Turcja – sprzeczności w kontrastach

Z czym kojarzy nam się Turcja? Z Orientem, z Konstantynopolem, z najazdem Turków na Polskę, z kebabem, czy może z lękiem przed islamem? Sam pamiętam opowieść mojej mamy, która była w Turcji pod koniec lat 80. Wtedy jeździło się tam po ubrania z dżinsu oraz stroje, upstrzone błyszczącymi naszywkami, od bluzeczek, przez sukienki, na rajstopach wyszywanych cekinami kończąc. U nas był wtedy schyłek epoki szarości, koloru charakterystycznego dla życia za Żelazną Kurtyną. Opowiadała, jak na targu musiała dwa razy zapłacić za winogrona, raz w trakcie zakupu, a drugi raz po. Inaczej pewnie nie opuściłaby placu, bo została otoczona przez dużą grupę rozkrzyczanych Turków w strojach tradycyjnych. To był pokaz, ile znaczy w Turcji kobieta bez męskiej asysty, skrojony jak na tamte czasy. Nie była tam sama, zakupy robiła z koleżanką, ale to niczego nie zmieniło. Obecnie dwie spacerujące kobiety nikogo nie dziwią – chyba, że są pięknymi blondynkami. Jeśli jesteś samotną i piękną blondynką, natychmiast zorganizuj sobie przewodnika, inaczej jakiś przypadkowy sam nachalnie się napatoczy.

Turcja jest krajem kontrastów i akurat w tym stwierdzeniu nie ma niczego odkrywczego. Dzieje się tak zapewne z wielu powodów, ale jest jeden, bardzo prozaiczny. Jej zachodnią część oblegają turyści, przez co rozwija się prężnie i żyje bardziej bogato. Natomiast na lekko zapomnianym wschodzie, mniej podatnym na przyjezdnych, widać oznaki biedy oraz zdecydowanie mocniej zaznacza się konserwatywne podejście do wyznawanej religii. W przypadku Turcji istotniej odkrywczy jest fakt, że turystyka została tu zorganizowana całkiem niedawno. Jednak błyskawicznie stała się odrębną i dominującą dziedziną gospodarki. Na szeroką skalę turystyka przyjazdowa rozwija się w tym kraju dopiero od połowy lat 90., zresztą przy ogromnym wsparciu ze strony rządu, który próbuje mądrze wykorzystywać turystyczną żyłę złota, na przykład inwestując w komunikację i ochronę zabytków.

Zgodnie z prawem Turcja jest krajem laickim od początku istnienia jako republika, czyli od 1923 roku. Widząc jednak mnogość minaretów górujących nad miastami, które hucznie obwieszczają wezwania do modlitw, można odnieść zgoła inne wrażenie. Tym bardziej, iż meczety spotyka się wszędzie, w górach, na stacjach benzynowych, na dworcach autobusowych i na lotniskach. Aż 99,64% mieszkańców kraju deklaruje jedną wiarę – muzułmańską. Jest to mylące, gdyż nie ma tam czegoś takiego jak ateizm. Jeśli ktoś się nie deklaruje, jest automatycznie kwalifikowany jako wyznawca islamu. Ciekawostką jest, że Turcja ma największy odsetek obywateli bezwyznaniowych – biorąc pod uwagę wszystkie kraje muzułmańskie. Statystyki kontra ciekawostki, to też – jak widać – nie lada kontrast. Na ulicach rzadko widzi się ludzi modlących o wskazanej przez głośnik meczetu porze – co jest częstym obrazkiem chociażby w Egipcie. Nie powinien też dziwić turystów fakt sąsiadowania ich hotelu, ściana w ścianę, ze świętym budynkiem, ani wczesnoporanne pobudki, dokonywane na nich przez zawodzący głos muezina.

W odzwierciedlaniu wiary strojem bywa różnie. Wschód kraju jest jak najbardziej ubrany w imię tradycji. Natomiast zachód, to styl zdecydowanie bliższy Europie. Fakt zakrywania twarzy przez kobiety wcale nie oznacza dosłownego przywiązania do rodzinnego domu, ani oddania swojego życia w ręce męża, jak bywa w krajach arabskich. Dla przykładu, tureckie kobiety uzyskały prawa wyborcze już w 1934 roku. A w – jakby nie było – wysoce cywilizowanej Szwajcarii, dopiero w 1971 roku. W jednym ze szwajcarskich kantonów kobiety były „bezgłośne” nawet do 1990 roku. Tak więc pod pewnymi względami Turcji bliżej do Europy niż innym krajom. To dzięki pewnemu politykowi o otwartym umyśle.

Jedna kwestia w Turcji zdecydowanie nie podlega kontrastom – oddanie do Atatürka, czyli „Ojca Turków”, który zrewolucjonizował rząd, światopogląd i myślenie tego kraju. A dokładnie Mustafa Kemal Atatürk, to on popchnął konserwatywny wyznaniowo kraj w stronę Zachodu. Jasno oddzielił władze świecką od praw muzułmańskich za pomocą wojska i uchwalonej konstytucji. Zakazano nawet noszenia fezu, kiedyś tradycyjnego nakrycia głowy. To dzięki temu politykowi Turcy zaczęli wierzyć w swój kraj. Jeszcze na początku XX wieku pogardliwym mianem Turka określano nieokrzesanych chłopów. Był to synonim prostaka i grubianina. Godność wspomnianemu określeniu nadał dopiero Atatürk. Zjednoczył oraz uniezależnił politycznie i gospodarczo swój naród. Po dziś dzień w każdym tureckim mieście stoją jego pomniki i popiersia, a portrety zdobią urzędy, ulice i sklepy. Są jego domy pamięci i muzea mu poświęcone. Osoba Atatürka została poddana absolutnej gloryfikacji. Nikt nie może powiedzieć o ich „ojcu” złego słowa, a tureckie flagi wiszą dosłownie wszędzie – i to nie od święta, i nie tylko na budynkach administracji. Uwagi wymaga kwestia, że jeszcze do niedawna do żadnego z budynków instytucji państwowych nie można było wejść, okazując strojem lub symbolem przynależność do islamu. Chodzi głównie o chusty na głowach u kobiet i długie brody u mężczyzn. Radykalne kobiety podobno używały peruk, zakładanych na chusty. Niestety nie wiem, co z brodami robili mężczyźni. Obecnie Turcja wykonała duży krok w stronę konserwatyzmu, więc ten zakaz może nie być już ściśle przestrzegany.

Ceny w Turcji, do tego w walucie euro, również są bardzo kontrastujące. Europejczyków przyzwyczajonych do metek i stałych cen, ewentualnie promocji, przede wszystkim zdziwi różnica między ceną proponowaną, a ceną końcową. Ceny wyjściowe po negocjacjach mogą się skurczyć nawet o 75% wartości. Można by pomyśleć, iż traktują przyjezdnych jak głupców, ale zapewne nie całkiem. Taka po prostu jest ich mentalność handlu. Przy czym, Turcy ponoć szanują turystów niełatwych w negocjacjach. Brak negocjacji jest źle widziany, choć niewątpliwie opłacalny.

Turcja generalnie nie jest krajem bogatym, pomijając oczywiście rejony turystyczne. Nie przeszkadza to w usytuowaniu rozległego, błyszczącego sklepu z dywanami lub wyrobami jedwabnymi tuż obok biednej lepianki, w której ludzie żyją w sposób prawie niezmieniony od kilku pokoleń. Ilość ekskluzywnych samochodów, zaparkowanych przed tymi jednotowarowymi marketami może przyprawić o zawrót głowy. Należą do właścicieli, zatrudnionej rodziny i kilku szczęściarzy, którym udało się nauczyć języków obcych i poznać kilka technik sprzedażowych. Dziwi ten kontrast z biedą zza miedzy. Natomiast ceny produktów tłumaczą całą resztę. Jedwabny, ręcznie tkany dywan kosztuje mniej więcej 6 tysięcy euro. W cenę wliczony jest pokaz pozyskiwania jedwabiu oraz tkania. A sam dywan wygląda jak mroczne wspomnienie poprzedniego ustroju, wiszące na ścianie w domu naszej babci, ale 30 lat temu. Kurtki skórzane tuż po zaprezentowaniu ich podczas mini pokazu mody, z modelkami na wybiegu, muzyką i światłami, można nabyć za około tysiąc euro. Zwiedzić można także supermarkety z jedwabnymi wyrobami oraz kilkupiętrowe sklepy jubilerskie z bajkowymi wyrobami z każdego możliwego kruszcu, w tym z diamentami jak piłki do tenisa. Ceny oczywiście światowe, plus 75% narzutu do ewentualnej negocjacji. Nie bez powodu tylko zwiedzamy…

Jednak najpiękniejszy turecki kontrast można spotkać na plaży. Śmiało należy powiedzieć – jest to idealny kraj dla tych, którzy nie mogą się zdecydować, czy chcą jechać nad morze, czy w góry. W niektórych miejscach Turcji będziemy bowiem mieli dwa w jednym. Piękną plażę i morze, z których wyrastają bogato warstwowane i wymyślnie pofałdowane skały. Widoki niezapomniane, nawet po negocjacjach. Za to plaże nie są ani złociste, ani wysypane drobnymi ziarenkami piasku, jak przykładowo w Bułgarii. Są żwirkowe, a zejścia do wody kamieniste. To przez pobliskie góry i materiał skalny, którego woda nie zdążyła jeszcze odpowiednio rozdrobnić. Góry sprawiają, że w Turcji można znaleźć miejsca oddalone od turystycznego hałasu, gdzie poza osiedlami hoteli i mnogością apartamentowców, oczywiście do nabycia, widać jeszcze prawdziwe ludzkie życie. Ale to jest już nasz kontrast, Europejczyka. Kontrast, dostrzeżony przez człowieka żyjącego stadnie z wygodami, który na urlopie odczuwa niepohamowaną chęć ucieczki od cywilizacji, dokładnie tam, gdzie autobus turystyczny łatwo nie dojedzie. Uwaga, lokalni kierowcy autobusów mogą zaskoczyć umiejętnościami, obwożąc po krętych, wąskich dróżkach, kołując tuż nad przepaściami. Za co, swoją drogą, warto zostawić napiwek.

Napiwki oczywiście są mile widziane, a wręcz wymagane. Niektórzy są nawet namolni w ich egzekwowaniu i potrafią obrazić się nie na żarty za ich brak. Pod tym względem są niemiłosiernie rozpuszczeni przez turystów. Jakby nie było, po to są wakacje, aby to siebie rozpuszczać, co do reszty, polecam według zasług, zgodnie z uznaniem. A jeśli chodzi o rozpuszczanie własne, koniecznie należy zabezpieczyć się po całości mocnym kremem z filtrem. Wtedy powakacyjne kontrasty skórne, objawiające się warstwowo, nie znajdą się w sprzeczności do oczekiwań kolorystycznych względem opalenizny. Nie ma sensu rozpuszczać się przez rozkruszanie naskórka. Zdecydowanie więcej sensu jest w zwiedzaniu, kosztowaniu potraw i obcowaniu z kulturą, tak różną od naszej.

 

Piotr Kasperowicz

2 komentarze do “Turcja – sprzeczności w kontrastach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*