Jak Polka pomogła Rosjaninowi. Sport leczy rany? W drodze ku normalności!

 

Andriej Kudriaszow jest w Polsce znany tylko fanom żużla. Od 17. roku życia zaczął jeździć w Turbinie Bałakowo, drużynie z miasta leżącego w obwodzie saratowskim, z którą trzykrotnie zdobył mistrzostwo Rosji, a wkrótce jego talent zwrócił uwagę drużyn z Polski, Szwecji, Danii i Niemiec. Warto dodać, że rosyjscy żużlowcy od ćwierć wieku podróżują do Europy za pracą, a jednym z pionierów był Roman Poważny z Togliatti, który od 2003 roku ma podwójne obywatelstwo.

Zawodników można zrozumieć, bo Polska jest uważana za centrum światowego żużla – są w naszym kraju najlepsze kluby, stadiony, kibice i kręci się w obrocie bardzo dużo pieniędzy w oknach transferowych, ale tylko w ekstralidze. W Rosji, mimo obfitości wielkich nazwisk, nie udało się zorganizować mistrzostw, które mogłyby konkurować z polskimi pod względem rozrywkowym. W rezultacie prawie każde wielkie nazwisko w tym sporcie, rosyjski mistrz, oprócz kontraktu z drużyną krajową, miał umowy w innych krajach, najczęściej w Polsce. Tak żyli, wędrując między Moskwą, Warszawą, Władywostokiem i innymi miastami.

Polscy fani „czarnego sportu” mogli oglądać  popisy Andrieja Kudriaszowa od roku 2010 w Wandzie Kraków, GTŻ Grudziądz, KMŻ Lublin, Polonii Bydgoszcz, Sparcie Wrocław, czy Kolejarzu Opole. Dla obcokrajowca uprawianie sportu w Polsce wiązało się ze sporym wyzwaniem. „Nie ma czegoś takiego, że cała drużyna gromadzi się na stadionie, gdzie każdy zawodnik ma swoje boksy. Z grubsza każdy ma w domu garaż, w którym zbiera i przygotowuje sprzęt, a ekipa zbiera się tylko bezpośrednio na wyścig. Nie powiedziałbym też, że w żużlu istnieje przyjaźń między zawodnikami. Jak to mówią, jeśli chcesz mieć przyjaciela, kup sobie psa. Na przykład przekonałem się już, że w sporcie nie można nikomu ufać”. 

Andriej Kudriaszow poznał legendę czarnego sportu, Tomasza Golloba, który odwiedzał jego treningi w Polsce. „Nawet trenowałem z nim. Dla mnie to bardzo fajne”. „Gdyby ktoś mi dwa lata temu powiedział, że usiądę przy jednym stole z Tomaszem Gollobem, napiję się herbaty i porozmawiam o moich planach na przyszłość, którymi sam się interesuje, nie uwierzyłbym. Ale życie pokazuje, że wszystko jest prawdziwe i wszystko jest możliwe, najważniejsze jest chcieć, dążyć i nie zatrzymywać się w połowie drogi”.

Choć Andriej ma obecnie obywatelstwo polskie, jako obcokrajowiec w polskich klubach zawsze musiał walczyć o miejsce w składzie na treningach. Na opony i sprzęt wydawał więcej niż inni, bo musiał rywalizować nie tylko w meczach. Każdy bieg jechał pod presją i musiał się martwić, czy nie straci miejsca w składzie. Wielu polskich zawodników ma to szczęście, że mogą spokojnie pracować nad formą, a nawet jeden nieudany mecz niczego u nich nie zmienia. Władysław Gollob, mimo że bardzo pomógł Andriejowi, wszedł z nim w konflikt. „Andriej, jak i inni zawodnicy Polonii, był pokrzywdzony kilkukrotnie. Za pierwszym razem obiecano mu niezły kontrakt, ale tuż przed końcem okna transferowego zmieniono ustalenia i zaproponowano dużą obniżkę. Rok później z kolei, już w trakcie sezonu Władysław Gollob obniżył wynagrodzenia zawodników, a pod koniec sezonu dodatkowo nałożył na Andrieja karę finansową. Ostatecznie Trybunał PZM uznał rację obu stron, ale to Polonia musiała dopłacić Andriejowi, a nie odwrotnie”.

Andriej w swojej karierze ani razu nie trafił na kogoś, kto potrafiłby mu zaufać w stu procentach. Wszyscy myślą, że żużlowcy zarabiają miliony, tak, ale tylko w Ekstralidze. W I i II lidze zawodnicy płacą za sprzęt i serwisy takie same pieniądze, a zwykle zarabiają 5-6 razy mniej. Poza tym w niższych ligach jest większa walka o skład, bo praktycznie tylko ekstraligowe kluby dbają o komfort swoich gwiazd. Kończy się więc tak, że miliony zarabia się w PGE Ekstralidze, a reszta chłopaków walczy, by się tam dostać i zarabia tylko na życie. Każdy z nich ściga swoje marzenia o byciu najlepszym, ale tylko nielicznym się to udaje. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

12.02.2023

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*