Powstawanie religii chrześcijańskiej i instytucji Kościoła

Pierwsi chrześcijanie i apostołowie to semici, wyznawcy judaizmu. Byli nimi i autorzy tekstów Nowego Testamentu. Kapłani judaistyczni szybko dostrzegli niebezpieczeństwo rozłamu starej religii. Stąd ich ścisła współpraca z rzymskimi prokuratorami, bo łatwiej wówczas było eliminować konkurencyjnych wyznawców Chrystusa. Nie byli oni jeszcze zorganizowani, choć tytularnie pierwszym biskupem (czyli mowa o początkach hierarchii nowej sekty) Rzymu był apostoł Piotr.

Jednym z ludzi, którzy gorliwie tępili chrześcijan był Szaweł. Widział on, jak dziesiątki wyznawców judaizmu z linii semickiej przechodzą metamorfozę, stając się zwolennikami Jezusa. Szaweł był intelektualistą, zrozumiał, iż prześladowania wyznawców Zmartwychwstałego są praktycznie bez większego znaczenia. W tak wielkim państwie, jakim było ówczesne Imperium Rzymskie, żadna władza – religijna ani też świecka – nie była w stanie powstrzymać synów Izraela przed konwersją na chrześcijaństwo.

Aby zniwelować ten trend, trzeba było zrobić wszystko, aby religią Chrystusową zaczęli interesować się również goje (żołnierze, urzędnicy Cesarstwa, rzemieślnicy czy nawet ludzie niewolni). Był to dla większości potomków Izaaka wystarczający powód, by odstręczyć ich od religii, dostępnej dla „ludzi spoza” – gojów. Tą drogą, już jako Paweł, kroczył dawny pogromca chrześcijan.

I rzeczywiście – lud Izraela przestał masowo przechodzić na wiarę w Jezusa, za to nowa religia (bo z wolna z sekty chrześcijaństwo rozrosło się do rangi religii) wśród goi nabrała przyspieszenia.

Pierwsi przywódcy duchowi chrześcijan docierali najpierw do elit – arystokracji rzymskiej, której członkowie niekoniecznie byli rodowitymi Rzymianami. Częstokroć tytuły i dobra nabywali w drodze zasług dla Cesarstwa, choć pochodzili z różnych jego zakątków. Rzym różnił się od świata współczesnego tym, iż białe było białym, a czarne czarnym. Za konkretne czyny należała się równie konkretna nagroda (lub kara). Nie było znanych dziś „widełek”: od-do… Interpretowanie paragrafów nie istniało, bo konstruowano je jednoznacznie. Dopiero Renesans przyniósł, dzięki wyznawcom judaizmu licznie ubranym w sędziowskie togi, naukę odwracania kota ogonem. Rzymianin dałby się posiekać ze wstydu, widząc, iż za to samo przestępstwo można otrzymać surową karę, jak też zostać uniewinnionym – nie tylko w kręgu tzw. cywilizacji europejskiej.

Po  elitach przyszła kolej na tysiące niewolników, nie mających własnego Boga, a istota homo sapiens sapiens ma zakodowaną w genach wiarę w rzeczy nadprzyrodzone i zazwyczaj tęskni do wsparcia duchowego.

Pierwsi przywódcy chrześcijaństwa – wielu już było gojami – umieli wykorzystać znajomość tego faktu. Oto wystarczyła kropla wody, krzyż i wiara w Boga (oraz wrogość Szatanowi), by zmusić niewolników do przyklęknięcia – tak przed pasterzami duchowymi, jak i właścicielami niewolników.

Tanim kosztem dało się wpłynąć na psychikę niewolników i wymusić ich posłuszeństwo, używając wiary w Boga, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, wieczne zbawienie po strasznym życiu na tutejszym łez padole, ale nie tak strasznym dla wiernych, jak męczarnie Jezusa Chrystusa.

Koszty utrzymania i zdyscyplinowania niewolników nie były duże. Teraz wystarczyło im jeszcze wmówić, iż Zbawiciel cierpiał gorzej od nich, za to po śmierci będzie im już dobrze. Ale dość szybko pojawił się element doktrynalny, mówiący, że śmierć z własnej ręki nie dopuszcza do obcowania z Bogiem. Inaczej zbyt wielu chciałoby przyspieszyć znalezienie się w niebie. Prawo rzymskie przewidywało przyznanie niewolnikowi wolności. Kapłani chrześcijańscy prawo to odebrali na rzecz przyszłego zmartwychwstania i radości z obcowania z Bogiem, ale tylko w przypadku śmierci naturalnej. Nawet skazaniec musiał poprosić o wybaczenie swego przywódcę duchowego – inaczej nie wędrował do nieba.

Tak zrodził się zupełnie nowy model panowania nad światem, co duchowni chrześcijańscy w Imperium szybko przyswoili i zastosowali. Wiedzieli już, iż jest to darmowe, a świetne narzędzie do wykształcenia w ochrzczonych niewolnikach przywiązania tak do kapłanów, jak swoich panów.

Zwolenniczką nowej religii stała się też matka cesarza Konstantyna, Helena (ojciec był z pochodzenia Trakiem, wyznawcą kultu Słońca), która organizowała pielgrzymki do Ziemi Świętej, próbując odnaleźć artefakty, związane z Chrystusem.

Podczas decydującej o władzy w Rzymie bitwie przy Moście Mulwijskim, Konstantyn nakazał swym mniej licznym od przeciwnika oddziałom wymalować na tarczach krzyże. Legenda mówi, iż spowodowało to panikę wojsk Maksencjusza, który zginął w Tybrze podczas ucieczki. Chrześcijanie bowiem znani byli z tego, że maszerowali na śmierć bez cienia wątpliwości, by szybciej spotkać się z Bogiem. Konstantyn wsparł nową religię oficjalnie w roku 313 (Edykt Mediolański), a na łożu śmierci podobno sam przyjął chrzest z rąk biskupa Nikomedii – Euzebiusza.

W ten sposób rozpoczął się schyłek Imperium Rzymskiego, opartego na innych wartościach, któremu potrzeba było akurat wojowników i strategów, nie zakonników i teologów. Narodziła się zaś religia brutalna, w wielu przypadkach zbrodnicza, dająca władzę 5-7% przywódców religijnych. Bez namaszczenia przez biskupa, w czasach królestw najlepiej prymasa, żaden król ani książę nie był oficjalnie władcą, zaś poddani mieli pełne prawo, by odmówić mu posłuszeństwa.

Powstają państwa narodowe, gdzie prócz rozrastającej się kasty duchowieństwa, niszczącego wszelkie przejawy dawniejszych, przedchrześcijańskich kultur, spokojnie – jako ludzie wolni, czego nie zmienili ani kolejni cesarze rzymscy, ani władcy nowych terytoriów, dążących z czasem do bytu narodowego – rozprzestrzeniać się mogli wyznawcy judaizmu. Tworzone zrywami państwo polskie nie było tu żadnym wyjątkiem.

Edward L. Soroka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*