Rozmowa dwóch wież

0286Nad miastem górują dwie wieże. Obie są jednakowo ważne dla miasta i każda z nich pełni tu swoją odrębną rolę. Mieszkańcy miasta żyją w cieniu wież, przyzwyczajeni do ich wzniosłej obecności. Jedynie w chwili, gdy któraś z nich rozbrzmiewa swoim donośnym głosem, myślą sobie: „Jak długo?”

O to, która z nich jest ważniejsza i która ma większy wpływ na mieszkańców miasta, zaczęły się sprzeczać pewnego zimowego wieczoru:

„Wyjątkowo zimny dziś dzień, co, wieżo kopalniana?”

„Tak jest, wieżo kościelna, ale mnie on nie dokuczy, ponieważ jestem rozgrzewana od środka. Górnicy pracują, choć niektórzy dziś szczególnie chcieliby być w domu z rodzinami.”

„A widzisz, ciebie muszą oni rozgrzewać, a do mnie z kolei przychodzą po ciepło”.

„A bo co? – zdenerwowała się wieża kopalniana. – Masz nowe ogrzewanie, to się teraz chwalisz? Do mnie przychodzi dużo więcej ludzi, niż do ciebie. Pracują dla mnie dzień i noc, dzięki mnie miasto żyje!”

0289

„Niby tak, dzięki tobie Knurów się rozwinął – zastanowiła się wieża kościelna. – Lecz cóż z tego, skoro ciebie mogą kiedyś zamknąć, co wtedy zrobisz?”

Zdenerwowana tą uwagą wieża kopalni buchnęła dymem i odpowiedziała złośliwie:

„Siostro, a czy ty nie widzisz, ilu mieszkańców ciebie odwiedza? Nie widzisz, że jest ich coraz mniej? Co ty zrobisz, gdy już nie będą do ciebie przychodzić? Do mnie zawsze ktoś przyjdzie, bo mieszkańcy chcą zarabiać na wydobyciu węgla, a co od ciebie dostaną?”

Wieża kościelna zamyśliła się chwilę. Trwała w milczeniu jakiś czas. Zimny wiatr omiatał jej szczyt, a skrzeczące kawki obsiadły gzyms wkoło zegara. Gdy nadchodziła wieczorna zamieć, odezwała się w końcu:

„Do ciebie muszą przyjść, aby zadbać o życie, które mają teraz. A do mnie przychodzą, by zadbać o swoje życie wieczne.”

„Życie wieczne, ha, ha!” – roześmiała się wieża kopalni. – Może starsi knurowianie jeszcze w to wierzą, ale młodsi nie dadzą się nabrać na to twoje życie wieczne! Młodzi biegną teraz po pieniądz – do mnie i do innych miejsc, gdzie znajdują zabawę i rozrywkę, używają życia i dobrze! Trzeba się bawić. Wieżo kościelna, musisz się pogodzić z tym, że staczasz się na drugi plan.”

0349

Wieża kościelna zasmuciła się bardzo i nie odpowiedziała nic na te słowa. Zastanawiała się długo, czy to prawda, co powiedziała jej betonowa siostra. Biały puch oblepił już wskazówki zegara. Ułożone poziomo wskazywały za piętnaście dziewiątą. W świetle latarni iskrzyły się opadające żwawo płatki. Na ulicach na dole było pusto. Wieża kościelna trwała w zadumie do godziny dwudziestej czwartej. Gdy w środku nocy jej dzwony rozbrzmiały a wnętrze wypełniło się wielokolorowym, radosnym światłem, powiedziała do wieży kopalnianej:

„Patrzę w twoją stronę i żal mi ciebie. Czerpiesz każdego dnia przyjemność z krwi i potu mieszkańców miasta. Są oni szczęśliwi tylko, gdy jadą już na górę, aby cię opuścić. Spójrz na mnie. Słyszysz ich śpiew? Do mnie przychodzą w mroźną noc z własnej woli i są szczęśliwi, że tu są! Ten śpiew wypełnia moje i ich serca nieogarniętą radością. Taką, że nawet, gdy jutro będą zjeżdżać w twoje wnętrze, to usłyszysz Pójdźmy wszyscy do stajenki. To jednak ja im daję szczęście, nie twoje bogactwo!”

Wieża kopalniana zabuczała gniewem, zadrżała ze złości i rozległy się głośne syreny. Nienawiść do wieży kościelnej odebrała jej mowę. W kopalni zawrzało, ludzie biegali jak szaleni. Zamiast śpiewu był krzyk i płacz, zamiast światełek na gałązkach – migające światła pojazdów. Im goręcej było na dole, tym zimniej robiło się na górze. Śnieg padał całą noc. Rano, gdy na wschodzie pojawiła się pierwsza różowa zorza, biały krajobraz również przybrał różowy odcień. Nadchodzący dzień ogłaszał swoje nadejście blaskiem ze wschodu. Ogłaszał nadchodzącą radość, chociaż w wielu sercach panował teraz smutek.

Wieża kopalni nic sobie nie robiła ani ze wschodu słońca, ani z bólu, jaki rozsypała tej nocy po mieście:

„I co teraz? Ja mam prawdziwą władzę nad moimi górnikami! Ja tu decyduję o ich życiu, a ty możesz tylko patrzeć, jak ich pożeram.”

Na to współczująca mieszkańcom wieża kościoła odpowiedziała:

„I co, jesteś szczęśliwa przez zadany ból i krew? Po co zadajesz cierpienie ludziom, którzy dla ciebie pracują?”

„Przecież ty rozlewasz krew na ołtarzu każdego dnia, ja tylko czasem przypominam im, aby pracowali rzetelnie i ostrożnie, aby mi było ciepło i wygodnie.”

Wieża kościoła, poruszona egoizmem sąsiadki, odparła:

„Droga sąsiadko, krew, jaką się u mnie przelewa, jest źródłem życia dla tych, którym ty to życie odbierasz dla swojego pożytku i wygody. Nic nie jest w stanie dorównać tej krwi i żadna ofiara, jaką ty sobie zagarniesz, nie będzie tak wielka, jak ofiara u mnie składana. Popatrz teraz, dzięki twojemu wybuchowi tego ranka przez moją bramę przeszło znacznie więcej knurowian. Modlą się i proszą o łaski zdrowia i życia dla swoich górników. Niektórzy dziękują za ocalenie. Słyszę każde ich słowo i każdą myśl posyłam dalej. Przez nieszczęście, które im zesłałaś, więcej ludzi przyszło dziś do mnie. Więcej z nich dziś właśnie przypomniało sobie o życiu wiecznym, z którego ty sobie drwisz. Wieżo kopalni, nie widzisz, iż prędzej czy później twoi robotnicy wrócą do mnie? Wrócą, bo żaden z nich nie pójdzie dalej, jak tylko przez moje bramy. I wrócą, bo ja ich prowadzę na wieki do góry. A ty tylko na chwilę w dół. I tym się różnimy.”

0287

Słysząc tę wypowiedź wieża kopalni zwątpiła w swoją moc nad mieszkańcami Knurowa. Widząc, że to prawda, nie odzywała się więcej. Postanowiła odtąd pozostać spokojną i nie gnębić górników dodatkowym niebezpieczeństwem. Od czasu do czasu, gdy nikt nie słyszał, nuciła z nimi nieśmiałe Alleluja. Zrozumiała, że jeśli pozwoli im zabrać wiarę ze sobą pod ziemię, będą bać się mniej i będą szczęśliwsi.

Magdalena Czenczek 

Foto:

Izba Tradycji Górniczych KWK „Knurów” & T. Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*