Powodów do oburzenia wcale nie brak

Według danych mediów oficjalnych marsze Ruchu Oburzonych miały miejsce 15. października w 82 krajach, obejmując około 1000 miast. Jednak tylko jeden polityk zdecydował się na zastosowanie wobec nich modnego obecnie oskarżenia o… terroryzm. Minister spraw wewnętrznych Włoch, Roberto Maroni, we wtorek oświadczył mianowicie w Senacie, że zamieszki w Rzymie były przejawem „nowej formy terroryzmu” i określił go jako „terroryzm miejski”.
Ruch Oburzonych występuje wszędzie głównie przeciwko prywatnym bankom i rządom, które „walczą z kryzysem” ratując owe banki przed bankructwem pieniędzmi z obywatelskich podatków. Ubożejące społeczeństwa wyraźnie cofają swoje przyzwolenie na taki proceder i wolą, by zabrane wszystkim pieniądze w jakiejś formie trafiły także na rzecz obywateli, a nie wąskich grup posiadaczy – 1% najbogatszych. Bogaci winni wspierać biednych, tymczasem rzecz ma się dokładnie odwrotnie. Banki nie są tworami bezosobowymi, za ich potęgą stoją całkiem konkretne rodziny, powiązane ze sferami polityki i gospodarki więzami absolutnie nie ideowymi.
System oparty na wirtualnym pieniądzu stał się niewydolny i bez zmian w podziale dochodu narodowego żadne tymczasowe środki zaradcze na dłuższą metę nie uchronią banków przed upadkiem, co – poprzez falę kryzysową, dotykającą głównie państwa uprzemysłowione, powiązane z gospodarką USA – może przynieść nieobliczalne skutki w postaci zamieszek na tle socjalnym, a nawet konfliktów etnicznych i międzypaństwowych. Pisaliśmy o tym z Krzysztofem Lewandowskim już kilkanaście lat temu, ale wówczas niewielu ludzi traktowało nasze teksty inaczej, niż jako „proroctwa nawiedzonych”.Prócz sprawy prywatnych banków w każdym, rewoltującym się kraju nie brakuje problemów lokalnych. Wynikłych jednak wszędzie z pogłębiających się różnic w możliwościach najbogatszych i najbiedniejszych. Na oczach mojego pokolenia zanika tzw. klasa robotnicza oraz – co istotniejsze – napędzająca dotąd wszelkie przemiany klasa średnia. Język Karla Marxa i Friedricha Engelsa przestaje opisywać rzeczywistość, a ci, którzy tego nie rozumieją (np. SLD) zostaną wcześniej czy później zmarginalizowani politycznie. Co prawda pieniędzy im nie brak, ale wolą je już inwestować we własne biznesy, niż w coraz mniej dochodowe wspieranie idei. Na napływ młodych liczyć może przez rok czy dwa Janusz Palikot; tradycyjna lewica nie jest dla nich atrakcyjną platformą ku kolejnym szczeblom kariery, a pokoleniom kształtowanym po roku 1989 wmówiono, iż wyłącznie kariera daje pełnię osobistego szczęścia. Z takiego obrotu rzeczy cieszą się dziś jedynie szefowie prywatnych firm, gdzie kwitną donosicielstwo i seks za stanowiska – a także psychologowie i psychiatrzy, leczący ofiary pędu ku stołkom.
Gdy popatrzeć na teksty Porozumień Sierpniowych – trudno znaleźć taki postulat robotniczy, który byłby w dzisiejszej rzeczywistości realizowany. „Styropianowa rewolucja” z roku 1980, dokończona w 9 lat później przy cichej zgodzie obu stron konfliktu i aprobacie hierarchów Kościoła katolickiego – żadnego zwycięstwa ludziom zatrudnionym bezpośrednio w produkcji, handlu czy transporcie nie przyniosła. Skorzystali na niej głównie ci, którzy w przemianach udziału nie brali – nawet nie drugi a trzeci szereg. Aktywistów pierwszej „Solidarności” jej drugie wcielenie natychmiast się pozbyło. Byli groźniejsi od aparatczyków partyjnych – chcieli coś naprawdę zmieniać.
Toteż – JESTEM OBURZONY, iż przez 20 lat „nowego” żaden z po-okrągłostołowych rządów (od socjaldemokratów po chadeków – jak by ich w polskich realiach nie rozumieć) RP nie wprowadził realnej równości zatrudnienia. Przecież od płac prokuratorów, policjantów czy wojskowych nie są nadal odprowadzane ZUS-owskie składki emerytalne.
Budżet Rzeczypospolitej dokłada rocznie do funkcjonowania ZUS-u ok. 50 mld złotych, co bez wątpienia odbija się na stopie życia obywateli bezpośrednio zatrudnionych w produkcji, którzy muszą utrzymać nie tylko siebie, ale też wymienione uprzednio grupy zawodowe. Co prawda do 60. roku życia korzystają oni z emerytur, wynoszących 75% wcześniejszych pensji, będąc w czymś w rodzaju stanu gotowości, ale nietrudno zrozumieć rozgoryczenie tych, którzy regularnie składki emerytalne odprowadzali. Policjanci czy wojskowi zazwyczaj nie czekają do późnego wieku, by rozstać się z pracą – odchodzą z niej w wieku 45-50 lat. Od tego momentu są na utrzymaniu społeczeństwa, nie świadcząc wobec niego żadnych usług.
JESTEM OBURZONY, iż w kraju, od 3 lat nękanym przez (skrywany medialnie) kryzys ci z parlamentarzystów, którym elektorat już nie uwierzył, dostają 30 tys. złotych odprawy. W tym roku suma odpraw ma sięgnąć, bagatela, 5,5 miliona złotych…
Żaden Kodeks Pracy nie przewiduje takiego stopnia „pocieszenia” pracowników, właściwie posłowie i senatorowie sami sobie przyznali nienależne moralnie uprawnienia. Tym razem pazerność może być zrealizowana. I jest!

Plakat
Plakat

JESTEM OBURZONY, że absolutnie przeciętne, acz lansowane szeroko pismo – Krytyka Polityczna – wzywa młodzież otwarcie do bezsensownych prowokacji w dniu 11. listopada, który powinien być Dniem Porozumienia Narodowego a nie Dniem Walki o Jedynie Słuszną Prawdę. To nie narodowcy, określani medialnie jako „faszyści” (nie wiem, czy nie dałoby się tu wytoczyć procesów o zniesławienie) chcą polować na zagubionych wśród wilczych praw neoliberalizmu młodych inteligentów i świadomych sytuacji lewaków, tylko odwrotnie! Czy nie jest to przypadkiem podżeganie, panowie i feministki z Krytyki…??? Dlaczego zakładacie, iż to wy macie rację? A może macie jej tylko trochę, narodowcy też trochę – i wypadałoby pogadać bez użycia pięści, za to z użyciem mózgów i odrobiny dobrej woli obu stron nakręcanego sztucznie konfliktu?
JESTEM OBURZONY, iż od 20 lat ludzie w Polsce muszą pracować na czarno lub na niepełnych umowach i nikt nie zwraca na to uwagi. Około 30% ludzi w wieku 30-40 lat przepracowało w RP nie więcej niż 10 lat (zazwyczaj mniej), „składkowych” wobec ZUS-u. To bomba z opóźnionym zapłonem, nie dająca się rozbroić propagowaniem wyjazdów do krajów UE. Tam już też Polaków nie potrzebują, mają własne problemy. Ze wzrostem tendencji nacjonalistycznych włącznie. Jako obywatel żądam, by tej grupie pozwolono, jak np. w UK, ubezpieczyć się w ZUS-ie zgodnie z najniższą płacą krajową, ale bez konieczności rejestrowania własnej działalności gospodarczej. Podreperuje to niewydolny ZUS, a ubezpieczonym pozwoli na otrzymanie kiedyś niewielkich emerytur. Tak, by nie musieli wychodzić na ulice w protestach głodowych.
Jako człowiek niekiedy chorujący JESTEM OBURZONY, że nikt nie odważył się dotąd na oddzielenie państwowych szpitali i przychodni od systemu praktyk prywatnych. Nie może trwać w nieskończoność sytuacja, kiedy lekarz, zatrudniony w państwowym szpitalu przyjmuje pacjenta w prywatnym gabinecie, a samo leczenie odbywa się już w jego państwowej placówce i to zazwyczaj bez żadnych kolejek, obowiązujących pacjentów z przychodni państwowych, gdzie – bywa – ten sam medyk również przyjmuje chorych.
Należy ustawowo zabronić lekarzom łączenia pracy w szpitalach państwowych z etatami czysto prywatnymi. Dopiero po tak zasadniczym rozdziale należy zabrać się za kolejne zmiany, usprawniające tylko powstały system. Dotychczasowe reformy Służby Zdrowia każdy rząd zaczynał po swojemu i nigdy ich nie kończył wobec silnego oporu środowiska. Daje to obecny galimatias przepisów i procedur, dublowanie komputerów pracą papierkową, zakup niesprawnego lub wyposażonego w egzotyczne (np. malajskie – fakt) instrukcje obsługi drogiego sprzętu diagnostycznego oraz niechęć wielu lekarzy i średniego personelu medycznego do pracy w Polsce.
I wreszcie – JESTEM OBURZONY, iż anemiczny sobotni marsz w Warszawie „zawłaszczyła” neoliberalna lewica. Ta sama, która wprowadziła RP do Unii Europejskiej. Jeśli politykom znów uda się „skanalizować” protesty – i poprowadzić ludzi pod swoimi sztandarami – to żadnych realnych zmian spodziewać się nie należy.
Jakiś system społecznej samoobrony w Polsce powstanie, może nie na miarę Grecji czy Hiszpanii, ale wystarczający, by wymóc na władzach minimum ustępstw. Liczmy na zrozumienie wzajemne we wspólnej trudnej sytuacji, nie na obietnice przedstawicieli jakiejkolwiek partii.
Nie dajmy się dzielić na lepszych czy gorszych Polaków, bo i tak wszyscy mamy przechlapane. Wiem, że humanizm w praktyce jest trudniejszy do osiągnięcia, niż w teorii. Ale, wydaje się, innego wyjścia już nie widać.

Edward L. Soroka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*