Opowieść o porządkach

W moim pokoju brakuje spokoju. Chaos, dużo szczegółów w kolejce do półek, których wciąż mało. Sprawy prywatne i urzędowe nie dogadują się ze sobą. Do tego książki patrzą z wyrzutem, bo ktoś je pisał właśnie dla mnie, tej statystycznej czytelniczki. Ich myśli upycham w najniższych szufladach, na samym dnie podświadomości. Wciąż mało miejsca a dużo kurzu.

Kurz uczestniczy w tym procederze. Maskuje sprawy uniwersalne przed czujnym wzrokiem doczesności. Nawet odkurzacz dostał po rurze, kosmicznym pyłem w sam otwór ssący (jakby powiedział poeta).

Kurz – sprzymierzeniec ucieczki przed prawdą, jasnością myśli, zamarłych, w dalekich książkowych stronach. Udaje, że jej nie było, że komuś coś się przyśniło, jawnie pokryje-ukryje,  a  nawet zignoruje.

Choć jednej z nich nie pokona. To myśl o kurzu, o prochu.

Ta – każe okna otwierać i patrzeć w niebo, gdzie mieszkań wiele. Nie zakurzonych, stale wietrzonych, z widokiem na inne planety.

Tam nie ma kredytów, bezdomnych cieni, brak komorników w piątek 13. i koty nie boją się przebiegać drogi.

 

Tęsknię za domem. Małym pokojem z wieloma półkami dla wszystkich myśli, jednym prostym stołem i oknem, otwartym na wieczną wiosnę.

Dziś mogę mieć tylko pokój serca i tlen, który wietrzy korytarze tętnic, więc stukam do niego, by je obudzić w czasie porządków.

 

Lidia Gajek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*