PiS-owski redaktor na tropie „lawendowego” Wardyna… (2)

PHOTO ADAM NOCON / SE/ EAST NEWS WARSZAWA SZPITAL MSWIA NA UL. WOLOSKIEJ KOLEJKA DO ZAPISOW DO LEKARZY SPECJALISTOW WIECEJ ZDJEC NA http://agencja.se.com.pl 15/01/2009***

Góra urodziła mysz… Aferą ostatnich dni stała się sprawa pewnego doktora, który robi to, co robią wszyscy – tj. sprywatyzował się na łonie własnego miejsca pracy, czyli publicznej placówki służby zdrowia i działa „na dwie ręce”. Dzięki takim hojnym mecenasom jak Jerzy Owsiak, który co roku dokupuje potrzebny i niepotrzebny sprzęt medyczny zadłużonym szpitalom, „sprywatyzowane” oddziały świadczą opiekę na najwyższym poziomie – aczkolwiek nie wszystkim. Wzorcowy pododdział chorób wewnętrznych w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie jest traktowany jak prywatna klinika. Do „Lawendowej Doliny” trafiają pacjenci prosto z Ośrodka Diagnostyki i Informacji Medycznej Noble Medicine prof. Kazimierza Wardyna. Niepotrzebne są skierowania, nie ma oczekiwania w wielomiesięcznej kolejce. Wystarczy sowicie opłacona wizyta w Noble Medicine i telefon profesora. Rachunek za badanie i leczenie pokrywa NFZ. PiS-owscy poputczycy drążąc temat – znaleźli aferę tysiąclecia. Konsultacja kosztuje 500 zł. Potem pacjent ma zasugerowane badanie w państwowym szpitalu, gdzie pracuje rzeczony lekarz. Podkreśla on, iż w „jego klinice” są najlepsi specjaliści. Kiedy prowokator decyduje się na szpital publiczny, lekarz proponuje nieodległy termin. Zapłaci za to NFZ. (Kolonoskopia przy znieczuleniu kosztuje w prywatnych ośrodkach około 2,5 tys. zł). W Szpitalu Czerniakowskim zwykły pacjent czeka na przyjęcie niemal wieczność. Przypadek pilny – to około miesiąca. Jeżeli nie, zapisy są dopiero na przyszły rok. Jednak sprawa nie jest taka prosta. Procedura wygląda następująco: wpierw musiałby pójść do lekarza rodzinnego po skierowanie na kolonoskopię, potem należałoby się zapisać na konsultację w przychodni szpitalnej (tam też jest kolejka do lekarza specjalisty); dopiero jeżeli zostanie zakwalifikowany, wyznaczony mu zostanie termin. Nie trafi jednak na oddział wewnętrzny, a tym bardziej na ekskluzywny pododdział nefrologiczny prof. Wardyna. Zostanie skierowany na chirurgię, na jednodniowe badania. Po znajomości z profesorem Wardynem – pokój jednoosobowy. Obok łóżka stoją szafka, fotel. Pod ścianą znajduje się niewielki blat z krzesłem. Jest nawet kwiat w doniczce i własna  łazienka. Na ścianie wisi grafika. Takie oddziały szpitalne widziane były dotąd jedynie na amerykańskich filmach. Na modernizację pododdziału, gdzie przebywał dziennikarz, miasto wydało 2,7 mln zł. Natomiast na zakup sprzętu przeznaczyło 1,3 mln zł. Pododdział jest przeznaczony dla 18 pacjentów. Jak dostać się do niego – już wiadomo. Podczas samego badania wychodzi na jaw, iż zabieg żurnalisty, przeprowadzającego prowokację (kolonoskopia) spowodował, że jakiś inny pacjent (być może z chorobą śmiertelną) został przesunięty na bardziej odległy termin.

006

Czy etycznym jednak jest fakt, że dla uzyskania rozgłosu dziennikarz decyduje się na igranie ze zdrowiem innego pacjenta? Co chciał udowodnić PiS-owski dziennikarz, skoro owa patologia funkcjonuje już od wielu lat? Nie tylko w tym szpitalu. Wszędzie! W 1998 roku podczas wprowadzania (wtedy przez AW”S”) reformy służby zdrowia zaktywizowało się silne lobby lekarskie, które zablokowało pomysł (wzorem z Niemiec), aby każdy lekarz wybrał sobie, gdzie będzie pracował: czy w publicznej służbie zdrowia, czy prywatnie, a wtedy nie można będzie łączyć prywatnej praktyki z państwową. Dokładnie 5 lat temu to samo zalecał obecny leader SięMyśli, Edward L. Soroka: http://www.siemysli.info.ke/krajobraz-po-pani-kopacz/ . Nie udało się również do tej pory wprowadzić magnetycznych kart pacjenta i lekarza, które zamknęły by swobodny i patologiczny proceder opieki medycznej za… łapówki. To był kamień milowy dzisiejszej zgnilizny, z którą każdemu dobrze. Każdemu pacjentowi w Polsce wiadomo, że za łapówki lekarze przyjmują swoich pacjentów w państwowych szpitalach i przychodniach. Pacjenci opłaceni idą na zabieg bez kolejki i są traktowani wzorcowo. Ordynatorzy kładą na oddziałach tzw. swoich pacjentów, są nawet sale poszczególnych lekarzy, gdzie pacjent leży i otrzymuje opiekę bardziej komfortową, niż zwykły nieszczęśnik z kolejki. Widać to po tym, iż koło opłaconego pacjenta wszyscy skaczą i się nim interesują, zaś obok pacjenta refundowanego z NFZ nikt nawet nie przejdzie. Jeśli już – jego zabieg robiony jest niedbale a opieka jest z łaski. Standardem stało się, aby dostać się szybko na ważne badanie diagnostyczne lub pilną operację – a nie czekać latami w kolejce – trzeba najpierw odwiedzić na prywatnej praktyce ordynatora lub profesora, w zależności kto i jakie ma wpływy w danym oddziale szpitalnym. Im więcej pieniędzy będzie marnowane na rozbuchaną PO-PiS-owską administrację państwową i samorządową czy nikomu niepotrzebne zabawki dla wojskowych, bawiących się w podchody z zielonymi ludzikami – tym kolejki w państwowych szpitalach będą większe. Odsłońmy oczy! System, który pielęgnuje Prawo i Sprawiedliwość nie jest wydolny, bo nasz kraj przeznacza na zdrowie obywatela rocznie średnio 600 euro. Dla porównania Czechy 1100 euro, Słowacja 1000 euro… Mamy o ponad połowę mniej lekarzy niż Niemcy, bo kasta królewiąt nikogo nie chce dopuścić do koryta! (Niemcy 5,5 lekarza na 1000 mieszkańców, Polska 2,3 lekarza na 1000 mieszkańców). Zamiast dawać Ukrainie granty bez pokrycia powinniśmy ściągać od nich i np. z Białorusi lekarzy, którzy z chęcią by u nas, w Polsce, pracowali jako alternatywa dla korupcjogennej praktyki polskich lekarzy. Może i przyjmowanie uchodźców dobrze wykształconych i nostryfikacja ich dyplomów też byłaby jakimś pomysłem? A tak wszystko popada w ruinę przy udziale sitwy ciągle nowych partyjniaków i obywateli w białych kitlach. Jakość opieki (w tym kolejki) jest proporcjonalna do tego, jak w nasze zdrowie inwestuje państwo.

846

Najgorsze jest to, iż dla obecnej władzy zdrowie Polaków nie jest priorytetem… Niestety jest spora szansa, że w przyszłości będzie jeszcze gorzej. Ale któż z Jaśnie Posłów i Senatorów by się tym przejmował, oni wszak leczą się w klinikach MSW za pieniądze podatników – w ciszy i spokoju od jęków i narzekania plebsu. Szpitale są miejscem selekcji naturalnej. Przeżyć pobyt mogą tylko najsilniejsi. A przecież tam przeważnie trafiają starzy, nikomu niepotrzebni ludzie, zasilając w drodze w/w selekcji budżety firm pogrzebowych. Perpetuum mobile!

Gdy rozpoczęto tzw. reformę służby zdrowia, rozpoczęły się również poważne remonty przychodni i szpitali w celu późniejszego powołania tzw. spółek z o.o. Zamknięta kasta lekarzy łączy to z praktyką w publicznych placówkach, gdzie na kontraktach wyciągają niebagatelne sumy 30.000,00 do 50.000,00 zł miesięcznie. Kolejne dziesiątki tysięcy płyną z łapówek. Lekarz pracujący w pogotowiu bierze za dyżur 1200 zł, dlatego większość z nich traktuje emigrację z szyderczym uśmiechem, bo Eldorado jest tu – w kraju. Lekarze nie mają na nic czasu, bo w czasie swojego dyżuru przyjmują jeszcze pacjentów prywatnych. Nie dziwi Was, towarzyszu dziennikarzu z PiS-u, że na obrzeżach miast w Polsce rosną całe osiedla pałaców, wartych miliony, gdzie mieszkają szeregowi chirurdzy z publicznych szpitali? Z drugiej strony szpitale pełne są wylegujących się bezczynnie pacjentów, którzy muszą odleżeć 3 dni, żeby szpital mógł wziąć za nich wyznaczone przez NFZ 900 zł. W Europie stosowane są stałe stawki, podawane do wiadomości publicznej. Lekarz jest czysty jak łza. Jeśli dostaje jakieś podziękowanie, to jest to drobna suma – np. 5 euro, wrzucana do słoika, za co personel kupuje potem kawę czy słodycze. Na Wyspach lekarz musi być bardzo grzeczny w stosunku do pacjenta, bo inaczej może być podany do sądu i stracić pracę. W Kanadzie zaś lekarz musi wybrać czy pracuje w publicznym szpitalu czy prywatnym – bo nie można tego łączyć. Kto to czyni – podlega paragrafom! Najbliżej nam do RPA czy Ukrainy, gdzie łapówki są oficjalne, zaś publiczna służba zdrowia rozłożona na łopatki.

***

Jak widać na załączonym obrazku z patologią w służbie zdrowia nikt nie ma zamiaru walczyć. Wszyscy ten stan rzeczy przyjęli z zadowoleniem. Jedynie pacjenci cierpią katusze. Prowokacje PiS-owskiego redaktora są co najmniej nie na miejscu i właściwie bardziej zaszkodzą pacjentom, mającym jedyną drogę dostania się na operację poprzez prywatny gabinet prof. Kazimierza Wardyna, niż zmienią patologiczną sytuację długoletnich kolejek i prywaty. Bronię tu Wardyna, bo to on – jedyny w całej tej historii – dzięki swojej wiedzy leczy i ratuje życie. Zachowanie profesora jest amoralne, bo robi to za pieniądze i odrzuca biednych, ale leczy! Towarzysze z PiS-u, czy zamiast niego sami staniecie za stołem operacyjnym? Cała reszta się przygląda i z tego cuchnącego bagna robi sensację, że…śmierdzi!

Mówienie, iż w Służbie Zdrowia coś nie zadziałało, nikomu jak widać nie pomaga a wręcz tysiące niezamożnych Polaków… zabija. Tu nie potrzeba wojny – ofiary tego stanu rzeczy są gigantyczne. Czy to jest ta „dobra zmiana”, polegająca na przyśpieszonej „wymianie pokoleń”, m.in. dzięki wymianie młodych Polaków na młodych Ukraińców?

To, co dziś serwuje nam Prawo i Sprawiedliwość, jest jedynie kosmetyką. Teraz długi szpitali będą musiały spłacać samorządy, które są ich organami założycielskimi. Będą też mogły zlikwidować zadłużone placówki. Spotkania w burdelach i restauracjach zastąpiono spotkaniami w Toruniu u o. Tadeusza Rydzyka czy wspólnymi marszami na „miesięcznicach” lub białych marszach „w intencji obrony rodziny”. Pomysły obecnego ministra zdrowia, Konstantego Radziwiłła, na uzdrowienie sytuacji są śmieszne. W ostatnim czasie minister zdrowia stał się bohaterem niepochlebnych doniesień prasowych. Żona i szwagier notabla otrzymywali zlecenia na prace remontowe od samorządu lekarskiego w zamian za to, iż minister zdecydował o wypłacie izbom zaległych i należnych pieniędzy za zadania, przejęte od państwa. Stary, dobry nepotyzm. Nowy minister wsławił się już chorobą bezczynności i dobrych zapowiedzi. Niektórzy mogą powiedzieć: „Ale przecież przed Radziwiłłem też były kolejki”. Były, ale powoli i systematycznie próbowano z tym walczyć. Teraz słyszymy, że właściwie wszystko można załatwić u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Ludzie zwyczajnie mają nie chodzić do specjalistów i nie będzie kolejek!!! Wszelkie mniejsze i większe dolegliwości załatwimy u konowała we własnym rejonie. Nadeszła „dobra zmiana”. Teraz długi szpitali będą musiały spłacać samorządy, które są ich organami założycielskimi. Placówki już nie będą mogły przekształcić w spółkę i zrestrukturyzować. Za to samorządom już wolno zlikwidować zadłużone placówki. Po co wszak Polakom szpitale? Również temat chorób cywilizacyjnych leży. Chorzy czasami mówią, że modlą się, by jakiś minister zdrowia miał cukrzycę, wówczas może w końcu ich zrozumie. Profilaktyka cukrzycy, nadciśnienia tętniczego, otyłości – nie istnieje. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nie otrzymują pieniędzy z NFZ za każdą poradę lub wykonane badanie diagnostyczne. Jednak, gdy ministrem zdrowia był Bartosz Arłukowicz, wprowadzono rozwiązanie, które promowało finansowo lekarzy POZ, wypisujących skierowania. Ci, którzy wypisywali dużo skierowań na badania, dostawali najwyższą stawkę za pacjenta – 144 zł. Teraz minister Radziwiłł zdecydował, a NFZ zgodził się, by lekarze POZ otrzymywali tę najwyższą stawkę niezależnie od tego, czy będą wysyłali na badania, czy nie. To korzystne dla właścicieli przychodni POZ, ale bardzo złe dla pacjentów.

007

Jeśli chcecie zmieniać świat, to nie zapomnijcie zacząć od siebie!

Rewolucji nie robi się przy pomocy sejmowych kłótni a patologię trzeba wypalać rozżarzonym żelazem. Ogłupiały Naród siedzi cicho i szlocha nad własnym losem. Jeśli nie umiemy i nie chcemy wygrywać, to trwajmy w polskim bagnie ku chwale wiecznego Jarosława Kaczyńskiego czy innego Tuska, Petru, Kwaśniewskiego albo Palikota…

Amen.

Roman Boryczko,

grudzień 2016

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*