Przeklęci, Wyklęci…? Cześć ich Pamięci! Trudna historia o tych, którzy nigdy nie złożyli broni

Piotr Lisiewicz w odcinku 18. serii Wywiad z chuliganem rozmawia z Romanem Zielińskim, duchowym liderem kibiców Śląska Wrocław. W wywiadzie Zieliński potwierdza, że razem z kolegami z trybun (m.in. radykalnymi nacjonalistami, skinheadami, czy bardzo silnym oddziałem wrocławskim nacjonalistycznej efemerydy – Narodowego Odrodzenia Polski) wojskowy klub przemalowali na klub antykomunistyczny – jeden z prekursorów mody na Żołnierzy ale nie tych ludowych, a  Wyklętych. Pierwszą oprawą ku ich pamięci było wywieszenie transparentów z ich oryginalnymi wojennymi pseudonimami 8. maja 2011 (Świat świętował – Polacy ginęli) Jak widzimy moda na inne (dla jednych właściwe dla innych mniej) postrzeganie historii jest całkiem świeża. Hasło Lepiej być martwym niż czerwonym kibice Śląska wypromowali podczas meczu z Widzewem Łódź (który ma czerwone barwy i pochodzi, jak wiemy, z „czerwonej” – robotniczej Łodzi). Środowiska lewicowe i antyfaszystowskie zarzucają kultowi podziemia niepodległościowego, walczącemu po zakończeniu II wojny światowej z sowieckim terrorem – bandytyzm i to, że gros z tych ludzi było zwykłymi straceńcami. Prawda zawsze leży pośrodku – to maksyma, której warto się trzymać.

Żołnierze Wyklęci/Niezłomni, dziś odkurzeni z zapomnianej szafy, gdzie wyciągnięci z mroków historii, bezimiennych mogił gdzieś pod drzewem czy na słynnej Łączce, błyszczą swoją żarliwością, miłością do ojczyzny, odwagą aż po sam grób. Mogli uciec, wyjechać, pracować dla chwały POLSKI na obczyźnie i lepiej by zrobili i lepiej na tym wyszli, zachowując życie. W kraju zostali oszukani przez wszystkich – łącznie z emigracyjnym rządem w Londynie.

Nie miało być III wojny światowej a świat pragnął pokoju, nawet na tak podłych zasadach i fundamentach, jakie Polsce zgotowała Jałta i kompromisy, co zawiązały się ponad głowami Polaków. Ci, co pozostali, musieli mieć świadomość, że gra w demokrację nie jest tą, na którą Stalin przystanie. Chyba wiedzieli, jakimi metodami posługują się Sowieci. A mimo to kładli swoje życie na szali walki z wiatrakami. Mimo że utrzymywani przy życiu przez pieniądze, płynące od aliantów, wspomagających kolejne zarządy WiN-u wiedzieli, iż umrą młodo. Wielu z „leśnych” – znużonych życiem wilka zdziczało, będąc przypartymi do muru weszło na drogę przestępstw i zwyczajnego bandytyzmu. Czemu z tym nie zerwali? Czemu nie zachowali swojego życia, będąc na emigracji żywą, patriotyczną Polską? Łatwo jest umierać, ale życie trzeba cenić, bo wróg nigdy nie odda szacunku bohaterstwu i niezłomności – co przecież się stało. Na Żołnierzy Wyklętych Komuniści spuścili na dziesięciolecia zasłonę milczenia i tak miało już zostać – stało się jednak inaczej! Dziś uczymy się o ich czynach, ale czy wszyscy Niezłomni są godni, by o nich pamiętać?

 

Takie scenariusze przeżyli mieszkańcy wschodniej Polski, znajdujący się w swoistym tyglu kulturowym – tyglu, w którym jednak i Żydzi i Białorusini do komunizmu podchodzili z nabożną czcią, doszukując się w nim życiowej szansy na wyjście z biedy. Ludność prawosławna i białoruska na Białostocczyźnie była zapleczem dla komunizmu już od samego początku istnienia niepodległej Rzeczpospolitej, w 1918 roku. Na Podlasiu mieszkańcy małych miejscowości, między innymi Zaleszan, funkcjonowali w ramach jaczejek komunistycznych, Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi czy Hromady, działali w zbrojnych oddziałach dywersyjnych. Dla dopiero co rodzącego się państwa polskiego byli wielkim problemem. W 1939 roku, gdy polscy żołnierze wycofywali się z Kresów, komuniści czekali w opłotkach na pojedynczych żołnierzy i ich mordowali. Niezaangażowana politycznie ludność też wolała trzymać ze swoimi i akceptować nową, komunistyczną rzeczywistość. Znane były zachowania, kiedy wchodzącym do wsi bolszewikom stawiano bramy powitalne… Kiedy zaś wchodzili żołnierze Wehrmachtu, ci sami ludzie stawiali bramy powitalne Niemcom! Gdy Niemcy szukali sanacyjnych wojskowych, chcąc ich wysłać do obozów koncentracyjnych to białoruscy komuniści pierwsi wskazywali Polaków, kiedy weszli bolszewicy, szukając kandydatów na zsyłkę  na Sybir, to znów lokalni komuniści osobiście prowadzili NKWD do polskich domów i pokazywali – gdzie się kto ukrywa. Nie jest tajemnicą, iż donosili na Polaków głównie Żydzi i wyznawcy prawosławia. Okres II wojny światowej nie zaktywizował jakoś wyjątkowo tego środowiska, bo przez te wszystkie lata trwało ono i miało się dobrze. Komunistyczna partyzantka podczas okupacji wolała walczyć z ludnością polską niż z niemieckim okupantem. Ochoczo napadano na polskie leśniczówki na terenie Puszczy Białowieskiej, które zawsze były łatwym łupem napaści dla zdobycia broni oraz pieniędzy. Istniały oddziały, które dokonywały pacyfikacji polskich wsi. Najsłynniejszą akcją stała się pacyfikacja wsi Sobótka koło Bielska Podlaskiego przez oddział, dowodzony przez Aleksandra Jurczuka, późniejszego kata więzienia w Białymstoku, który wykonywał wyroki śmierci na żołnierzach podziemia niepodległościowego. Oddziały białoruskiej partyzantki wsławiły się złym odnoszeniem do ludności polskiej, a później właśnie z takich formacji stworzono kadry Urzędów Bezpieczeństwa czy więzienia w Białymstoku. Tak formowano również aparat komunistyczny. Lata 1944 i 1945 to rozkwit tego procederu w nowych warunkach. Podlaskim oparciem dla organizacji partyjnej, UB i aparatu represji byli Białorusini, a dopiero w dalszej kolejności Żydzi, Polacy i w mniejszym stopniu Ukraińcy. (Cdn.)

 

Roman Boryczko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*