Spowiedź foliarza

Gdy zapytasz: czy będzie wojna na Ukrainie? Usłyszysz, że cały czas trwa wojna…

Jeśli zapytasz: Czy jest zagrożona demokracja, to usłyszysz śmiech i pytanie: jaka demokracja?

Tak jak w przypadku innych uzależnień i tutaj przyznanie się przed samym sobą, a także otoczeniem, nastręcza wiele trudności i obiekcji. Nie jest łatwo powiedzieć sobie prosto w twarz: tak, jestem foliarzem. A jeszcze trudniej uczynić taką konfesję jawnie, publicznie. Z drugiej strony, patrząc na telewizyjne wiadomości, słuchając radia czy przeglądając nagłówki gazet nie można nie zadać sobie pytania: czy jest możliwe, aby ci wszyscy ludzie powtarzali dzień za dniem kłamstwa – fałszując statystyki, powielając niesprawdzone i zmanipulowane informacje uprawiali propagandę – a to ja oraz podobna mi mniejszość mamy rację, walcząc o prawdę? Chcąc nie chcąc, muszą pojawić się wątpliwości. Co prawda w przeszłości bywało i tak, iż to większość bezmyślnie unosiła rękę w nazistowskim pozdrowieniu czy też sypała kwiaty podczas pochodów ku czci Josipa Wissarionowicza. Jak i też owe tyranie miały ogromne wsparcie ze strony środowisk naukowych i intelektualnych. Z czasem okazywało się, że to jednostki pokroju Orwella miały rację, a miliony się myliły w ocenie komunizmu czy też „socjalizmu z ludzką twarzą”. Ale czy trzeba zakładać, iż historia musi się powtarzać a ludzie niczego się nie nauczyli? To bardzo tendencyjne, a zarazem cyniczne założenie, będące właśnie siłą napędową większości „teorii spiskowych”.

Zamiast obsesyjnie szukać wszędzie związków przyczynowo-skutkowych podle zasady „Follow the money”, należy oczyścić umysł i chyba zaufać po prostu ludziom, uwierzyć jeszcze raz w człowieka. A nuż się tym razem uda napisać historię ludzkości od nowa, wbrew wszystkim poprzednim doświadczeniom. Ludzie pokroju Billa Gatesa, George’a Sorosa, Klausa Schwaba czy Zuckenberga, nie mówiąc o większości polityków, wyglądają naprawdę na przyzwoitych, prostolinijnych  i porządnych gości, którym o coś chodzi…

Jeśli nie zaufamy tym, którzy jawią się nam jako przywódcy ludzkości, zostaje ciągle podważanie oficjalnej narracji, życie w niepewności oraz spędzanie długich nocnych godzin na przekopywaniu Internetu w celu weryfikacji przedstawianych nam przez media faktów; myślenie o tychże „faktach” zawsze w formie cudzysłowu. Przekonania a może obsesja, iż musi istnieć koniecznie jakiś związek pomiędzy tym, że lekarz, który przekonuje nas pod groźbą emocjonalnego szantażu o konieczności szczepień był stypendystą firmy, produkującej owe szczepionki. Zakładanie, że na oko trzydziestoletnia pani internistka, występująca w telewizji w roli specjalisty oraz eksperta od wirusów i pandemii, musi mieć koniecznie mniejszą w tej kwestii wiedzę niż nawiedzony, wieszczący w Internecie, ten czy inny biolog lub wirusolog z siwą głową, który to ma na swym koncie 40-letni dorobek naukowy, poparty masą publikacji i otarł się o Nobla w swojej dziedzinie… a tak się składa, iż mający  odmienny pogląd na sprawę, niż rządzący nami ludzie.

Podobnie ma się rzecz w innych kwestiach, jak chociażby zmiany klimatyczne na Ziemi. Dlaczego deprecjonować jako eksperta od „efektu cieplarnianego” nastoletnią aktywistkę ze Skandynawii względem zramolałego profesorka z Polskiej Akademii Nauk. Gdyby był wiarygodny, zaprosiliby go chyba do telewizji czy na Szczyt Klimatyczny, czyż nie tak? Żyjemy przecież w wolnym i demokratycznym państwie, otwartym na krytyczną i konstruktywną debatę. Jeżeli natomiast kogoś się z niej wyklucza, to podstawy muszą być racjonalne i etyczne. Nie ma sensu marnować czasu na dyskusje o płaskiej Ziemi. Jak jest, każdy przytomny człowiek przecież wie, bo chodził do szkoły i posiada pełen arsenał racjonalnych metod, by rzetelnie weryfikować informacje i fakty. Choć właściwie informacje to to samo, co fakty…

Przekonanie, iż bankom i korporacjom chodzi tylko i wyłącznie o zysk i nie liczą się z naszym dobrem ani zdrowiem, to kolejna obsesja właściwa tej przypadłości, dla której tak charakterystyczne jest przypisywanie innym ludziom – jak  też instytucjom –  złych intencji. Analizując rzeczywistość bez uprzedzeń, fobii i obsesji, jest wręcz niemożliwe, by korporacje przedkładały zysk ponad zdrowie swoich konsumentów czy też dobro publiczne. To niedorzeczne. Podobnie jak bardzo mało prawdopodobne jest to, iż korporacje posiadające budżety często większe od budżetów poszczególnych państw, lobbują poprzez organizacje ponadnarodowe w celu zmiany prawa na swoją korzyść. Fakt, iż owe korporacje czy konsorcja finansowe są prawie zawsze fundatorami, darczyńcami lub sponsorami tychże organizacji czy  tzw. niezależnych instytutów, nie musi świadczyć o tym, że pracujący tam naukowcy czy badacze działają pod jakąś szczególną presją lub wręcz na zamówienie. Choć oczywiście, takie insynuacje i podejrzenia pojawiają się zawsze w głowie osoby opętanej szukaniem wszędzie spisków.

Wiarę, że istnieją tajne laboratoria, tajne projekty badawcze, tajne operacje służb, że elity nie są transparentne w swych zamierzeniach (a może antyludzkie i  zbrodnicze ?) i nie liczą się kompletnie z życiem jak i zdrowiem przeciętnej jednostki, zostawmy szaleńcom, wyznającym „teorie spiskowe”… Te same natręctwa dotyczą zresztą obsesji szukania powiązań pomiędzy ludźmi a instytucjami. To psychotyczna potrzeba widzenia wszędzie utajonej, ukrytej struktury władzy – nazywanej przez „foliarzy” Deep Statem czy Mrocznym Państwem. Jest  przecież dziecinadą wierzyć, iż polityk, który kosztowną edukację na zagranicznych uczelniach, wraz ze stypendiami zawdzięcza np. Fundacji Sorosa, musi mieć względem tychże ludzi jakieś zobowiązania, tym bardziej, iż owi magnaci finansowi – a przy okazji humaniści i szlachetni filantropi – tworzą swoje fundacje w jakimkolwiek innym celu niż pro publico bono.

Dlaczego nie przyjąć, że faktycznie główny wysiłek Szanownych Banków zmierza w tę stronę, aby przeciętny Kowalski pracujący na etacie stał się pod koniec życia milionerem, a po 30 latach spłaty kredytu właścicielem kilku mieszkań czy nieruchomości w najatrakcyjniejszych lokalizacjach? Czy naprawdę nasze pieniądze – a właściwie pieniądze banków – nie mogą na nas pracować? Tak swoją drogą to bardzo dobry i przyzwoity pomysł, żeby to zamiast nas pracowały pieniądze. I odpowiedzmy sobie uczciwie, bez żadnej tendencyjności, podszytej „spiskami”: czy korporacjom naprawdę zależy na maksymalizacji zysków a minimalizacji kosztów, czy możliwe, aby cała ekonomia opierała się na czymś w rodzaju piramidy finansowej oraz cynicznej i brutalnej gry na szczytach władzy? To śmieszne, naiwne i niedorzeczne…

Kolejną obsesja charakterystyczną dla owej przypadłości (foliarstwa) jest  przekonanie, czy też wiara, że grupy ludzi posiadające środki finansowe oraz władzę dążą do zwiększenia swoich wpływów a ludzi traktują w masie jak zwykłe bydło. Każda zdrowo myśląca osoba, wnikliwie i przytomnie obserwująca otaczającą rzeczywistość doskonale wie, że ktoś, kto zarobił odpowiednią ilość pieniędzy, na pewnym poziomie nie dąży już do pomnażania swojego stanu posiadania, a zadowala się zdrowo-rozsądkowym optimum. Podobnie jest oczywiście z władzą. Już nauka historii na poziomie szkoły podstawowej powinna nam uświadomić, iż właściwie nie ma udokumentowanych przypadków, by ktoś chciał jej więcej niż ma lub nadużywał jej w sposób nieetyczny. I na tym chyba kończę, bo co tu więcej dodać…

No – chyba tylko tyle, aby nie szukać drugiego dna i nie dzielić włosa na czworo. Trzeba głosować przeciw „tym” albo „tamtym”, za „tym” albo za „tamtym”. Czytać odpowiednie gazety i  właściwe portale oraz lajkować  i wspierać słuszne akcje na Facebooku. Nie nadwyrężać systemu nerwowego, gdy mądrzejsi od nas zabiegają w pocie czoła o lepsze jutro dla ludzkości i Planety (którą trawi tak wiele problemów).  Pomiędzy pracą-robotą a zakupami w markecie posłuchać radia, a wieczorem, po posiłku, nacieszyć umysł i duszę telewizyjnymi produkcjami. Dla młodszych oczywiście jest szeroka gama rozrywek w postaci gier czy innej gimnastyki umysłowej w „Necie”… A w między czasie i młodszy i starszy może „wrzucić” coś na Facebooka czy Twittera. Wakacje nad morzem, a w zimie na narty do Austrii. Minie pandemia, minie wojna na Ukrainie jak wiosenna burza, Nowy Ład zrobi nam dobrze. A na pewno będzie jeszcze lepiej, bo historia nie musi się powtarzać i niekoniecznie trzeba z niej wyciągać pochopne wnioski…

Chyba, że się jest foliarzem!

Napisał i zilustrował:

Włóczykij

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*