„Prawo i Sprawiedliwość”- zdrada i wolta (3)

W grudniu 2015 Bartłomiej Misiewicz na polecenie Antoniego Macierewicza kierował nocną akcją wejścia żołnierzy Żandarmerii Wojskowej i Służby Kontrwywiadu Wojskowego do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu Wojskowego NATO w Warszawie. W latach 2015 – 2016 został pełnomocnikiem zarządu państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ) ds. komunikacji, objął funkcję członka rady nadzorczej spółki Energa Ciepło Ostrołęka oraz członka rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Antonii Macierewicz jako szara eminencja w Prawie i Sprawiedliwości postawił się osobą Misiewicza samemu Prezesowi Kaczyńskiemu. Misiewicz okazał się politycznym drapieżnikiem, dla którego nie było spraw nie do załatwienia. Wizytując jednostki wojskowe, oczekiwał od ich dowódców oznak szacunku służbowego – na przykład powitania przed frontem jednostki – które nie przysługiwały osobom na jego stanowisku. We wrześniu 2016 w Bełchatowie miał on oferować radnym zatrudnienie w państwowej spółce w zamian za przystąpienie do koalicji z PiS. Naciski Kaczyńskiego spowodowały, że Misiewicz na własną prośbę został zawieszony na stanowiskach rzecznika i szefa gabinetu politycznego MON. Powrócił jednak do pracy w ministerstwie, by zająć się „analizą dezinformacji medialnych, wymierzonych w bezpieczeństwo państwa”. Po umorzeniu przez prokuraturę śledztwa w Bełchatowie, wrócił także na oba zajmowane wcześniej stanowiska.

Bartłomiej Misiewicz mógł czuć się nietykalny. Kolejną aferą z jego udziałem była impreza alkoholowa w Białymstoku. Po publikacjach Faktu, gdy okazało się, że podczas zabawy w białostockim klubie składał nieznajomym oferty spotkania o charakterze intymnym, załatwienia pracy w resorcie, alkohol lał się strumieniami, a to wszystko podczas służbowej delegacji! Stracił wówczas pracę w spółkach Skarbu Państwa – komisja orzekła, że nie posiada on kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze publicznej. Bartłomiej Misiewicz zrezygnował z członkostwa w partii, uzasadniając to „niesamowitą nagonką na PiS przy użyciu jego nazwiska”. Określeniem Misiewicze politycy Nowoczesnej.pl nazwali osoby o niskich kompetencjach, które „dostały pracę w spółkach Skarbu Państwa i instytucjach publicznych dzięki powiązaniom z PiS”. Określenie, urobione od jego nazwiska weszło w kanon powiedzeń określających symbol „kolesiostwa i nepotyzmu”.

Po wykluczeniu z partii Misiewicz założył firmę z branży doradztwa, marketingu i reklamy, która blisko związała się z Ministerstwem Obrony Narodowej. Został też doradcą zarządu prawicowej tuby – TV Republika. Nadrabiał również luki w wykształceniu. Misiewicz studiował w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, należącej do duchownego-biznesmena. Uczył się tam w weekendy na politologii, a w tygodniu studiował podyplomowo na Akademii Sztuki Wojennej w Rembertowie. I tu mógłby być koniec tej historii o kolejnym młodym, zdolnym chłopcu, którego w meandry polityki wprowadził Antonii Macierewicz – a jednak nie! 28. stycznia 2019 roku Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymuje m.in. Bartłomieja Misiewicza. Zarzuty są poważne: doprowadzenie Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A. do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości i sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia znacznej szkody majątkowej. Na ratunek przychodzi sam o. Tadeusz Rydzyk, który złożył poręczenie osobiste za uczciwość i rzetelność pana Bartłomieja Misiewicza. Broni go również Antonii Macierewicz. Bartłomiej Misiewicz zawyżał umowy z Polską Grupą Zbrojeniową na szkolenia, ale przede wszystkim wyszła na jaw sprawa kilkudziesięciu tysięcy złotych łapówki, którą miał przyjąć Bartłomiej M. Podczas jednego tylko szkolenia w Ostródzie, w 2016 roku szkody PGZ miały wynieść aż 775 tys. zł. Czas Misiewiczów pod parasolem Antoniego Macierewicza dobiega końca…

Jarosław Kaczyński ma problem, bowiem o ile polityczni oponenci – jak widać – nie reprezentują niczego nowego w szerokiej gamie tricków i zagrań poniżej pasa (WOŚP w Gdańsku i śmierć prezydenta Adamowicza), o tyle na łonie własnej platformy konserwatywnej pojawiły się rysy. Ojciec Rydzyk wchodzi w koalicję, stworzoną przez Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorza Brauna, narodowców od Roberta Winnickiego i środowiska posła Liroya. To projekt jawnie prorosyjski i nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby w orbicie zainteresowań był Antonii Macierewicz (ostatnio mocno marginalizowany w Prawie i Sprawiedliwości). Macierewicz może mieć jeszcze większe ambicje – przejęcie Prawa i Sprawiedliwości przez przeciągnięcie stronników na swoją stronę. Kolejne dni przynoszą rękami Gazety Wyborczej aferę, która ma zdmuchnąć Kaczyńskiego. Austriak Gerald Birgfellner, skoligacony z rodziną Kaczyńskich, domaga się zwrotu poniesionych kosztów w interesie, jakiego razem mieli dokonać. Spółka Srebrna chciała wybudować trzystumetrowe drapacze chmur w centrum Warszawy a roczny zysk z wynajmu miał wynieść do 300 mln. Srebrna miała stać się deweloperem i w końcu zrealizować marzenie o budowie jednego z najwyższych wieżowców w stolicy – dwóch wież K-Tower. Ponad 50% gruntów warszawskich, zagarniętych dekretem Bieruta, była własnością żydowską i w tym przypadku pomóc miał Robert Nowaczyk, który miał skupować roszczenia do Srebrnej 16, by można je było wsadzić do szuflady. Jarosław Kaczyński, dysponując politycznymi wpływami wyczarował, że Pekao SA zgodziło się udzielić dwóch pożyczek – w sumie na 15,5 mln euro – na przygotowanie inwestycji przy Srebrnej. Kredyt miał trafić do dwóch spółek o nazwie Nuneaton. W obu prezesem jest Gerald Birgfellner. Obie miały się zająć budową biurowca. Pożyczka nie doszła jednak do skutku a sam Jarosław Kaczyński, jak się okazuje – nagrywany, oświadczył niedoszłemu wspólnikowi, iż inwestycja zostaje wstrzymana, dopóki PiS nie wygra wyborów w stolicy, bo ratusz, rządzony przez PO odmawia wydania warunków zabudowy. Kaczyński potwierdza Austriakowi, że zlecał mu zadania, ale w razie ewentualnych roszczeń radzi mu skierować sprawę do sądu. Austriak rękami swoich prawników, m.in. Romana Giertycha, wysłał w miniony piątek zawiadomienie do prokuratury w sprawie utraty znacznej kwoty.

Obie afery wybuchają prawie w tym samym czasie. Obie sprawy żywotnie leżą w interesie Prezesa Jarosława Kaczyńskiego i z obu mimo wszystko wychodzi obronną ręką, mimo wizerunkowego szwanku. Sprawa Misiewicza opinii publicznej daje sygnał, że w rządzeniu w teamie Prawa i Sprawiedliwości nie ma „świętych krów”, a wszelkie nielojalności względem „góry” nawet po latach znajdują swój epilog. Pierwszy cios, zadany przez Kaczyńskiego Macierewiczowi – tego ostatniego ogłuszył. Srebrna miała być sierpowym nokautem a Kaczyński miał znaleźć się na deskach. Ten jednak zręcznie unikiem się odwinął i znów przystępuje do kontrataku…

Roman Boryczko,

styczeń 2019

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*