Pilchowickie szkubki

Dziś zwyczaj ten, to już nie obowiązek zrychtowania na czas ślubnego wiana dla dorastających panien na wydaniu, wspominają pilchowickie gospodynie. Szkubki, albo inaczej darcie pierza, to jeden z zanikających ludowych zwyczajów, który chcemy za wszelką cenę zachować. Jak piyrwy*, tak i teraz zbieramy się w jednej izbie (Damrota 5). Anna Surdel, prezes Stowarzyszenia Pilchowiczanie Pilchowiczanom, tuż po wypełnieniu swoich obowiązków, przekazała pałeczkę gospodyni spotkania, którą została tym razem pani Ewa Gleń. Gospodyni, jak każe tradycja, prowadzi całość tego wieczora, związanego nie tylko ze szkubkami, ale także wieloma towarzyszącemu temu wydarzeniu ciekawymi tematami. Tegoroczna „wodzirejka” pilchowickich szkubków, zabawiała  zapracowane panie wierszami oraz wieloma anegdotami, które – jak podkreślała – warto zapamiętać, bo nie raz mogą się w życiu przydać każdemu z nas. Wspominała także swoje dziecinne przygody, związane z darciem pierza, pani Bernadeta Suliga

Dawnymi czasy, spotkanie to było także okazją do dzielenia się swoimi babskimi sprawami – wreszcie bez ciekawskiego męskiego ucha, bowiem – jak wiadomo – chłopom nic do skubania, tylko by przeszkadzali. Chłopa samego w domu zostawić, to jak dziecku dać zapałki w ręce, zaś chłopom cno* było bez kobiety w chałupie, takoż imali się najrozmaitszych sposobów, by do izby na szkubki się dostać. A to pojawiali się ze strawą dla swoich połowic, a to zapytać tylko chcieli, kiedy ich małżonka wróci w domowe pielesze. Gospodyni z litości drzwi otwarła i tak już niebawem nazbierało się całkiem sporo w izbie kochających mężów, co to skrzętnie pod kabotkiem*, szkło z męskim napojem skrywali… Tym samym, już niebawem darcie pierza przybrało obraz wiejskiej biesiady z jadłem, wypiekami własnej roboty i trunkiem, co to dla zdrowotności, zalania chroboka ino i towarzystwa. Chłopy za kołnierz nie wylewali.

Patrzyły na to przez palce kobiety, w końcu bezpieczniej mieć chłopa blisko siebie, przynajmniej chałupy nie spali. Bywało, że młode karlusy* przez okno wrzucali kilka wróbli, a te, przerażone, fruwając w izbie stwarzały istne białe piekło na ziemi. Zwykle był to już późny wieczór i robota na ukończeniu, toteż straty były niewielkie, za to młodzi mieli okazję, w całym zamieszaniu zbliżyć się nieco do frelki*, do której jakoś na co dzień nie bardzo mieli odwagę podejść czy zagadać. Tym to sposobem świat bez Internetu i komórkowej telefonii radził sobie całkiem dobrze w kwestii zawierania kontaktów, które to często kończyły się ślubem na wiosnę. Dziś nikt już wróbli do izby nie wrzuca, bo jak się często słyszy, więcej od wróbli dronów dziś w lufcie lata. Zwyczaje jednak warto tradycje kultywować, bo są one częścią naszej kultury. Dziś młoda panna, decydująca się na zamążpójście, otrzymuje wyprawkę wprost z super marketu, wszystko pod kolor i jak każe moda. Pościel niemalże na każdy dzień, tylko jakoś jakby nienaturalne to wszystko i nawet sny w takiej pościeli bywają sztuczne. W Pilchowicach gospodynie na ten czas ubierają się w wymyślne stroje i często przypomina ten wieczór imprezę, zwaną Babskim combrem. Co kraj to obyczaj, jak mówi przysłowie. Podobnie jest i ze szkubkami na Górnym Śląsku, gdzie niemalże każda z wiosek ma swoje odrębne zwyczaje. Bogactwo kulturowe tej ziemi jest przeogromne, dlatego należy dbać nawet o szczegóły naszych tradycji.

Także i tym razem składamy życzenia solenizantom, którymi są:

Lucjan Suliga oraz Jan Piechuta. 100 lat bez remontu – a potem już będzie z górki.

Słówka wybrane:     

Piyrwy*, pierwej: dawno, kiedyś

Cno*:  tęskno

Kabotek*, szaket: marynarka

Frelka, dziołcha*: młoda panna, dziewczyna

Dziołszka: dziewczynka

Zaloć chroboka: (zwrot), inaczej: wypijmy jednego dla lepszego trawienia.

Zdjęcia i tekst:

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*