Osobista kronika stanu wojennego AD 1981 (3)

Jako wydarzenie na kształt teatru absurdu warto przedstawić epizod z ulicznej zadymy we Wrzeszczu w dniu 10. października 1982 roku. Pewien młodzieniec zatrzymał wtedy wojskowy gazik i w pełnej powagi groteskowej ceremonii wylegitymował oficera LWP, który w strachu o własną skórę, otoczony przez wściekły tłum, z dzielnego wojaka przerodził się w żałosnego „ciaptaka”. Wypytany „przepisowo” o imię matki i ojca oraz o przynależność partyjną, służbę w husarii i ciągoty do masturbacji, został jako człowiek wykazujący „pokorę i skruchę” puszczony wolno. Duży tłum zgromadzonych gapiów obserwował wydarzenie i bawił się setnie z „przesłuchania bez przemocy”. Był to zatem, zaistniały w niezwykłych okolicznościach, uliczny performance, bezkrwawy i komiczny.

Także w formie performance wyszydzałem telewizyjne przemówienia Jaruzelskiego i Dzienniki TVP, kiedy to wystawiałem telewizor na balkon ekranem do ulicy, wyciszałem zupełnie i wspólnie z przyjaciółmi przy akompaniamencie akordeonu śpiewaliśmy donośnie Hymn internowanych, zaczynający się od słów: „Niech się junta wystrzela, trafi szlag Jaruzela, orła WRONa nie może pokonać” i inne songi antykomusze. Ta forma publicznego szyderstwa z „głównego architekta” naszej narodowej biedy zawsze wzbudzała entuzjazm sąsiadów, a nigdy, o dziwo, nie spotkała się z zainteresowaniem ze strony milicji. A i z tą miałem humorystyczny epizod…

Pewnego razu podczas hucznej libacji w mym domu, bo to przyjemność i higiena mentalna była i sposobność do rozdawnictwa takoż wymiany “bibuły”, dostrzegliśmy z balkonu patrol ROMO (takie ZOMO z poboru, a nie własnej woli) i zaprosiliśmy do kompani trunkowej. Milicjanci dużo nam opowiadali o swych perypetiach z regulaminem i dowódcami, ale generalnie byli po naszej stronie. Chętnie rozebrali się z mundurów i pozwalali się nam przebierać i robić pamiątkowe zdjęcia. Jednak kiedy bardziej podochocony trunkiem biesiadnik zaczął ich dla żartu „pałować”, uciekli na balkon i wołali o pomoc. Wytłumaczyłem im, że pomimo swych gestów nie wzbudzają dobrych emocji wśród „ludu”. Uspokoiłem nadgorliwca, a pouczeni o zbawiennej mocy trunku ROMO-wcy udali się na „metę” po dalszy zapas materiałów biesiadnych. Niestety, pomni na złe doświadczenia, już nie wrócili do naszego „ośrodka dywersji ideologicznej”…

1984 r. – autor podczas druku podziemnej broszury

Nie bez podstaw więc powstało popularne powiedzenie, że „Polska jest najweselszym barakiem w sowieckim obozie”. Lecz do osobistej satysfakcji obecności na scenie „krwawej opery mydlanej” czegoś mi zabrakło. Nie udało mi się mianowicie wydać w podziemiu swego tomiku poetyckiego Krwawa piaskownica, bo materiały na tomik, ze wstępem Zbigniewa Żakiewicza, wielkiego, kresowego pisarza, zawieruszyły się podczas konspiracyjnych cyrkulacji, a mnie nie było w PRL od lata 1987 do stycznia 1990 roku, nie mogłem więc dostarczyć repliki. Czy wiersze są jeszcze aktualne, albo ponadczasowe i warto je wydać, czas pokaże, a Państwo osądźcie…

 

 

                                                                      Martwe odrodzenie

 

Straszna wojna już skończona

W Polsce zmiana okupacji

Znów Europa z nas zakpiła

Stalin pierdząc przy kolacji

Na jałtańskiej giełdzie wpływów

Kupił Polskę jak kosz grzybów

 

Wolność kolor ma czerwony

Czarne sterczą ruin ściany

Orzeł z łysą pałą wrony

Samogonem w sztok pijany

Tańczy smętnie kazaczoka

Stalin go nie spuszcza z oka

 

Gdzieś po lasach partyzanci

Choć wróg inny, to śmiertelny

Już czerwoni okupanci

W Polsce stroją ład piekielny

W miastach wiece i pochody

W celach kule w tyle głowy

 

Okulicki na Łubiance

Naród wznosi Nową Hutę

Bierut ściska dłoń dojarce

Ubek kopie w głowę butem

Już traktory orzą ziemię

Wzrasta martwe odrodzenie…

 

Gdańsk, 4  10  1978 roku,   Antoni Kozłowski

 

 

                                                                        PAPIEROWE ŻYCIE

 

                                                                                  Do życia cię powołał papier

Życia któregoś nie wybierał

Przez papierowy kroczysz tunel

Idziesz po moście zarządzania

Zmyliwszy drogę trafisz na przemiał

 

Nad twoim życiem czuwa papier

Zgaduje myśli, kształtuje czyny

W jego władaniu Gorzka Ziemia

W demagogiczny wpisana nawias

Oblicze swoje w popiół zmienia

 

W pałacu fałszu żyje papier

Sługusów orszak mu się kłania

Karmiony hojnie z jego ręki

Pomniki kultu rzeźnikom stawia

I depcze życie butem bezprawia

 

O wiecznym trwaniu majaczy papier

W mumii ożywia swe puste imię

Krwią pisze dzieje martwej litery

Choć pasa ciała żelazną rózgą

W pożarze serc zwęglony zginie.

 

Wiedeń,  4 03 1981 roku,                Antoni Kozłowski

Czołgi przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej

 

     Ziemia piramid

 

                                                                                  Po tej ziemi

Chodzą cztery pory roku

I wieją mroczne wiatry historii

Na tej ziemi

Biją odwieczne źródła

Płonnej nadziei

I stoją cztery ramiona

Katechizmowej męki

Nad tą ziemią

Unosi się słowo przekleństwa

Osiadając szarością

W ludzkich źrenicach

Napełniając jelita

Ciemną żądzą

Odbierając jasność widzenia

Niezliczonym budowniczym

Piramid absurdu

Kryjąc bezbarwne lica

Topornych Echnatonów

Plugawym cynobrem

Przesypując w klepsydrach

Czas jałowy

Co się wypełni

Na klepisku

Zachłannego prostactwa

I wrzaskliwej chełpliwości

Aby zmienić dekorację

W ogrodzie antropologicznym.

 

Gdańsk, 24 06 1987 roku,  Antoni Kozłowski

 

 

                                                                       TWÓJ LUDZKI STATUS

 

Na świat przyszedłeś pod kopułą

Gdzie kłamstwa kuje się miarowo

I w hermetycznej pustce słów

Twarze z gazety nakleją głowom

 

Na ziemi rozum zapaliłeś

W posępnym mroku doktrynalnym

Zdumiony w obraz się wpatrzyłeś

Co jest absurdem namacalnym

 

W ojczyźnie gorycz przełykałeś

I niemoc duszę ci zżerała

Kiedy łotrostwa rósł monument

A czołgi rozjeżdżały ciała

 

I gniewem wzrosłeś i pogardą

A w sercu ziarno prawych czynów

Więc z wyżyn twej godności patrz

Na spektakl nędznych skurwysynów.

 

Gdańsk, 3 09  1981 roku,               Antoni Kozłowski

 

 

                                         POCZEKALNIA

 

Poczekalnia to miejsce bez życia

Życie wisi na wieszakach blisko śmierci

Poczekalnia to niebo bez pogody

Pogoda musi doczekać do prognozy

Poczekalnia to ciało bez kończyn

Kończyny odeszły na manowce i utknęły

W poczekalni nieobecni czekają na obecność

Obecność ma swe królestwo za drzwiami

Obecność zdaje się strojna i warta oczekiwania

Poczekalnia to miejsce wielce demokratyczne

W poczekalni panuje jednomyślnie nieobecność

I chociaż wiele tam twarzy to jedna pustka

W poczekalni utrzymuje się stale nieopisany tłok

Tłok spowodowany jest pragnieniem obecności

Obecność ogłosiła swe istnienie w gazetach

Jej nadejście przewidzieli uczeni w piśmie

Poczekalnia tętni mnogością zabiegań o premię obecności

Obecność przyzywa wyróżnionych oczekujących pojedynczo

Następnie wypycha adeptów bogatą i ważką treścią

Pomazańcy podpisują upragnioną listę obecności

Podpis zwalnia z obowiązku dalszego oczekiwania

Obecni żyją barwnie w masarniach i Maluchach

Rozkwitają na plakatach i zebraniach

Poczekalnia to miejsce bez życia…

 

Gdańsk, 4  12  1981 roku,             Antoni Kozłowski

 

—————————————————————————————————————

 

Jak pałowało ZOMO opisuje z autopsji AK

http://www.pomniksmolensk.pl/news.php?readmore=4513#.WFXms31FOUk

nieistotne dla opowieści pierwsze 2.35 sek.

 

 Fot. 1: Gdańsk, 3. maja 1982 r. Zamieszki na ulicach miasta podczas stanu wojennego – gaz na ulicach… 

—————————————————————————————

Tekst powyższy jest częścią większego opracowania.

 

AntoniK

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*