Trudna droga polskich wynalazków i autorów ich opracowań

Zanim wspomnimy o przysłowiowej „krwawicy” naszych wynalazców, jaką jest droga ku realizacji i wprowadzania w życie nowatorskich pomysłów w dzisiejszych czasach, warto na początku przypomnieć o kilku chociażby osiągnięciach rodaków w zgoła zupełnie odmiennych dziedzinach nauki, takich jak chociażby medycyna czy też przemysł zbrojeniowy.

Kiedy śledzimy drogę myśli technicznej na przestrzeni wieków, widzimy wiele wspólnego z dniem dzisiejszym, wszak gąsienica czołgowa, czy maszyna do pisania – to wszystko  w onegdaj było czymś zupełnie nowym, nieznanym, toteż – podobnie jak dziś – budziło wtedy nieufność, czy wręcz niechęć do nowatorskich pomysłów i – jak należy przypuszczać – również wtedy, podobnie jak dziś, spotykało się w społeczeństwie z niechętnym odbiorem wszelkich nowinek, które na początku rodziły się w bólach a mimo to z powodzeniem służą nam do dziś…

***

[…] Józef Kosacki w roku 1939 wstępuje na ochotnika do polskiego wojska. Podobnie jak większość młodych ludzi w tym czasie – po przegranej wojnie obronnej, drogą poprzez Rumunię, Francję, przedostaje się do Wielkiej Brytanii. Tam wstępuje w szeregi wojsk alianckich. Niedługo potem do Kosackiego dochodzą tragiczne wieści. Polski patrol podczas służbowego obchodu angielskiego wybrzeża wpada na miny. Kosecki wraz ze swoim przyjacielem Andrzejem Garbosiem przejęci do głębi dramatyczną sytuacją, postanawiają opracować projekt urządzenia, które miałoby w porę ostrzegać żołnierzy przed takowym zagrożeniem. W tym przypadku droga do pomysłu wiodła ścieżkami wojennej tragedii. Wiedza, którą posiadali dwaj Polacy, pozwalała na to, by do realizacji tego przedsięwzięcia wykorzystać fale radiowe. Jak czytamy w źródłach, pomysł Polaków zbiegł się z kilkoma brytyjskimi projektami, jednakże  brytyjskie Ministerstwo Zaopatrzenia wskazało na polski pomysł i w ten sposób powstał pierwszy ręczny wykrywacz min (więcej na: gadzetomania.pl/3323,polscy-wynalazcy-i-ich-zapomniane-osiagnięcia-cz-2,ali .

Tak to już jest, że wszystko co nowe a także piękne – rodzić się musi w bólach. Inspiracją do  wymyślenia urządzenia, które do lat 40. ubiegłego stulecia chroniło życie żołnierzy, była tragiczna sytuacja na froncie podczas wojny, kiedy jednak śledzimy losy polskich wynalazków i opracowań dziś, w czasach pokoju, niestety coraz częściej dochodzimy do wniosku, że mamy do czynienia z podobnie jak wtedy trudną drogą do realizacji często wspaniałych pomysłów, zaś droga ich twórców usłana jest bolesnymi doświadczeniami.

Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy temacie, który ma bliski związek z armią i jej uzbrojeniem. Początkowo nic nie wskazywało, by Józef Hoene, urodzony w Wolsztynie w roku 1776, miał stać się w przyszłości kimś, kto zapisze się w dziejach ludzkości jako jeden z wynalazców jakże ważnego patentu. Młody Hoene był trudnym dzieckiem o niepokornym charakterze. Już jako 16-letni młokos ucieka z domu rodzinnego i aby utrudnić rodzinie poszukiwania, zmienia nazwisko na Wroński. Ów zawadiaka, jak podają źródła, służył zarówno w armii Tadeusza Kościuszki jak i w armii rosyjskiej.

Trudny charakter nie przeszkodził Wrońskiemu w studiowaniu nauk i przedmiotów ścisłych. Zajmował się między innymi rozwijaniem funkcji w szereg potęgowy a także równaniami różniczkowymi. W dziedzinie fizyki zajmował się teorią przyrządów optycznych i mechaniką płynów. Nie był to jednak, jak się okazuje, koniec jego osiągnięć, zaś kilka pomysłów wolsztynianina służy ludzkości do dzisiejszego dnia. Stał się m.in. ojcem mechanicznego kalkulatora i prekursorem (jako autor koncepcji) napędu gąsienicowego, udoskonalał także znaną już w owym czasie konstrukcję maszyny parowej. (Więcej na  https://pl.wikipedia.org/wiki/Józef_Hoene-Wroński )

Skoro o matematyce mowa, warto wspomnieć o hrubieszowskim Żydzie – Abrahamie Sternie. Jako młody człowiek praktykując u zegarmistrza zdradzał już wtedy wielkie zdolności matematyczne. Jego wyjątkowy talent zwrócił uwagę Stanisława Staszica, dzięki namowom tegoż znanego polityka i reformatora Stern udał się na studia do Warszawy, wkrótce potem stał się wynalazcą maszyny liczącej, która wykonywała podstawowe operacje – takie jak dodawanie, odejmowanie, mnożenie i dzielenie, a po udoskonaleniu nadawała się także do pierwiastkowania. Stern jest także autorem wynalazku, dzięki któremu można było uzyskać dane, służące artylerzystom do ustalenia pozycji celu.

Minęły czasy palenia czarownic na stosie i nazywania osobnikami głoszącymi herezje ludzi, mianujących się wynalazcami.  Wydaje się więc, że droga do wdrożenia pomysłów w życie powinna być o wiele prostsza aniżeli kilka wieków temu. Pozory mylą, a historia niestety lubi się powtarzać. Ludzi wprawdzie w dosłownym tego słowa znaczeniu już się nie przywiązuje do pala otoczonego chrustem, za to skutecznie spala się dziś ludzki zapał do pracy, dzięki biurokracji, a także tej – pożal się Boże – poprawności politycznej, co gotowa jest zniszczyć i pozbawić zdolności myślenia najtęższe nawet umysły. (Cdn.)

Tadeusz Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*