Tożsamość narodowa mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie (6)

 

O stosunku rządu RP do autonomii na ziemiach Wileńszczyzny pisze Zbigniew Siemienowicz: „Na kilka miesięcy biało-czerwony sztandar tworzącego się Polskiego Kraju Autonomicznego ukazał się nad większością budynków urzędowych na Wileńszczyźnie (…). Był to rok 1990. Ale Polska, już będąc niezależnym państwem, nie podtrzymała tej inicjatywy, a władze młodej nacjonalistycznej Litwy nie zawahały się, by oskarżyć Polaków w rzekomej promoskiewskiej grze. Krzywdę czują Polacy dotychczas, bo przecież wszędzie deklarowano o chęci utworzenia Polskiego Kraju Autonomicznego w składzie niezależnej demokratycznej Litwy, nie w składzie ZSRR bądź Rosji. Po rozpędzeniu przez Litwinów demokratycznie wybranych rad rejonowych, zaczęła się nagonka na polskość, która w zawoalowanych formach trwa do dziś. Polska reagowała niemrawiej niż Council of Europe, pozorowała zatroskanie”.[1] Ewa Nowicka podtrzymuje tezę o indyferentnym stosunku władz polskich do oskarżonych działaczy: „Podobnie jak w 1989 i 1990 roku, gdy ważyły się losy polskiej autonomii na terenie Wileńszczyzny, rząd polski nie zareagował ani w żaden sposób nie pomógł oskarżonym Polakom”[2].

Grażyna Dziedzińska z kolei uważa, iż sprawa aresztowania przez Litwinów czterech Polaków i bezprawnego skazania ich na ciężkie roboty była wymownym przykładem inercji władz polskich, które nie mają opracowanej żadnej polityki wobec Polaków na dawnych polskich Kresach Wschodnich. „Ta niesprawiedliwość nie spotkała się z żadną reakcją ze strony rządu w Warszawie, mimo iż było to ewidentne naruszenie praw człowieka. Minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek nie przejął się niesłusznym ukaraniem Polaków. Polskie MSZ nie stanęło w obronie rodaków, jak czynią władze wszystkich cywilizowanych państw świata. Jedynie prezes Wspólnoty Polskiej, Andrzej Stelmachowski, pojechał do Wilna i w tamtejszym sądzie oświadczył: „Wy, Litwini, robicie u siebie stalinowskie łagry dla zastraszenia Polaków”[3].

Autorka wyraża przekonanie, iż jedyną skuteczną akcję w obronie uwięzionych podjęła Dora Kacnelson. Przygotowała ona list protestacyjny i zebrała 40 podpisów dziennikarzy z międzynarodowego forum Dziennikarze Polonii Świata, które obradowało wówczas w Tarnowie. „Dokument trafił do sejmu litewskiego. Zrobił się skandal. Polacy zostali uwolnieni, ale… żeby było śmieszniej (jak powiedział pani docent jeden z polskich dziennikarzy w Wilnie), prezydent Litwy dobił targu, stawiając polskim skazańcom warunek: Uwolnię was, lecz pod warunkiem, że napiszecie, iż całkowicie popieracie wejście Litwy do NATO[4].

Algimantas Degutis, będąc w tym okresie pracownikiem Polskiej Agencji Pra­sowej, wspomina o reakcji prasy w Polsce dotyczącej tego incydentu: „Sytuacja zmieniła się zasad­niczo, gdy rozwiązane zostały obie rady rejonowe: wileńska i solecznicka. Polską prasę zalewała przez kilka lat fala antylitewskości tak, że nie nadążałem w ciągu dnia przeczytać wszystkiego, co pojawiało się na temat Litwy. Sądzę, że większość autorów tych artykułów nie wiedziała, jaka jest rzeczywista sytu­acja na Litwie, inni wykorzystywali sytuację, żeby szerzyć nastroje antylitewskie, jeszcze inni mogli w ten sposób zasłużyć na honorarium. Jakimi epite­tami nie byli ochrzczeni litewscy politycy. Wiadomo, najczęściej obrywał ówczesny premier Rady Naj­wyższej Litwy – Vytautas Landsbergis, który był na­zywany Polakożercą[5].

Dyskusja na temat działań autonomicznych Polaków na Wileńszczyźnie trwa do dzisiaj. W prasie z Polski można się spotkać z potępieniem postępowania przywódców mniejszości polskiej. Na cytowanej wcześniej witrynie internetowej Przeciw hipokryzji jest zamieszczona następująca wypowiedź: „Musimy stwierdzić, że postąpili oni beznadziejnie głupio, swą krótkowzrocznością skompromitowali się jako politycy. Upadek komunizmu leżał w interesie wszystkich narodów, a polscy autonomiści, nie potrafiąc unieść głowy ponad swoje podwórko, obiektywnie wzmacniali sowiecki reżim. Nie byłaby to jednak pierwsza mniejszość, która szukała schronienia pod opiekuńczymi skrzydłami uniwersalistycznej (a faktycznie totalitarnej) utopii”[6].

Czesław Okińczyc[7] w wywiadzie udzielonym Marcinowi Wojciechowskiemu oznajmił: „Oczywiście przede wszystkim zyskali ci, któ­rzy poparli niepodległą Litwę. Jest wśród tutejszych Polaków grupa działaczy, którzy w tej kwestii zaj­mowali stanowisko bliższe Moskwie, łudzeni mgli­stymi obietnicami autonomii. Moim zdaniem, nie po­winni oni brać dzisiaj udziału w życiu publicznym, bo nawet działając w dobrej wierze przynoszą wię­cej szkody niż pożytku”[8].

Na forum internetowym Wileńszczyzny czytamy na ten temat wypowiedź internauty o pseudonimie Pacuk. Zauważa on:Jeśli chodzi o ruch autonomii, to faktycznie takowy nie istnieje, zresztą nie istniał on i na początku lat 90. Była to nieliczna grupa komunistycznej nomenklatury, która czekała na powrót Moskwy”[9].

Są też inne głosy w tej sprawie. Aleksander Vile odpowiada na ten zarzut na łamach zine’a[10] W Paszczu: „Pomysł autonomii został skompromitowany przez kilku promoskiewskich działaczy[11]. (…) Owszem, na czele ruchu znaleźli się wówczas komuniści, a niby kto miał być? Innych nie było. Ale był to ruch może i promoskiewski (czasami), ale cieszący się ogromną popularnością w społeczeństwie, na wiece przychodziło po kilka tysięcy osób. W listopadzie 1990 r. Zjazd Samorządowców Wileńszczyzny ogłosił decyzję o powołaniu polskiego narodowo-terytorialnego okręgu autonomicznego decyzją 200 deputowanych za i tylko 4 – przeciw. Tak więc oskarżeń o sympatie prosowieckie nie można zastosować do całego ruchu, który konsekwentnie opowiadał się za polskim krajem autonomicznym w składzie niepodległej Litwy”[12].

Z kolei na forum internetowym strony polonii amerykańskiej zamieszczona jest następująca wypowiedź: „Żeby było jasne: owi działacze polonijni na Litwie prowadzili pobór do wojska sowieckiego po ogłoszeniu przez Litwę niepodległości, chcieli wprowadzić okręg autonomiczny w tym właśnie czasie. A w owym czasie była to działalność prosowiecka, a nie propolska – bo rządził jeszcze Gorbaczow i kazał swoim wojskom mordować Litwinów dążących do niepodległości”[13].

Jarosław Cytryński na łamach dziennika Gazeta Wileńska stwierdza, że ludzie, którzy w 1990 roku ogłaszali utworzenie polskiej autonomii, doskonale wiedzieli, iż w razie zwycięstwa stronników niepodległości Litwy władze im tego nie wybaczą. Uważa on, iż nawet po odrzuceniu demagogicznych rozważań na temat „potrzebna nam była autonomia czy nie”, należy przyznać, że „tzw. autonomiści naruszyli nie tylko konstytucję niepodległej Litwy (mieli prawo – nie uznawali Republiki Litewskiej), ale też Konstytucję Litwy Radzieckiej. Praktycznie bowiem żadna z tych ustaw nie przewidywała możliwości utworzenia okręgu autonomicznego”[14].

Autonomia może przybierać rozmaite formy. Im większa presja asymilacji ze strony państwa, tym większa chęć do autonomii. Na Wileńszczyźnie nie istnieje ruch autonomiczny (owszem takowy był, ale na początku lat 90. XX wieku i został następnie rozbity przez litewskie służby specjalne) – dziś Polacy boją się nawet publicznie wypowiedzieć słowo autonomia. Szczerze mówiąc, spora część społeczeństwa litewskiego nadal odmawia nam prawa do nazywania się Polakami, uważając, że jesteśmy tutejsi (według jednych odłam narodu białoruskiego, według innych – spolonizowani Litwini). Biorąc pod uwagę fakt, że tak często w Polsce uważani jesteśmy za tzw. Ruskich – być może najwyższy czas na stworzenie nowej narodowości – Wilniukow[15]?

„Interesujące jest, że Dzukowie i Żmudzini[16] są w kwestii autonomii bardziej zdecydowani, ale ich Litwini traktują w kategoriach hobby, zabawy i happeningu. Polaków zaś – jako zagrożenie dla terytorialnej całości republiki” – stwierdza Vile.

Podczas rozmowy, którą odbyłam z Aleksandrem Vile w kwietniu br. w Wilnie, na pytanie o aktywność polityczną litewskich Polaków w ostatnim dwunastoleciu, Vile odpowiedział: „Jesteśmy hiperaktywni politycznie. Mamy dwie partie polityczne, 50 organizacji społecznych, Polacy są w składzie większości liczących się ogólnokrajowych litewskich partii politycznych. W Sejmie jest siedmiu posłów – Polaków. Czy ta aktywność ma jednak jakieś pozytywne wyniki? Wątpię – od roku 1991 Polacy na Litwie na płaszczyźnie politycznej notują prawie wyłącznie same klęski (nie licząc krótkiego okresu uczestniczenia Akcji Wyborczej w działalności rządu koalicyjnego Rolandasa Paksasa w latach 2000-2001). Tak naprawdę dzisiaj polonijni politycy są bardziej zatroskani utrzymaniem się na swoich stołkach, niż obroną interesów swoich wyborców, wyborcy zaś głosują na swoich bez większych nadziei na zmiany na lepsze. Elektorat polski jest rozbity i zniechęcony. Brakuje naszemu życiu politycznemu idei, która by zjednoczyła całą społeczność polską na Litwie. Taką ideą w latach 1989-91 był pomysł polskiej autonomii terytorialnej. Być może warto by do czegoś podobnego powrócić. Z odrzuceniem słowa polska – po prostu autonomia terytorialna Wileńszczyzny[17].

Alternatywą do autonomii terytorialnej pozostaje autonomia kulturalna, która jest możliwa do zrealizowania bez narażania się władzom. Litewska Konstytucja gwarantuje prawo do zachowania i rozwoju języka, kultury i tradycji, a także państwowe wsparcie dla tych działań. Europejska Ramowa Konwencja Ochrony Praw Mniejszości gwarantuje cały szereg dodatkowych praw: do używania języka ojczystego w życiu publicznym i prywatnym, wykształcenia w języku ojczystym, informacji. Obok autonomii kulturalnej może istnieć autonomia oświatowa, oparta na własnym szkolnictwie podstawowym, średnim, wyższym, do czego podstawy już istnieją. Może też istnieć autonomia gospodarcza – własne przedsiębiorstwa i ich zrzeszenia, izby gospodarcze, fundacje, związki zawodowe[18]. (cdn.)

 

Ewelina Danowska

Przypisy:

[1]  Z. Siemienowicz, Przestrzelony, ale żywy Piłsudski, albo podroż do Pikieliszek, http://www.najmici.org/pikieliszki.htm;

[2] E. Nowicka, Polacy czy cudzoziemcy…, s. 87;

[3] G. Dziedzińska, Zaniedbane, poniżone, zdradzone…;

[4] Tamże;

[5] A. Degutis, Czy zbliżenie jest możliwe?…, s. 8;

[6] Redakcja (w:) „Przeciw Hipokryzji”…;

[7] Czesław Okińczyc jest byłym posłem i wiceprzewodniczącym komisji spraw za­granicznych parlamentu Republiki Litewskiej, sygnatariuszem Aktu Odrodzenia Niepod­ległości Litwy, założycielem i prezesem polskiego radia Znad Wilii;

[8] M. Wojciechowski, Mogę więcej niż demagodzy, Rozmowa z Czesławem Okińczycem, „Polis” „Europa” 1998, nr 28;

[9] RegioPolis Forum Index -> Region Vilna, http://www.regiopolis.net/forum/viewforum.php?f=13;

[10] Zine – jest to rodzaj czasopisma środowiska alternatywnego wydawane metodą DIY (do it yourself) i rozpowszechniane w nieoficjalnym obiegu;

[11] J. B. Good, Żądamy autonomii kulturalnej, rozmowa z Vile’em, liderem „Autonomii Kulturalnej”, „W Paszczu” 2003;

[13] Lana, Polacy w Polsce o Litwie i Litwinach – zapraszam do dyskusji Polaków i Litwinów, http://tygodnikforum.onet.pl/1,11,8,449531,1720571,forum.html, 2002-08-17;

[14] J. Cytryński, Niezależność sędziowska, „Gazeta Wileńska” 1999, nr 211;

[16] Dzukija i Zemaitija (Żmudź) są regionami leżącymi na południowym zachodzie Litwy, zamieszkałymi prawie wyłącznie przez ludność litewską, mówiącą specyficznymi dialektami języka litewskiego;

[17] Rozmowa z Aleksandrem Vile, przeprowadzona w kwietniu roku 2003 w Wilnie;

[18] A. Vile, Ghetto czy autonomia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*