Parę słów o „wolnych” mediach i rzetelności dziennikarskiej

(Komentarz do artykułu z Przekroju „Druga wojna atomowa” i towarzyszącej mu audycji radiowej w VOX FM)

Media głównego nurtu nie od dziś aktywnie uczestniczą w promowaniu interesów politycznych klik i kręgów międzynarodowego biznesu. Wystarczy wspomnieć kampanię „informacyjną”, poprzedzającą akcesję do UE, kiedy to poza Radiem Maryja i prasą trzecio-obiegową krytyczne głosy nie były prezentowane w ogóle, lub je ośmieszano. Podobnie wygląda sprawa z planowaną w Polsce budową elektrowni jądrowych. Kampania medialna ruszyła już dawno, a większość dziennikarzy nie sili się na zachowanie nawet pozorów obiektywności.

W kampanię tę doskonale wpisuje się artykuł Igora Ryciaka z Przekroju, pt: „Druga wojna atomowa”, wraz z uzupełniającą go audycją radiową http://www.przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,4802.html. Stronniczość artykułu rzuca się w oczy już na wstępie. Ponure fotografie ruin Żarnowca, opatrzone komentarzem o zmasowanej akcji ekologów, przez którą polska energetyka jest dziś w punkcie wyjścia (tzn. tam gdzie 30 lat temu). Dla kontrastu mamy też zdjęcie zachodniej EJ, gdzie „dawno już wrosły one w krajobraz”, oraz makiety EJ Żarnowiec. Autor twierdzi, że ówczesna walka była w istocie walką z reżimem komunistycznym. Nie wie chyba, że w owym czasie część kręgów antykomunistycznej opozycji popierała budowę EJ, motywując to… szansą na zbudowanie polskiej bomby atomowej. Nie wspomina też, iż planowana konstrukcja miała zapewnić pokrycie jedynie 1-2% zapotrzebowania na elektryczność, więc straszenie ekologami, którzy swoimi akcjami doprowadzili do zagrożenia Polski brakiem prądu, jest po prostu obrzydliwą manipulacją. Autor jakoś zapomniał też, że EJ Żarnowiec była budowana wg planów radzieckich, które współczesnych standardów bezpieczeństwa nie spełniają. Gdyby nawet powstała i nic by się nie stało, to i tak po wejściu do UE musiałaby być wyłączona, jak np. wszystkie EJ we wschodnich Niemczech. Ważne, iż „po zmasowanej akcji ekologów inwestycja stanęła”.

Starając się zachować pozory obiektywności (wszak różnica między czytelnikami Przekroju, a np. Faktu, mimo wszystko istnieje), autor przytacza wypowiedzi przeciwników EJ (m.in. b. członków IAN). Czyni to jednak w sposób wyjątkowo wybiórczy, tak, by przypadkiem nie zaszkodziły wizerunkowi bezpiecznej, taniej i ekologicznej energii z atomu. Przeczytamy więc o konieczności zmniejszenia energochłonności gospodarki i inwestowania w odnawialne źródła energii, z którymi to argumentami zgodził się goszczący w audycji W dobrym tonie przedstawiciel rządu, dodając, że to absolutny priorytet, ale i tak budowa EJ jest koniecznością. Przeczytamy też wspomnienia o budowie Żarnowca, jak to kwitły tam kradzieże, pijaństwo itd.

Nie przeczytamy natomiast NICZEGO na temat ZAGROŻEŃ, związanych z energetyką jądrową. I nie chodzi tu wcale o straszenie powtórką Czernobyla (nawet autor dostrzegł, że argumenty przeciwników EJ nieco się zmieniły). Nie dowiemy się np., iż nawet podczas normalnej pracy EJ emituje spore ilości radioaktywnych gazów i zjonizowanego powietrza. Ani że nawet małe dawki promieniowania, przy długotrwałej ekspozycji zwiększają ryzyko wystąpienia nowotworów. Nie wspomina też autor o wzroście zachorowań na białaczki wokół EJ (także tych zachodnich). Nie dowiemy się niczego o radioaktywnych wyciekach, skażeniach wód gruntowych i gleby w okolicach składowisk odpadów, np. we Francji. Ani o płynnych ściekach, spuszczanych w ogromnych ilościach do mórz, czy beczkach z odpadami, topionych u wybrzeży krajów trzecich, np. Somalii. Nie dowiemy się także o wydobyciu i przetwarzaniu uranu i skutkach tego dla środowiska, ani o śmierci i chorobach dziesiątek tysięcy górników.

Zamiast tego możemy poczytać o tym, jak wiele reaktorów działa na tzw. Zachodzie. Niestety autor nie wspomina już, że większość z nich to spadek po Zimnej Wojnie. Nie wie też (???), iż z racji swojego wieku będą musiały być one wkrótce wyłączone (chyba, że lobby atomowe wymusi na rządach zmniejszenie marginesów bezpieczeństwa i przedłuży dopuszczalny czas eksploatacji). Np. w USA, gdzie „każdego roku powstaje 100 tysięcy gigawatów” nie wybudowano ŻADNEJ nowej EJ od czasów katastrofy na Three Mile Island, tzn. od roku 1979.

Autor przytacza też sondaże, wskazujące na rosnącą w naszym kraju akceptację dla EJ, wnioskując, że zdobycie poparcia lokalnej ludności przez przeciwników atomu nie będzie już takie proste jak 20 lat temu. Cóż… Biorąc pod uwagę, iż przeciwnicy energii nuklearnej nie są w Polsce w ogóle dopuszczani do głosu, a wbijanie do głów poparcia dla atomu zaczyna się już w gimnazjach (specjalne lekcje, promujące EJ) to i tak obywatele jednak się jeszcze całkiem ogłupić nie dali. I to mimo usilnych starań Gazety Wyborczej, czy służalczych pisarczyków, pokroju pana Ryciaka.

Argumenty, jakoby uranu miało starczyć na 700 lat, podczas gdy kopalne paliwa wyczerpią się już wkrótce są tak absurdalne, że nawet szkoda je komentować. Podobnie jak przytaczanych biadoleń członków FORMATOM-u, którzy nagle zaczęli troszczyć się o klimat i emisję CO2. Zresztą w audycji radiowej argument, iż budowa EJ powstrzyma zmiany klimatyczne, powtarzany był wielokrotnie, zgodnym chórem zarówno przez prowadzącego, jak i zaproszonych gości. Szkoda, że autor nie zauważył, iż Polska mimo, że „energetykę opiera w 92% na spalaniu węgla, co daje niechlubne drugie miejsce w Unii Europejskiej” emituje MNIEJ CO2 niż Francja, gdzie blisko 80% elektryczności pochodzi z rozszczepienia. Również Stany Zjednoczone będące „największym producentem elektryczności z siłowni jądrowych” – są w skali globu największym emiterem CO2 (ok. 25% światowych emisji).

Na koniec dowiadujemy się o istnieniu Stowarzyszenia Ekologów na rzecz Energii Nuklearnej. Tyle tylko, że to nie żadni ekolodzy, a podszywający się pod nich proatomowi lobbyści, urzędujący w rozmaitych agendach, żywo zainteresowanych rozwojem polskiego programu nuklearnego. Większość z nich popierało energetykę jądrową również w minionej epoce, a do dziś utrzymują oni, jakoby w Czernobylu nic się nie stało, zginęło tam 30 osób – mniej niż w zawalonej hali w Katowicach.

Ogólnie cały artykuł przepełniony jest czarnymi proroctwami, typu: co się stanie, jeśli w Polsce nie powstanie elektrownia atomowa. Straszenie kolosalnymi karami za emisje CO2 (których i tak budowa atomówki NIE zmniejszy), wizje braku dostaw prądu, kolosalnych podwyżek cen, zmniejszenia zarobków itd. Straszenie złymi ekologami, co to szykują się na wojnę, zablokują inwestycje przeciągając je latami, pogrążając nas w cywilizacyjnej zapaści – przypomina propagandę, uprawianą w czasach sowieckich. Pocieszę pana Ryciaka, że władza już szykuje specustawę, która uniemożliwi ekooszołomom torpedowanie planów chcących uszczęśliwić nas wszystkich – polityków. Tylko po co temu krajowi jakakolwiek konstytucja, skoro każda odpowiednio intratna inwestycja może prowadzić do jej zawieszenia? Dla dobra ogółu oczywiście…

Audycja radiowa, będąca uzupełnieniem artykułu również do bezstronnych nie należała. Zarówno redaktor prowadzący jak i zaproszeni goście: przedstawiciel Departamentu Energii Jądrowej – Zbigniew Kamieński i wspomniany już Igor Ryciak z Przekroju, zgodnym chórem powtarzali mantrę o konieczności budowy w Polsce EJ. Plany uruchomienia EJ w 2020 r., które nawet z punktu widzenia promującej przemysł nuklearny, Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej są nierealne, redaktor prowadzący określał mianem „ambitnych” (a nie np. utopijnych). Stale przypominano o limitach CO2, narzuconych przez UE, powtarzając przy tym tezę o nieemisyjności EJ, co nie jest prawdą, jeśli przestanie się traktować EJ jako zamknięty układ, a uwzględni się np. działanie kopalni, obróbkę rudy, transport międzykontynentalny, mobilizacje tysięcy policjantów do jego ochrony itd. Wszyscy kilkakrotnie powtarzali też kłamstwo, iż ekolodzy nie będą dyskutować, bo „są przeciw i już”.

Zaproszonym do drugiej części programu przedstawicielom ruchu ekologicznego nie dane było wyartykułować krytycznych głosów, gdyż redaktor prowadzący umiejętnie kierował dyskusję na inne kwestie. Nie usłyszeliśmy zatem pytań o zagrożenia, związane z EJ. Mieliśmy za to przeciągające się dygresje na temat zabijania ptaków przez wiatraki, czy możliwości otrzymania dopłat unijnych na oczka wodne. Prowadzący nie szczędził też gościom złośliwych uszczypliwości w stylu „widziałem jak się pan uśmiechał, mówiąc, że do roku 2020 nie uda się wybudować EJ”. Audycja na pewno nie była „w dobrym tonie”, podobnie jak cały artykuł. Poziom służalczości polskich dziennikarzy wobec Polskiej Zjednoczonej Partii Władzy i stojących za nią grup interesu, jest porażający. Pokazuje to, że mimo, iż system się zmienił, nie zmieniło się zbyt wiele. Władza jak zwykle chce dobrze i wie lepiej, tylko społeczeństwo trzeba „doinformować”, a nieodpowiedzialnych oszołomów najlepiej izolować, by czasem nie popsuli ogólnego wizerunku państwa dobrobytu. Zaś intelektualne prostytutki są na każde zawołanie tych, w których kieszeni siedzą. Pozostaje życzyć im dalszych sukcesów w uprawianiu wszetecznego rzemiosła.

 Konrad Szymański

Pierwodruk: Inny Świat nr 29 (2/2009)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*