Sri Lanka. Modelowe błędy drogą ku katastrofie

To, co obecnie dzieje się z wyspiarskim państwie Sri Lanka, przeciętnemu Europejczykowi wydaje się czymś bardzo odległym i przypisanym małym, zacofanym społecznościom, które w pewnym momencie swojego istnienia przy udziale zewnętrznych zawirowań geopolitycznych doprowadza do chaosu,  wojny, upadku. Można tu  ukuć taką teorię, że wszelkie problemy dużo wcześniej trapią byty postkolonialne, jakie po wyzwoleniu i wybiciu się na niepodległość wciąż trapi choroba nieodciętej pępowiny i słabo wykształconych kadr rządzących.

Po II wojnie światowej na wyspie Cejlon, jak nazwana została przez Brytyjczyków, nasiliły się powstania przeciw kolonizatorom. Doprowadziły one w końcu w 1948 r. do uzyskania niepodległości. Od 1972 r. kraj przyjął nazwę Socjalistycznej Republiki Sri Lanki, która później zmieniła się na Demokratyczno-Socjalistyczną Republikę Sri Lanki. Lata 1983-2009 to okres wojny domowej pomiędzy Syngalezami, którzy stanowili większość, a Tamilami, chcącymi utworzyć w północno-wschodniej części wyspy niezależne państwo – Ilam.

Casus ukraiński (próba rosyjskojęzycznych Ukraińców utworzenia niezależnych od Kijowa bytów: ŁRL i DRL), kończy się jak widzimy z dzisiejszej autopsji wojną domową, „operacją specjalną” Rosjan, jako gwarantów bezpieczeństwa obywateli zbuntowanych republik – a być może wojną pełnoekranową z NATO, USA, czyli III wojną światową. Nacjonalistyczne władze w Sri Lance przez dziesięciolecia dyskryminowały Tamilów. Na północy Sri Lanki dochodziło do krwawych pogromów Tamilów, inspirowanych przez władze, tamilskie dziewczyny były gwałcone przez syngaleskich żołnierzy. To musiało mieć gigantyczny wpływ na ich psychikę ludności. Syngalezi mogliby to zakończyć, gdyby dali Tamilom równość, ale to się nie dzieje po dziś dzień.

Tamilowie są obok Kurdów największym narodem na świecie, który nie posiada swojego państwa. Większość z nich mieszka w północnej i wschodniej części Sri Lanki oraz w południowo-indyjskim stanie Tamilnadu, jest też spora diaspora tamilska na całym świecie. Oficjalnym językiem całej wyspy nadal jest syngaleski, podczas gdy Tamilowie nie mówią w tym języku, mają nawet zupełnie inny alfabet. Tamil, chcąc załatwić cokolwiek w urzędzie swojego kraju, musi iść do tłumacza, by ten przetłumaczył mu pismo na syngaleski. To pogłębia nierówności. Nie mówiąc już o tak skandalicznych sytuacjach, jak ta, że rządzący wyspą bracia Mahinda i Gotabaya Rajapaksa, jak ukraińscy oligarchowie odebrali ludziom ziemię na północy wyspy, gdzie są najpiękniejsze plaże na Sri Lance. Po wojnie po prostu je przejęli, wybudowali tam pięciogwiazdkowe hotele. Turyści są tego kompletnie nieświadomi.

Na Sri Lance wciąż panuje kultura patriarchatu. To jest kraj mężczyzn, w którym kobiety są potulne i uległe. Jednak „Tygrysy” z Frontu Wyzwolenia Tamilskiego Ilamu, LTTE rekrutowały szczególnie wśród kobiet, bardzo młodych dziewcząt. Co te 13-16 latki skłoniło, by – wbrew panującym do dziś zasadom – ściąć włosy, zdjąć kolorowe sari, założyć spodnie i walczyć na froncie? Nie widziały dla siebie żadnej przyszłości, znały tylko świat ogarnięty wojną. Myślały, że jeśli wstąpią do „Tygrysów”, to pomoże wygrać wojnę, powstanie tamilskie państwo i będą żyć normalnie. Dziewczynki były indoktrynowane, formowane na wojenną modłę, często jako samobójczynie.

Wojna domowa na Sri Lance między Syngalezami i Tamilami rozpoczęła się w 1983 r. i trwała niemal 25 lat. Chociaż konflikt zakończył się w 2009 r., blizny jeszcze się nie zagoiły. To co obecnie widzimy na Ukrainie: z jednej strony rozdmuchany turbo nacjonalizm o faszystowskich inklinacjach i separatyzm ludności rosyjskojęzycznej wymaga sił rozjemczych, wkroczenia autorytetów z obydwu stron, zdolnych rozmawiać, próby szukania wspólnych nici, mogących połączyć zwaśnione strony – a nie wysyłania karabinów, pocisków i zagrzewającej do boju zimnowojennej narracji. Tamilowie, mimo że oficjalnie przegrali, nigdy nie złożyli broni. Na wyspie pozostało ideologiczne know-how oraz powstał nowy matecznik ISIS, czyli organizacja terrorystyczna, zachęcająca w Sieci do skoordynowanego ataku na niewiernych, wzorem taktyki „samotnych wilków”. Samobójcze ataki były i są bronią, chętnie używaną przez separatystów tamilskich. Ofiarami słabszej, hinduistycznej tamilskiej mniejszości (ok. 11 proc. z 22 mln mieszkańców) w dominującej części buddyjskiej większości (70-75 proc. ludności) padają przedmioty buddyjskiego kultu, miejscowi chrześcijanie i zachodni turyści. Te akty przemocy stanowiły sygnał dla globalnej opinii publicznej, że terroryści mogą uderzyć w każdy słabszy punkt światowego systemu, najchętniej o dużej wartości symbolicznej i tam, gdzie ich atak spowoduje potencjalnie największe długofalowe straty. (Cdn.)

Roman Boryczko,

10.07.2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*