Pocevičius: Młodzież zna tylko litewskie Wilno, ale nie zna polskiego, żydowskiego czy białoruskiego
„Wybieramy te miejsca, do których „zwykły” człowiek zagląda rzadko albo w ogóle oraz te, które mają własną, nieznaną historię” – powiedział PL DELFI Darius Pocevičius z Wolnego Uniwersytetu (Laisvasis universitetas), poeta, tłumacz, litewski działacz kontrkulturowy i anarchistyczny, który jest również jednym z pomysłodawców i organizatorów nietradycyjnych wycieczek po Wilnie.
A. P. R.: Na początku był Antokol, później Nowa Wilejka, ostatnio tzw. Krasnucha, czyli prospekt Savanorių. Jakie kryteria stosujecie, wybierając dzielnicę do zwiedzania podczas Waszych nietradycyjnych wycieczek?
D. P.: Tej zimy Wolny Uniwersytet zorganizował 12 wycieczek po nocnym Wilnie, podczas których zwiedziliśmy całą Starówkę, centrum oraz co ciekawsze dzielnice. „Szlaki” wybieramy po wcześniejszej konsultacji z ludźmi, którzy dobrze znają miasto. Przez kilka dni siedzimy też w Internecie. Nas nie interesują znane obiekty, które są oszlifowane przez buty turystów i które można znaleźć we wszystkich ulotkach reklamowych. Wybieramy do zwiedzania te miejsca, do których „zwykły” człowiek zagląda rzadko albo w ogóle oraz te, które mają własną, nieznaną historię. Dlatego właśnie nasze wycieczki są nazywane niezwykłymi.
Takie niezwykłe miejsca są w każdej wileńskiej dzielnicy. Na przykład aleja Savanorių dla większości mieszkańców wydaje się nieatrakcyjną dzielnicą, my jednak „odnaleźliśmy” mało komu znany kościół Opatrzności Bożej, porzucone cysterny po ropie naftowej, na wpół zamknięty zakład wierteł Grąžtai oraz zaniedbany pomnik Szymona Konarskiego. W drodze do centrum podziwialiśmy też piękne wileńskie widoki z dachu niedobudowanego wieżowca oraz odwiedziliśmy artystów, którzy zajęli gmach byłego synodu reformatorskiego w skwerze Reformatów (Reformatų skveras). O tym wszystkim nie ma informacji w żadnym turystycznym przewodniku
A. P. R.: Jaki jest cel tych wycieczek?
D. P.: Podstawowy cel ma charakter zapoznawczy. Młodzi ludzie nie znają Wilna i jego historii. Powierzchownie wiedzą tylko o litewskiej wersji historii Wilna, ale nie wiedzą niczego o Wilnie polskim, żydowskim, rosyjskim czy białoruskim. Dla nich to jest zupełna terra incognita.
Drugim, nie mniej ważnym celem, jest krzewienie odwagi obywatelskiej oraz świadomości, że Wilno jest miastem wilnian. Śmiało odwiedzamy te miejsca, do których „ludziom postronnym” wstęp jest zakazany. Są to albo sprywatyzowane, albo strzeżone przez państwo obiekty, takie jak opuszczone gmachy czy nieczynne zakłady. Idąc tam chcemy sprawić, aby takich zamkniętych stref nie było, a Wilno stało się przestrzenią dostępną dla wszystkich.
A. P. R.: Jak wam spodobała się wycieczka do Nowej Wilejki, która jest bardzo specyficznym miejscem, faktycznie takim odrębnym miastem. Jak na Wasz widok reagowali mieszkańcy?
D. P.: Faktycznie, Nowa Wilejka jest cudem urbanistyki eklektycznej. Stara część Wilejki, która znajduje się na prawym brzegu Wilenki, przypomina nadbrzeżne terasy w Adrii, na drugiej stronie są standardowe blokowiska, a między nimi znajduje się monstrum opuszczonych zakładów.
Wycieczką po Wilejce byli zafascynowani nie tylko wilnianie, ale również 20 miejscowych młodzieńców, którzy do niej dołączyli. Bo oni sami nigdy nie byli ani w opuszczonym gmachu fabryki papieru, ani w pustym już budynku oddziału dziecięcego szpitala psychiatrycznego.
A. P. R.: Chciałem też zapytać o wrażenia po wycieczce po „Krasnuchie”. Panuje stereotyp, że to dzielnica bandytów, chuliganów i narkomanów…
D. P.: Statystyki mówią, że na „Krasnuchie” popełnia się tyle samo przestępstw, co na Antokolu, ale niestety ludzie mają skrzywiony obraz. Ten skrzywiony obraz będzie trwał dopóty, dopóki ludzie wierzą plotkom, a media chętnie te plotki rozpowszechniają.
W ciągu 12 wycieczek 4 razy spotkaliśmy się z policją oraz 3 razy z podpitymi osobami. Policja początkowo chciała wyjaśnić, co to za niesankcjonowana demonstracja, później po sprawdzeniu dokumentów, wysłuchawszy o Wolnym Uniwersytecie, żegnała się z nami.
A podpitym osobom proponowaliśmy dołączyć się do nas. Oni chętnie na to przystawały, próbowały nawet opowiadać swoje przygody. Szybko jednak męczyły się i znikały.
A. P. R.: Jakie są dalsze plany?
D. P.: Od razu po Wielkanocy organizujemy 13 wycieczkę po Sałtoniszkach i starych Szeszkiniach. Odwiedzimy podczas niej aż trzy cmentarze. Dwa katolickie i jeden żydowski. Tydzień później wybieramy się do Landwarowa, a później chcemy zobaczyć Ponary. A wtedy można już będzie otwierać sezon rowerowy…
Z Dariusem Pocevičiusem
rozmawiał Antoni P. Radczenko
Na fot. górnej: ASP w Alytas (Olita) – Janusz Krawczyk, Darius Pocevičius i Lech L. Przychodzki. Fot. dolna: Nowa Wilejka, Darius Pocevičius z megafonem