Realiów dnia dzisiejszego stan nieważkości

dsc_0304

Przeciętnemu zjadaczowi chleba, takiemu jak ja np., trudno się połapać w tych dziwach, z jakimi przychodzi mu się zmagać już teraz codziennie. Więc po co sobie zawracać nimi głowę, skoro i tak niczego nie wskóramy? – ktoś zapyta i pozornie ma rację, nie do końca jednak. Z tego między innymi powodu, że rozumieć stan rzeczy w jakim się znajdujemy mamy prawo wszyscy, zaś to, co dzieje się ostatnio w kraju, przekracza jak się zdaje wszelkie granice zrozumienia najtęższych nawet umysłów.

Zacznę może od lżejszego tematu, jakim jest sport, którego już nie uprawiam, ale ciągle gdzieś tam w sercu jeszcze pozostał i wszystko, co z tym faktem jest związane, jest mi raczej bardzo bliskie. Nie do pomyślenia było za czasów mojej młodości, by trener zezwolił zawodnikowi na jakiekolwiek wykroczenie poza ustalone normy, które to normy były ogólnie znane – wszystko jedno było czy ktoś reprezentuje kraj, województwo, gminę czy podwórko. Normy ktoś ustalał, ktoś miał obowiązek ich przestrzegać, koniec kropka. Nie podoba się – won. Nawet kosztem złotego medalu, bo lepiej stać uczciwie poza pudłem, aniżeli zdobywać laury w sposób odbiegający od zasad sportowej rywalizacji – tak drzewiej bywało, a staremu wierzyć należy…

Chuligaństwa nie można pochwalać, bo ze sportem ta akurat „dyscyplina” nie ma niczego wspólnego, kiedy jednak zastanowię się głębiej nad tym dramatem, jaki dziś przeżywamy, zastanawiam się, czy aby ja stary dziad, nie stanąłbym po stronie tych kibiców, co pomagali w Hiszpanii „ustawiać bramki zabezpieczające”. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek w historii piłki nożnej zdarzyło nam się dostawać takie lanie jak ostatnio, podkreślam – chuligaństwo powinno być napiętnowane, lecz trzeba się zastanowić, co dalej z polskim sportem. Przecież to my kiedyś wychodziliśmy ze stadionów z naręczem zdobytych bramek w postaci 7 i więcej punktów.

Leją nas, ile wlezie, w tej Lidze Mistrzów. Na trzy rozegrane mecze jak pamiętam (bo więcej już nie obejrzę) straciliśmy tylko 13 bramek i zdobyliśmy aż jedną. To przecież same Asy nam dokopały, w końcu to Liga Mistrzów trudno o… No właśnie. Można ten dramat komentować i tak, w końcu zamiast narzekać, że złapaliśmy kapcia na jedno koło, powinniśmy się cieszyć, gdyż mogło być o wiele gorzej. Przecież mogliśmy złapać cztery gumy naraz. Oto jacy jesteśmy, na każdą słabość potrafimy znaleźć wytłumaczenie, bylebyśmy tylko to my nie mieli w tym swojej winy.

Nasza reprezentacja także przysporzyła nam wielu emocjonujących wrażeń, obyśmy już takowych jak w ostatnich meczach nie doświadczyli. Coś z tym fantem trzeba zrobić, coś się w polskiej maszynce zacięło, a efekty działania tej zepsutej „skrzynki biegów” obserwujemy w postaci zgrzytów i iskrzenia na ulicach nie tylko polskich miast. Wydaje się, że gdyby postawa sportowców na boiskach była godna piłkarza, to zachowania rozsierdzonych młodych ludzi być może nie byłyby aż tak bardzo złe, chociaż to, czego byliśmy i jesteśmy świadkami ostatnio, godne jest z całą pewnością potępienia…

No i co z tego gadania przyjdzie..? Ano pewnie nic, ale jakby lżej na sumieniu, jak sobie człowiek pogada. Rośnie tętno. kiedy każe nam się słuchać ekspertów wielu dziedzin życia w studiach radiowych i telewizyjnych, w rzeczy samej uwielbiamy mocne hasła, piękne słowa… Problem polega na tym, że jakoś nie widzimy pozytywnego przełożenia tychże debat w życiu przeciętnego szarego obywatela.

W praktyce, wychodzi na to, iż najlepszym sposobem na to, by nie zwariować do reszty, to wyłączyć wszelkiego rodzaju urządzenia, które takowe informacje nam przekazują.

Panu Bogu świeczka a diabłu ogarek

 

Na ile słuszne i trafione są moje obawy i spostrzeżenia, Szanowni Czytelnicy raczą ocenić sami, wydaje mi się jednak, że ostatnimi czasy zupełnie nam się „odjechało”… Zwykle było tak, że albo jestem czerwony, albo stoję po stronie białych. Pan Bóg i Jego nauki był dla jednych podstawą, fundamentem, a stosowanie się do prawd Kościoła stanowiło podstawę normalności, ten z rogami i kopytkami, był tym złym, o którym się wiedziało, lecz raczej w tej drużynie mało kto chciał występować, jakoś nam program tej rogatej organizacji, z różnych przyczyn, nie bardzo pasował.

Dziś uważamy, że można grać w jednej lub drugiej drużynie, wszystko zależy tylko od tego, co w danym czasie jest dla nas wygodne – istna jazda bez trzymanki. Z przerażeniem zauważamy, iż wielu przekonanych jest o tym, iż tak też można, tyle tylko, że nie na długo, więc o co w tym żałosnym kabarecie, jaki sobie sami stwarzamy, chodzi? Próżno byłoby oczekiwać odpowiedzi na te i podobne pytania, bowiem ci, którym zależy na tworzeniu nowego porządku będą milczeć. To tylko dla tych na dole wszystko wygląda na kompletny bezład i tak pewnie pozostanie, czy jednak oddamy pole bez walki o swoje prawa cóż, pokaże czas…

Wciąż przytłaczani jesteśmy nowymi, trudno zrozumiałymi programami, projektami, które przerażają swoją treścią na samym wstępie, a cóż dopiero, kiedy dojdzie do ich realizacji…

Comprehensive Economic and Trade Agrement (CETA), to kolejna zagadka, tajemnica której rozwiązania trudno szukać w jakichkolwiek źródłach, to jednak – co wiemy – budzi nasze szczere obawy. Przeciwko decyzji o przyjęciu CETA jako partnerskiego programu współpracy między UE a Kanadą jest wiele państw. Swój protest czytamy w („Tygodnik Śląsko Dąbrowski NSZZ Solidarność”, nr 35 2016 Katowice 20 – 26.10. 2016, str., 1 aut. Łukasz Kaczmarczyk), wyraził nawet parlament Walonii, który sprzeciwił się umowie twierdząc, że jej zapisy szkodzą obywatelom.

W tym samym artykule czytamy także, iż tylko zgoda wszystkich krajów członkowskich UE umożliwi podpisanie umowy podczas zbliżającego się szczytu UE – Kanada, przewidzianego na 27. października. Jak się okazuje, brak zgody Walonii wcale nie oznacza zakończenia rozmów. Zwolennicy CETA będą się starali namówić Walończyków do zmiany decyzji i jeśli to nastąpi – 27. października umowa zostanie podpisana. Zgodę będzie musiał jeszcze wyrazić Parlament Europejski oraz rządy poszczególnych państw członkowskich UE. To jednak wydaje się być tylko formalnością tychże zainteresowanych stron. W dalszej części wspomnianego materiału prasowego czytamy: […] Jednak już po głosowaniu w europarlamencie znaczna część umowy wejdzie w życie na zasadzie „tymczasowego obowiązywania”. Innymi słowy czytamy dalej, zapisy CETA będą wdrażane jeszcze przed procesem ratyfikacji umowy przez parlamenty wszystkich krajów członkowskich UE […]. (Wybrany fragment cytatu).

Już samo to, że próbuje się omijać decyzje rządów poszczególnych państw członkowskich, może powodować podejrzenia przeciętnego zjadacza chleba, że coś tu jest nie tak. Czego mamy się obawiać zatem, kiedy umowa zostanie podpisana, bo informacji raczej na ten temat niewiele. Wydaje się, że w dość precyzyjny sposób opisuje problem autor artykułu „Kto zwycięży w sporze o CETA?”, pan Łukasz Kaczmarczyk w cytowanym tygodniku Śląsko – Dąbrowskiej NSZZ Solidarność nr 35. Jako, że jest to jedno zniewielu wiarygodnych źródeł, zapraszam do lektury tego tygodnika, a w artykule czytamy między innymi: […] 14. października Zarząd Regionu Śląsko – Dąbrowskiego NSZZ Solidarność przyjął stanowisko, wyrażające sprzeciw wobec przyjmowania umowy CETA w obecnym kształcie. […] (Wybrany fragment cytatu, (str. 1), podtytuł „Solidarność protestuje”).

Strona związkowa sprzeciwia się podpisaniu umowy, ponieważ godzi ona w interesy ludzi pracy, na rzecz zwiększenia uprawnień międzynarodowych korporacji. Jak informuje strona związkowa, CETA w oczywisty sposób narusza samostanowienie państw członkowskich w dziedzinie prawa oraz ochrony interesu publicznego. Mamy więc prawo sądzić, iż silniejszy brat w rodzinie sam sobie ustanawia prawo, pozwalające w jego rozumieniu dawać klapsy młodszemu i słabszemu, warto więc zastanowić się nad tym, czy aby nie należałoby poddać ocenie szerszemu gronu zainteresowanych, a więc wszystkim obywatelom, należącym do UE. Na początku jednak, nim to nastąpi, należy w rzetelny sposób informować społeczeństwo o zagrożeniach i korzyściach z tego projektu płynących.

„Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek”, śledząc zabiegi, których dokonuje się w europarlamencie przypomina mi się także inne powiedzeni: „Po pierwsze kapral ma zawsze rację, gdyby jednak było inaczej, to patrz punkt pierwszy” – no i gra. Tyle, że to wyłącznie powiedzenie, życie zaś pokazuje, iż dotąd się w dzbanie wodę nosi, dopóki się ucho nie urwie… a później bęc i znów zaboli, tyle, że mamy przecież obok siebie Greków, Polaków itd. więc jest na kogo zwalić, w końcu ich zaboli najbardziej… Tak to się w tej naszej europejskiej rodzinie porobiło, za naszym przyzwoleniem takoż.

Czym może grozić podpisanie umowy CETA – szeroko wypowiada się poseł Piotr Apel (Kukiz ‘15) w audycji pt. „CETA – apokalipsa dla polskiego rolnictwa”. (Więcej na www.youtube.com / watch?v=FLSvH_ En3ds).

Nie jest to jednak jedyny temat, który spędza sen z powiek przeciętnemu Polakowi. Z dnia na dzień rośnie grono ekspertów, krytykujących wadliwą umowę na dostawy francuskich Caracali dla polskiej armii. Mądrych jak zwykle Polaków dostatek, tyle, że jak zwykle – mądrych po szkodzie, a latać nie ma czym. Zresztą może by i było, bo jak wspominał niedawno dyrektor PZL Świdnik, pan Stanisław Wojtyra, w jednej z audycji TV Republika, na tej robocie się znamy i możliwości także swoje mamy. Kiedy jednak wspomniał, ile czasu zajmuje procedura prawna do momentu, kiedy to ruszyć by miała produkcja, pomyślałem, że pewnie nie warto zaczynać, bo z pewnością dawno już będzie na świecie do tej pory „pozamiatane, i posprzątane”. Pocieszające było w tym wszystkim to, iż w końcu zaczęto rozmawiać z kimś, kto się zna na danej robocie. Problem polega na tym, że ze śmigłowca, który wygląda pięknie na desce projektanta, nie da się strzelać, a jak znam życie to pewnie na tym miejscu to cudo techniki pozostanie.

I tym to mroczno-jesiennym akcentem należałoby chyba zakończyć temat smutnej naszej rzeczywistości, jakby tkwiącej od niejakiego czasu w stanie nieważkości.

Wyszperane w sieci

Zastanawia stanowisko Josepha Stiglitza, znanego amerykańskiego ekonomisty. W latach 1993 – 1997 piastował on funkcję szefa Zespołu Doradców Ekonomicznych Prezydenta Stanów Zjednoczonych. W latach 1997 – 2000 był głównym ekonomistą Banku Światowego. W roku 2001 wraz z Georgiem Akerlofem i Michaelem Spence’em otrzymał nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii „za analizę rynków, charakteryzujących się asymetrią informacji” – w rzeczy samej niewiele mi to mówi, zastanawia jednak fakt, że takiemu autorytetowi w dziedzinie ekonomii, jak Stiglitz, nie podoba się idea transatlantyckiego porozumienia w prawie wolnego handlu (TTIP). Reasumując – Stiglitz twierdzi, że wolny handel nie istnieje. Przyznam, że dziedzina, jaką zajmuje się Joseph Stiglitz, jest mi raczej obca, wydaje mi się, że warto jednakże w obliczu tylu zagrożeń – z jakimi mamy ostatnio do czynienia – przyjrzeć się bliżej teorii, którą przedstawia, a więcej na ten temat na (Noblista Joseph Stiglitz; koszt nierówności społecznych; natemat.pl / 20953, noblista – joseph – stiglitz – koszt – nierówności – społecznych).

 

 

dsc_0698 

Źródła:

http://nettg.pl / news / 125179 / państwa – g20 – wspierają – branze – paliw – kopalnych,

Tygodnik Śląsko Dąbrowski NSZZ Solidarność nr 35 ( 20 – 26.10.2016) ISSN 1732-3940,

www.solidarnosckatowice.pl („Kto zwycięży w sporze o CETA?” aut. Łukasz Kaczmarczyk (str.1),

www.youtube.com / watch?v=FLSvH_En3ds Aud. Piotr Apel (Kukiz 15) apokalipsa dla polskiego rolnictwa http:// www.edu.pl / wiadomosci / rerlacje – wyklady – konferencje /-/ journal _ content / 56_ INSTANCE – yu 73 gnh 22 RKW / 10 172

https:// www..youtube.com / watch?v=RXfhc8jypuM

 

 

Tadeusz Puchałka

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*