a mała wioska wydawała się idealnym wyborem dla człowieka, szukającego spokoju. W 1992 Heemeyer kupił od rządowej agencji, sprzedającej mienie, należące do upadłych towarzystw pożyczkowych, ziemię (działkę) za 42 000 dolarów, żeby postawić na niej warsztat tłumikarski. Heemeyer był mechanikiem, więc celował w branżę, którą znał – a jak się wkrótce okazało, robił to na tyle dobrze, że potrzebna była rozbudowa biznesu i tworzenie filii. W lokalnej społeczności poznał również kobietę, której się oświadczył i była to jakby deklaracja wejścia w klimaty, rządzące małymi miasteczkami. Marvin był uczynny dla sąsiadów, pomagał wszystkim naokoło i nawet narzeczonej takie zachowanie przestało się podobać. (Cdn.)

Roman Boryczko,

październik 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*