Szczury

Z błogosławieństwem red. Sajnóga, choć gdańszczanina, związanego z lubelskim Oddziałem SDP na Wychodźstwie (drugi z „lubelskich” „danzigerów”, red. Antoni Kozłowski, zmarł w grudniu 2017 r.) i portalu, dla którego swoje felietony pisze, czyli „Gazety Świętojańskiej” – rozpoczynamy cykl, poświęcony miastu.

W przypadku Zbigniewa Sajnóga jest to akurat Gdańsk, ale problemy, ukazywane poprzez pryzmat lokalności dotyczą też Białegostoku, Olsztyna, Szczecina czy Opola. To taka Polska w miniaturze. Zatroskana o jutro, lekceważąca wczoraj i udająca, iż nie istnieje dzisiaj. Polska samorządowych urzędników i ich pracodawców (a przecież ofiar) – przeciętnych obywateli, bezradnych wobec niechciejstwa, korupcji i głupoty.

Redakcja SięMyśli.info.ke

Szczury

Szczurów jest w naszym mieście pełno i mają się dobrze. Obserwowałem ich wielopokoleniowe rodziny, zorganizowane na zapleczach licznych restauracji. Mają swoje ukryte przejścia, ale przecież ukryte nie nachalnie – i czytelne i widoczne, może nawet uwidaczniane z pewną nutą ostentacji. Czują się u siebie, czują się dobrze.

Pewnego dnia obserwowałem, jak młody szczurek wspinał się na ustawione przy śmietniku krzesło i – pomimo nieprzyczepności gładzi politury – wyłaził naprawdę wysoko.

Innym razem, gdy szedłem rampą za niegdyś sławnymi delikatesami, jeden młodzieniec, podrostek – widać resztką zwierzęcego sumienia, instynktownie, na mój widok ukrył się pod samochodem. Przystanąłem i ucichłem. Z wolna, ostrożnie wyszedł spod maszyny. Okryty był jasnym, lekkim futrem, przez które przeświecał róż na piersi i na zgrabnych łapkach. Był świeży, czyściutki. Wąsy okazałe, czytelnie rozdzielone, w oku błysk. Pyszczek miał unerwiony i zadzierając nosek węszył – aż póki jakiś ruch w otoczeniu ostatecznie go nie spłoszył.

Obserwowałem też szczury stare, sztuki duże, dorodne, z futrem pobrązowiałym, miejscami wyraźnie czarnym, ujawniającym wiekowość i właściwe jej wielkie doświadczenie. Zapis przetartych szlaków, dobrze im znanych ścieżek w nie do końca zawalonych piwnicach pod naszym miastem, pełnych spalenizny, rozrzuconych kości i kto wie, jakich skarbów.

Ach, nasze miasto. Możemy to wiedzieć, dostrzegamy łatwo, grunt osuwa się, zawala. Budowle ongiś najchlubniejsze pękają i na naszych oczach przechylają się niebezpiecznie. Powołani stwierdzają: posadowione na złych fundamentach.

Grunt przenicowany szczurzymi norami, siatką połączeń, traci swoją nośność. Naruszone są podstawy, więc ziemia się zapada.

Są tacy, co mówią – ale są też lisy, i jeże, i dziki i borsuki a i gatunki bardziej inwazyjne, nie wiedzieć skąd i egzotyczne!

Znajomy, doświadczony lekarz, praktyk i wypróbowany społecznik, doktor Bernard – tu zmilczę, nie ujawnię nazwiska – udziela wielu sugestii, przestróg i rad sprawdzonych. Ale, drogi doktorze, wydawać Kurier Epidemii byłoby bezcelowe, wzbudzałoby śmiech – gdzież zaraza?! Szczury czują się dobrze, są zdrowe, wypasione, a te młodziaki takie sympatyczne…

Zbigniew Sajnóg

Zdjęcia Autora

Za: https://gazetaswietojanska.org/opiniodalnia/komentarze/szczury-w-gdansku/

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*