Osobista kronika stanu wojennego AD 1981

jaruzelNie słyszysz bracie ludzkiej mowy

Kiedy w dziejowym brniesz rynsztoku

I bity pałką kłamstwa w twarz

Umykasz z bielmem trwogi w oku.


AntoniK, 1982 r.

Stan wojenny był obroną monopolu politycznego PZPR-u i pragmatycznego interesu sprawujących władzę aparatczyków, którzy – aby mieć dobre notowania na Kremlu – sami posprzątali „antysocjalistyczny bałagan”, będący przecież dowodem na brak ich „czujności ideologicznej”. Generałowie Jaruzelski i Kiszczak zrobili swoje, jak sprawni, zimni bandyci, ale czegóż można wymagać od agentów NKWD? Polska rewolucja nie była rewolucją elit partyjnych, jak miało to miejsce w Czechosłowacji w 1968 roku, lecz udaną próbą zorganizowania się społeczeństwa poza kontrolą totalitarnego państwa. Na pełną emancypację było jednak za wcześnie, gdyż obowiązywała jeszcze „doktryna Breżniewa”, czyli „ingerencja w wewnętrzne sprawy członków bloku sowieckiego”. Zaś rozpad ZSRR nie śnił się wtedy filozofom, chłopom, górnikom i nawiedzonym! Jednak rozprawa z „Solidarnością”, to była „matura” dla późniejszych „reformatorów PZPR”, architektów „Okrągłego Stołu”, twórców UBEKISTANU, zwanego III RP, zakulisowego zaplecza „państwa istniejącego teoretycznie” z dwóch powodów: nie oddali władzy, bo dali sobie radę bez „bratniej pomocy”, przez 9 lat zdążyli zniszczyć polski solidaryzm społeczny i zbudować, po zniszczeniu prawdziwej, „neoSolidarność”, tak…

Choć kulisy stanu wojennego z grudnia 1981 dla myślącego człowieka wydają się oczywiste, to fakt, że 58 proc. rodaków uważa współcześnie (po 1989 roku sondaż zawsze przekracza 50 proc.) decyzję Wojciecha Jaruzelskiego za słuszną, jest dowodem na to, że w dorzeczu Wisły wierzy się dalej w bełkot propagandowy i jest się ślepym na oczywiste fakty. Mamy przeto widomy owoc zatrucia świadomości rodaków „terapią” socjotechniczną czasów PRL. Fizyczny demontaż PRL i jego absurdalnych konsekwencji we wszelkich materialnych sferach życia, nie jest jednak wystarczającą gwarancją na „obalenie komuny” w ludzkich umysłach. Spustoszenia duchowe i pozbawienie ludzi zdolności samodzielnego i krytycznego myślenia, są długofalową patologią, wywołaną totalitarnym bezprawiem i toksyną propagandy komunistycznej.

Wracając zaś do samego wydarzenia stwierdzić trzeba, że stan wojenny był wydarzeniem tragicznym. Stał się udaną reanimacją trupa państwowego PRL na okres jałowych i bezsensownych dziesięciu lat agonii. Był także pogrzebaniem ogromnego kapitału nadziei i entuzjazmu, wyzwolonych w umysłach Polaków. Stał się więc zbrodnią przeciw moralnym i intelektualnym aspiracjom ludzi, którym udało się wyjść na „przepustkę” z totalitarnego więzienia. Ale był też kubłem zimnej wody na głowy rozgrzane naiwnym idealizmem i polityczną krótkowzrocznością. Z całą pewnością zaś nie był koszmarem na miarę podstępnej, pełzającej grozy czasów stalinowskich, czy krwawych dramatów Grudnia ‘70, którego prawdziwej liczby ofiar do dziś nie znamy. Represyjność, to nie to samo, co zbrodniczość, choć nie był, jak chcę tracący swe przywileje SBcy, pełen „kultury na ulicach”, bowiem dla zastraszenia i samodzielnej „sanacji społecznej”, bez pomocy Sowietów, zabito w różnych okolicznościach co najmniej 115 Polaków. Był zatem ostatnim, groteskowym i fanfarońskim, onucowo-koksownikowo-czołgowym podrygiem komunistycznego Molocha na ziemi polskiej. Dziś – tematem do jałowych i żałosnych dociekań prawdy, niewygodnej dla wielu durniów, oczywistej dla myślących…

Stanowił zatem „krwawą operą mydlaną”, w której obok ludzkiego cierpienia i uwięzienia, śmierci górników i opozycjonistów, wielu aktów społecznego heroizmu, prawości i godności, odbywał się spektakl żałosnego błazeństwa od telewizyjnych spikerów w mundurach, komisarzy wojskowych w fabrykach, publiczne peany pochwalne miernot artystycznych tej miary, co pisarze – Żukrowski i Przymanowski, czy aktorzy – Kłosiński i Siemion, po inspekcje robotniczo-chłopskie, ścigające krwiożerczych spekulantów po bazarach. Chyląc głowę przed ofiarami tej krwawej farsy, spoglądać należy z politowaniem i pogardą na politycznych reżyserów i propagandowych aktorów, co w swych paranoicznych projekcjach bronili zagrożonej „niepodległości ojczyzny” i towarzyszy przed wcieleniem w życie „list proskrypcyjnych”, sporządzonych przez „siepaczy” z „Solidarności”, rzekomo odkrytych w MKZ-tach tajnych instrukcjach „ludobójczych”, witaj paranojo!

Przedstawiono nam także hiobową wizję dzieci, nie przeżywających zimy z powody zniszczenia gospodarki przez strajkowych dywersantów, by wkrótce potem ogłosić ustami plugawego, znienawidzonego rzecznika rządu PRL – Jerzego Urbana – teorię o „samożywności rządu”, a także radosnej wieści o uruchomieniu na fali „żołnierskiego czuwania” produkcji “”chrupiących bułeczek”, co ogłosił min. Krasiński. Był tedy stan wojenny paranoicznym sabatem ludzi nikczemnych, a także ich wasali – durniów i pachołków służebnych, lekceważących opinię publiczną i prawo. Ci sami ludzie mówią teraz o wyższej konieczności. Chyba własnego leczenia psychiatrycznego…

Warto jednak mówić poważnie o odpowiedzialności prawnej tych towarzyszy, których decyzje polityczne były przestępstwami nie tylko przeciw polskiej racji stanu, ale też kodeksowi karnemu, prawu obowiązującemu w nie-suwerennej PRL. Zaś uznanie PZPR, SB i WSW za organizacje przestępcze na szczeblu aparatu centralnego, odsunięcie od władzy i pozbawienie przywilejów, uważam za oczywistość, tak z historycznego, jak i prawnego punktu widzenia. Natomiast tworzenie psychozy totalnego odwetu – nawet na szeregowych członkach partii i milicyjnych „stójkowych” – uznać należy za patologiczny idiotyzm, zaciemniający realne granice odpowiedzialności i tworzący znakomity pretekst dla wszelkich demagogicznych tropicieli „polowań na czarownice” i obrońców „humanistycznych wartości”, którzy głosy fanatycznych matołków traktują jako dowód na polską nietolerancję i ksenofobię, że wspomnę o niejakim Miszniku, wielkim apologecie moralności bandytów w mundurach: Jaruzela i Kiszsraka, donosicielach na Polskę do obcych mocodawców. I choć prawo powinno być jedno dla wszystkich, to układający się przy „Okrągłym Stole” komunistyczni prominenci tam właśnie wynegocjowali, z „poprawnymi politycznie” (czyli „swoimi”) opozycjonistami, wielce dla nich korzystną gwarancję ominięcia owej reguły i gwarancji nietykalności. I choć to już historia, to powinna być ona „nauczycielką życia”, tak!

zdjecie0257

Zatem jedna pewność: ojcowie naszej III RP, to nie naiwne, poprawne politycznie „solidaruchy”, bo oni, to marionetki, ale właśnie „siepacze stanu wojennego”, o losie! Niestety, owocuje to poczuciem społecznej niesprawiedliwości i upadkiem wiary w podstawowe wartości i normy życia w dorzeczu Wisły. Nieuporządkowana przeszłość i znieprawiona teraźniejszość nie przyniosą szybkich owoców w postaci renesansu zdrowego państwa oraz kulturalnej i duchowej odbudowy społeczeństwa, odnowy myślenia i czynu obywatelskiego. A to wielka, niepowetowana strata dziejowej szansy Polaków, więc idea dezubekizacji, odbioru ich przywilejów ekonomicznych, większym, mniejszym bandytom i złośliwym, szkodliwym mendom, to początek powrotu normalności do Polski… (cdn.)

AntoniK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*