Praktyka teorii spiskowych (3)

Lecz niektórym doskonałym „widiotom” (idiotom, wyhodowanym przez propagandę telewizyjną) ta oczywistość argumentów, logika faktów, tak jak cios w twarz, nic nie da, a ów uderzony w sposób oczywisty powie, że to nerwoból i spać będzie na jawie dalej, bo to czyni życie „znośnym i przejrzystym (transparentnym)”…

A dla wszystkich pragnących dobrego snu na jawie skuteczna rada: wszystkiemu winny pilot Tu 154M, ale także – bo wszyscy piloci, a nie ich zwierzchnicy winni – a więc także piloci wycieczki do Lourdes, szybowca, bombowca, traktora, koparki, glebogryzarki, łodzi podziemnej…, a na pewno piloci, dywersanci i wywrotowcy, mistrzowie podsycania naszej „nienasyconej”* świadomości, proszę Drogich Gości…

 

 

***

* – Tu należy się słowo wyjaśnienia. Dlaczego „nienasyconej” świadomości? Zatem teraz szykuje się druga odsłona tekstu. To, co się nasuwa od razu, to Witkacy i jego prorocza teoria. Witkacy, geniusz i szaleniec, nasza pasja licealna, „pozalekturalna” (jeśli takowa była, między „akademiami ku czci” i wypracowaniami, „co poeta chciał powiedzieć, ale inni go nie usłyszeli, bo się bali i nie chcieli”), nasz przewodnik po „zakazanych ogrodach perwersji, narkotykach i niemytych duszach”. I trop jest słuszny. Otóż w swym Nienasyceniu Witkacy sformułował teorię, która bardzo „głośno” przemawia współcześnie i realnie krystalizuje się na naszych oczach.

Chodzi o to, że nasze umysły, twory wielce elastyczne i z natury „mitotwórcze”, atakowane są przez bodźce rzeczywistości lub „preparowane informacje”, naturalnych konkurentów, które przyjmujemy lub odrzucamy. To, co przyjmujemy, co nas kształtuje, co nas „zbawia od trosk i rozterek”, jest właśnie ową pigułką Murti-Binga. Według literackiej (a dziś, społecznie weryfikowalnej) teorii Witkacego zjedzenie takiej pigułki, która ograniczała świadomość i budowała „światopogląd pogodny i afirmatywny”, czyli powodowała, że człowiek czuł się szczęśliwy i spełniony, co chroniło przed zagładą w „nieludzkim świecie”. W psychologii nazywa się to „redukcją dysonansu poznawczego”, mitologizowaniem rzeczywistości, aby była ona „do przeżycia”, a w Związku Sowieckim śmiałkowie, którzy odrzucali terapię Murti-Binga i mieszkali w rzeczywistości (np. Władimir Bukowski, dziś krytyk Putina) zamykani byli do „psychuszek” (więzień psychiatrycznych) jako „schizofrenicy bezobjawowi”, ponieważ nie widzieli „wspaniałych osiągnięć i radości życia w państwie socjalistycznym”, a tylko powszechny, posępny narodowy gułag…

Pigułka Murti-Binga była, więc lekarstwem dla tych, którzy byli wiecznie „nienasyceni”, głodni „świętego spokoju”, snu na jawie, życia bezproblemowego, nie narażania na „zderzenia z rzeczywistością”… Nasze powszechne, konsumenckie „nienasycenie”, jako społeczność nadwiślańska (priwiślińska) skutecznie „murtibingujemy” przy pomocy kroplówek z papki semiotycznej dystrybuowanej „słusznie medialnie”, czy to w formie „faktów medialnych” spreparowanej informacji, „porywających tańców z gwiazdami”, „pasjonujących sitkomów”, rozstrzygających moralne i etyczne wątpliwości opinii „autorytetów moralnych”, czy także przy pomocy legalnego narkotyku, wódki, która przecież „krzepi”, zaś marijuana oczy otwiera, a więc jest „be”, nielegalna, bowiem niweczy murtibingowanie, Panowie i Panie…

Współczesna wersja pigułki Murti-Binga, literackiego farmaceuty Witkacego, to wszystko to, „cały ten jazz”, cały strumień nadprogowej i podprogowej informacji, co bez naszej świadomej wiedzy i kontroli wsączający się do naszych umysłów i mówiący nam, że szczęście jest „tu i teraz”, że konsumowanie zwałów różnokształtnej materii i barwnej, wygodnej i pustej informacji oraz rozrywki typu „gwiazdy na lodzie”, to nasze „szczęście niepojęte”. Któż przy „zdrowych zmysłach” zajmowałby się czymś tak mało „trendy”, jak aktywność obywatelska, kontrola społeczna władzy, walka o godność pracy i sprawiedliwy podział majątku narodowego, przecież mamy premiera „czarodzieja” i tolerancyjnie dwupłciowy sejm dla Anny Grodzkiej i Biedronia, czy nasze, komisyjnie „życzliwe państwo”, nieprawdaż? To nieprawda, że król jest nagi, jest odziany w płaszcz uszyty przez „krawców medialnych”, a kto widzi inaczej, niech się leczy psychiatrycznie, bo może nieszczęśliwie zatruć się ołowiem, jak Billy de Kid w pejzażu westernowym, a w naszej wódczano-kiełbasianej scenerii PRL, ojczyzny ludowej – komuny i Ubekistanu, komuny bis, podobnie jak Ogień, Pilecki, Komandorzy, Pyjas, Popiełuszko, Falzmann, Papała, Lepper…

„Pod powierzchnią codziennych krzątań i zabiegów trwa świadomość nieodwołalnego wyboru. Człowiek musi albo umrzeć – fizycznie czy duchowo – albo odrodzić się w sposób jeden, z góry zdefiniowany, przez zażycie pigułek Murti-Binga”. Witkacy. Nic ująć, a dodać można, że dziś pigułka Murti Binga niejedno ma imię – od sitkomów, celebrytów, słuszne media, wódkę po heroinę. Metoda pozostała niezmienna, ale czas udoskonalił jej narzędzia, ot co!

Tak, więc, wybór należy do nas, Drodzy Wyborcy, ci codzienni i odświętni, także. Wybór życia, świadomego życia lub Murti-śmierci

Ujeścisko, 23. września 2011 roku

AntoniK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*