Polak ma zawsze rację… (2)

800px-USMC_FA-18_HornetWciąż oczywiście wierzymy, iż nasi sojusznicy tym razem staną na wysokości zadania i w razie konfiktu będą ginąć za Warszawę (choć pewnie wielu żołnierzy koalicji nie wie nawet, gdzie to jest). W Polsce ma się nadzieję, że w ciągu kilku dni od rozpoczęcia konfliktu, zapadnie decyzja USA o pomocy wojskowej dla broniącej się Polski. W Niemczech stacjonuje 48 tys. żołnierzy US Army wraz ze sprzętem wojskowym, w Norwegii 15 tysięcy marines. Siły z Niemiec będą w stanie szybko dołączyć do walk na wschodzie Polski – taki jest plan. Dodatkowo ostatnia decyzja USA o wysłaniu nowych sił do Europy Środkowo-Wschodniej powoduje jeszcze większe zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w naszą obronę – a tymczasowo w ochronę amerykańskich korporacyjnych interesów i cichej okupacji. Dziś już wiemy, że USA wyślą do RP 3-5 tys. żołnierzy, którzy będą stacjonowali na terenie naszego kraju, około 1200 pojazdów, w tym 250 czołgów M1-A2 typu Abrams, wozy bojowe Bradley i haubice. Będzie to z pewnością przeciwwagą w przypadku zaangażowania Białorusi w konflikt. Pomoc marynarki NATO w basenie Morza Bałtyckiego, może wyeliminować działania floty rosyjskiej. Natomiast siły powietrzne NATO zniwelują przewagę lotnictwa rosyjskiego nad polskim. Tylko – czy nasi sojusznicy są przygotowani do wojny, zajmując się obecnie chwilą problemem nieustannej fali emigrantów czy lobbowaniem środowisk LGBT?

I tu dygresja – Luftwaffe jeszcze kilka miesięcy temu miała gotowe do walki… 4 maszyny myśliwskie – czy to jest ten „parasol” lotniczy NATO, chroniący polską przestrzeń powietrzną? Siły lądowe NATO w żadnym przypadku z Rosją walczyć nie będą. Od naszej wschodniej granicy do Warszawy nie ma czym się bronić. Trzeba pamiętać, że te 50 tys. żołnierzy z Kaliningradu i kilka godzin rejsu floty rosyjskiej wystarczą, żeby niemal natychmiast zająć Gdańsk, nasz największy port. Tak więc problemy Rosji zaczęłyby się na linii Wisły. Jak pokazał konflikt w Groznym, duże miasto, bronione przez słabo uzbrojonych cywilów, okazało się sceną spektakularnej klęski wojsk rosyjskich, których czołgi niszczone były ręcznymi wyrzutniami rakiet. Podobnie rzecz się ma na wschodzie Ukrainy, gdzie konflikt zamienił się w wojnę pozycyjną. Warszawa, od zachodu wsparta całym naszym potencjałem i obsadzona przez wojsko i mieszkańców z przyzwoitym wyposażeniem, mogłaby być niemal bastionem nie do zdobycia. Rosja nie może sobie pozwolić na angażowanie dużych jednostek taktycznych, czy toczenia w naszym kraju „pełzającego” konfliktu. Otwarty konflikt nie wchodzi w rachubę, stąd w dobie spadających samolotów pasażerskich, burzonych wież WTC czy zamachów stanu u jednych z członków NATO – pewne jest, że nad Warszawę nadleci Iskander z głowicą 50 KT i wyeliminuje nasz największy punkt oporu oraz zakończy tym samym sny co niektórych o ułańskich szarżach. Oczywiście oficjalnie Rosja będzie twierdzić, że to jakiś wypadek, terroryści lub Bóg wie co jeszcze, a nie ich konkretna ostateczna decyzja rozwiązania kwestii polskiej, jak to się dziś dzieje na świecie. Minie dzień i wszyscy wrócą do swojej błogiej konsumpcji a po III wojnie światowej nie będzie śladu.

Jaką siłą militarną dysponuje Polska?

Tu dodać trzeba, że w otwartym konflikcie z Rosją, ta ostatnia w konfliktach regionalnych wykorzystuje maksymalnie od 25% do 35% swojego potencjału, z powodu ogromnego terenu, który musi zabezpieczać (Gruzja, Czeczenia, granica z Chinami, wojna pozycyjna na Ukrainie).

PT-91-Twardy-1995-2

Na tle europejskiej czołówki struktura polskiego uzbrojenia jest przestarzała, podobnie jak sam sprzęt. Posiadamy 1063 czołgi – lecz 500 z nich (T-72 radzieckiej produkcji) weszło do armii jeszcze w… 1978 roku.  Przykładowo, Niemcy mają mniej czołgów (ponad 400), ale o ok. 1000 wozów bojowych i ok. 300 samolotów więcej. Znacznie więcej sprzętu lotniczego i morskiego ma Francja, chociaż jeśli chodzi o wyposażenie wojsk lądowych, wypada w liczbach podobnie jak Niemcy. Z kolei Ukraina ma ponad 4 tysiące czołgów, ponad 6 tysięcy wozów bojowych, ale zdecydowanie mniej łodzi czy samolotów. Polskie Leopardy to 128 sztuk – lecz tajemnicą poliszynela jest fakt, że sprawnych może być około 30 sztuk a reszta do dziś stoi w hangarach. Wspaniałe Leopardy mają problem, a mianowicie amunicja DM-33 ma bardzo małe szanse na przebicie rosyjskich pancerzy w czołgach T-90. Kolejne egzemplarze to czołg PT – 91 Twardy (to przebudowany czołg konstrukcji radzieckiej T-72M1).

Dodatkowo posiadamy przeciwpancerne pociski rakietowe Spike – 264 oraz 2675 rakiet, które są w stanie zniszczyć każdy rosyjski czołg, nawet nową Armatę. Rosyjska Armata T-14 jest pierwszym czołgiem IV generacji na świecie i takie uzbrojenie wprowadza armię rosyjską w XXI w. Jeśli chodzi o artylerię Krab, w momencie wprowadzenia zakładanej liczby systemów artylerii samobieżnej, będziemy mieć broń równorzędną z rosyjską artylerią 2S19, tyle, że rosyjskie uzbrojenie przewiduje takie pociski również w czołgach. Rosyjskie czołgi mogą strzelać kierowanymi pociskami o sporym zasięgu.

Jeśli chodzi o śmigłowce to prawie ich nie mamy, a większość to sprzęt również poradziecki (Mi-24). Rosja po wyeliminowaniu naszej obrony przeciwlotniczej ma do dyspozycji sprzęt nowoczesny – śmigłowce bojowe Ka-52, Ka-50, Mi-28 i zmodernizowane Mi-24, które siały by pogrom wśród wojsk lądowych.

ka-50-2_erdogan_pic1

Armia kosztuje Rosjan 70 miliardów dolarów rocznie.  Potęgę militarną tego kraju tworzy 845 000 żołnierzy, 22 550 czołgów oraz 1 399 samolotów bojowych. Zacznijmy od czołgów, których Rosja ma w sumie 15 500. Jednak tylko 500 z nich, czyli T-90, powstało po 1991 roku, 27,6 tysięcy wozów bojowych pochodzi z czasów Związku Radzieckiego, a więc liczy sobie więcej niż 23 lata. Wojska Putina mają 6 tysięcy dział samobieżnych, 4,6 tysięcy haubic i 3,7 tysięcy wyrzutni rakiet. W tej chwili Rosja posiada 736 myśliwców. Siły powietrzne mogą także skorzystać z 1 289 samolotów szturmowych. Dodamy, że wszystkie pamiętają czasy zimnej wojny.  Do tego trzeba dodać 114 helikopterów bojowych oraz 973 helikopterów transportowych. Jednak trzeba odnotować, iż w przypadku helikopterów wiele z nich powstało już po upadku żelaznej kurtyny. Wśród nich warto wymienić 41 helikopterów bojowych Kamow Ka-52, które powstały w 1995 roku (ich wersją rozwojową jest Ka-50-2 Erdogan dla lotnictwa Turcji).  Siły zbrojne Federacji Rosyjskiej przeszły znaczną transformację. Armia jest podzielona na mniejsze, bardziej dynamiczne brygady. Prymitywną broń o brutalnej sile zastępują nowe technologie. Na przykład, system przeciwlotniczy Pancir-S1 wygląda w zasadzie jak czołg, z którego wystają dodatkowe lufy armat. Kolejną supernowoczesna bronią jest niszczyciel rakietowy klasy Bora – uzbrojony w 8  pocisków Mosquito i 20 pocisków przeciwlotniczych. Załogę stanowi 68 marynarzy. Rozwija prędkość do 100 km/h. Praktycznie niewidzialne okręty podwodne: pierwszy z sześciu okrętów podwodnych klasy Noworosyjsk, z napędem spalinowo-elektrycznym, zwodowano w ubiegłym roku w stoczni w Sankt Petersburgu. Projektanci twierdzą, iż jego technologia stealth sprawia, że w zanurzeniu jest praktycznie niewykrywalny. Chlubą są też: Mi 28, śmigłowiec atakujący rosyjskich sił powietrznych i wielozadaniowy myśliwiec Mig 35 – skuteczny zarówno w walce powietrze-powietrze i precyzyjny przy ataku celów na ziemi.

Nasz wschodni wielki sąsiad zaprzestał już ambicji wielkomocarstwowych, bo po prostu na globalnej szachownicy takie ruchy są nieopłacalne. Wystarczy, że Rosjanie wciąż są jednym z liczących się światowych mocarstw. Bez nich nie nastąpi przełom w Syrii. Dzięki sygnałom od wywiadu rosyjskiego, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan rozprawił się z puczystami, powiązanymi z charyzmatycznym duchownym Fethullahem Gulenem, zamieszkałym w USA. Armia stojąca od czasów Kemala Atatürka za świeckością państwa, uległa władzy prezydenta, który reprezentuje nurt religijny. Od kilku miesięcy stosunki polityczne i gospodarcze między Rosją i Turcją pozostawały – mówiąc delikatnie – mocno napięte. Winne temu jest zdarzenie, które miało miejsce w listopadzie ubiegłego roku – zestrzelenie rosyjskiego samolotu, którego załoga – wykonując misję nad Syrią – naruszyła ponoć przestrzeń powietrzną Turcji. Jeden z pilotów, którzy zdołali się katapultować, został zastrzelony przez popieranych przez Turcję rebeliantów. Po pokonaniu puczystów Erdogan pierwsze kroki skierował właśnie do Moskwy.  Erdogan doskonale wie, że aby wspólna z Izraelem (Izrael planuje budowę gazociągu na Cypr) inwestycja miała szanse powodzenia, musi „układać się” z Putinem, a być może powrócić do zakurzonej nieco koncepcji budowy gazociągu z Rosji do Turcji. Gdyby gazociąg taki powstał, Rosja otrzymałaby węzeł transportu gazu do krajów Europy Północnej. Turcja również zabiega o powrót rosyjskich turystów na tamtejsze plaże. Pomoc dla Erdogana w stworzeniu sprzyjających warunków i rozwiązaniu problemów płynie też za wstawiennictwem Putina od przyjaciół z Iranu. Dotyczy to kwestii regionalnych, Iraku, Syrii. Tak oto obecna koncepcja militarna Stanów Zjednoczonych legła w gruzach w tym zawiłym galimatiasie zdarzeń. Rosja trzyma rękę na pulsie w obronie swoich interesów oraz interesów ludności rosyjskojęzycznej i taka jest jej obecna strategia.

Ową strategię doskonale rozumie obecny kandydat na prezydenta USA, Donald Trump. Trump jako prezydent USA, nie broniłby przed Rosją sojuszników z NATO, „którzy nie płacą rachunków”.  USA mają 19 bilionów długu i mimo, że łożą miliardy na swoje brudne wojny, amerykańscy sojusznicy nie odwzajemniają się inwestycjami. Jest z tego 800 miliardów deficytu handlowego. Jeśli prezydentem USA zostanie Donald Trump – wszystko się zmieni. A jak na te globalne przetasowania reaguje Polska?

Polska, miast pojawić na trybunie honorowej 9. maja na tegorocznej paradzie zwycięstwa na placu Czerwonym, stworzyła Putinowi afront. W  Moskwie zabrakło przywódców wielu zachodnich państw. Także Polska nie wysłała oficjalnej delegacji.

Inaczej się stało w przypadku innego święta. 24. sierpnia prezydent Duda wziął udział w kijowskich obchodach 25. rocznicy uzyskania niepodległości przez Ukrainę. To była jedyna delegacja na szczeblu prezydenckim, goszcząca w tym upadłym kraju, jaki upodabnia się w tempie błyskawicznym do targanej plemiennymi zatargami i wojnami domowymi Somalii. „Warszawa przestraszyła się. Przestraszyła się tego, co uczyniła wobec Ukraińców” – pisze na stronach ukraińskiej Europejskiej Prawdy Ihor Isajew, odnosząc się do uchwały wołyńskiej, przyjętej przez polski Sejm. „Prezydent Polski Andrzej Duda jedzie do Kijowa zaleczyć rany”.

100_8016

I tak świat się zmienia jak w kalejdoskopie, a Polskie priorytety to wspieranie junty złodziei – i co ciekawe – ludzi Polsce mało (to delikatnie powiedziane) przychylnych.  Związek Ukraińców w Polsce, będący organizacją bardzo bogatą oraz posiadający gigantyczne możliwości i wielkie ambicje (a warto przypomnieć o ich sympatiach banderowskich, które występowały wśród nich, zanim zaczęły się one rozpleniać po Ukrainie) postawił sobie za cel objęcie opieką milionów ukraińskich imigrantów, których do Polski przybywa wciąż więcej i więcej.

Rzeczypospolita pozbyła się swojej siły życiowej, oddając ją za bezcen do pracy w świat a zamiast tego z dnia na dzień kolonizuje się nasz kraj obcymi religijnie i kulturowo sąsiadami, tworząc wielką diasporę i narodową mniejszość. Mniejszości były już kulą u nogi kolejnych polskich rządów w XX-leciu międzywojennym. Nie zapominajmy przy tym, że nasi ukraińscy sąsiedzi nigdy nie wyparli się swoich zbrodni!

Roman Boryczko,

sierpień 2016

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*