Tacy jak on zostają w ludziach

Nie minął rok od mego ostatniego spotkania z prof. Marcinem Olajossym, a przyszło mi uczestniczyć w jego uroczystościach żałobnych. Nie zdziwiła mnie tam obecność świata medycyny, nie tylko psychiatrii, ale też innych dziedzin sztuki lekarskiej oraz licznej grupy duchowieństwa.

Moja znajomość z Profesorem sięga lat 70. XX w. Mając problemy egzystencjalne, przyszło mi poznać ówczesnego adiunkta Kliniki Psychiatrii, człowieka bardzo delikatnie wchodzącego w meandry ludzkich dusz. Wizyta w Jego gabinecie nie polegała tylko na wypisaniu tabletek i postawieniu odgórnej diagnozy, a była tworzeniem relacji o głębszym znaczeniu. Nie: lekarz – pacjent, a człowiek z człowiekiem.

Jestem pewny, że postawy późniejszego profesora nauk medycznych były już wówczas bliskie filozofii św. Tomasza z Akwinu. Rozmowy z Nim, pełne empatii i wyczucia, nie stanowiły tradycyjnego, schematycznego wykładu, który wciąż cechuje wielu przedstawicieli tej profesji.

Po 20 latach odwiedzałem Go, już jako profesora, nie jako „były pacjent”, ale osoba, zawdzięczająca mu swoją stabilność i życiową równowagę, tak jako człowiek i jako artysta. Przez ostatnie ćwierćwiecze prof. Olajossy był żywo zainteresowany moją drogą twórczą, ciesząc się z osiągnięć, co zaowocowało obecnością kilku obrazów w jego prywatnej kolekcji.

Profesor wspomagał mnie, gdy zajmowałem się młodymi kandydatami na malarzy, mającymi niekiedy poważne problemy w procesie kształtowania tożsamości. Nawet gdy schodził z nocnego dyżuru – dla nich zawsze znajdował czas.

Bliscy mu zawsze byli ludzie sztuki – niepokorne duchy. Stawiał na nogi Andrzeja Kota, Kazia Grześkowiaka odstręczał od alkoholu, Lecha L. Przychodzkiego wyciągnął z bagna uwielbienia nikotyny. Oni – i wielu innych – na swej twórczej drodze szukali wyjścia z uzależnień. Jego mądrość i uśmiech niosły im apostolską pomoc. To nie ciało chore, ale głównie dusza, stąd każdy proces terapii u Niego rozpoczynał się, głęboką, ludzką rozmową, będącą próbą otworzenia „pacjenta” na prawdę, dobro i piękno w wymiarze ludzkim i artystycznym a poprzez to – radzenia sobie z własną autodestrukcją.

Charakteryzował Profesora bardzo wysoki poziom humanizmu, nacechowany skromnością i wyważeniem, wynikający z miłości oraz wiary w człowieka i jego godność, czyli wszystko to, co mieści się w słowie „chrześcijaństwo”. Ktoś taki, jak prof. Olajossy był osobą konieczną w II Klinice Psychiatrii i Rehabilitacji Psychiatrycznej SPSK Nr 1 w Lublinie i jako wykładowca AM/UM czy Katedrze Medycyny Pastoralnej KUL. Tam znalazł się na właściwym dla swego charakteru i pasji miejscu, bowiem nie był nigdy lekarzem z przypadku – lecz z powołania i trafnego wyboru drogi życiowej.

Na usta cisną się tu słowa 2. Listu do Tymoteusza, przypisywanego św. Pawłowi: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem.” (2 TM 4,7).

Tekst i zdjęcia:

Mariusz Kiryła

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*