O wyboistej drodze do środowiskowego wspominkarstwa

Materiały wspomnieniowe i pamiętniki elblążan, które zostały opublikowane w ostatnich dziesięcioleciach, nie zdobyły sobie dotąd takiego środowiskowego badacza historii, literatury czy regionu, który by zechciał poświęcić studium tej dziedzinie twórczości. Iście prowincjonalną rezerwę stwierdzam i u autorytatywnych naukowców historyków – często odmawiających tekstom pamiętnikarskim rangi źródłowej – i u zoportunizowanych autorów, przyglądających się niedawnej jeszcze przeszłości, a nie chcących komukolwiek się narazić. Np. casus takie miał miejsce w przypadku „dzieła” M. Dubielli-Polakowskiej Życie społeczne Elbląga w l. 1945 – 2000, Elbląg 2001) opracowanego na podstawie tekstów publicznych, legalnych i formalnie poprawnych, gdy powszechnie wiadomo, iż wszelkie słowo – jak utrzymują   historycy – opublikowane w czasach PRL-u – z wyjątkiem nekrologów – było kłamliwe.

Już w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych, tzn. już wtedy, gdy powstał w Elblągu klub literacki Jaszczur i gdy zaistniała potrzeba urządzenia wydawnictwa oraz drukarni, rozumieliśmy, iż kroi się mam w Elblągu środowisko literackie. Jako belfer-polonista byłem niekiedy oblegany przez ambitną literacko młodzież i przez uprawiających pisanie starszych, szukających porady. W tym też kierunku została przeze mnie nachylona działalność Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego, któremu wówczas znowu „prezesowałem”. Po kilku latach, choć grupa Jaszczura się rozpadła (ok. 1966 – 67) pozostali miłośnicy pióra wzięli kurs na ETK, poszukując pomocy. Sam znajdowałem się już w impasie, ponieważ po r. 1970, tj. gdy zmieniła się wierchuszka władzy w mieście i odeszli przyjaciele z ETK – Sak i Demichowicz – poczułem odczuwać afronty ze strony zajmujących ich stołki i spanoszonych nuworyszów (Smagała, Wąs i in.). Narosły zgrzyty. Robiłem jednak swoje. Wraz z działaczem, właśnie zatrudnionym w ETK, działaczem i pisarzem (był członkiem ZLP) Janem Jerzym Kolendą, utworzyliśmy sekcje literackie ETK. Wzięliśmy też na siebie obowiązki w zakresie urządzania piszącym „wieczorów literackich”, drukowania ich tekstów, komunikowania ich z redakcjami czasopism literackich oraz kontaktowania z poza-elbląskimi środowiskami literackimi.

Rezultatem konkursu, zorganizowanego przez J. J. Kolendę było 9 tekstów środowiskowych pionierów (np. Romana Sulimy-Gillowa, Janiny Rajskiej, Ignacego Zawadzkiego, Tomasza Wojtasika i innych. Rzecz tę, korzystając z małej poligrafii i ze środków MRN wydaliśmy za zgodą Kolendy nakładem ETK i to dopiero w r. 1980 pt. Zielone wspominając lata. Dodam, że właśnie wówczas w podobnie tani sposób publikowaliśmy inne wydawnictwa ETK, złożone z tekstów pokonkursowych Ja i świat – 1980, Rekonesans – 1979, Szuflada’ 81, Szuflada ’82 itp. W tym też miejscu i czasie  zrozumiałem potrzebę zainicjowania trwale funkcjonującego w działalności ETK programu gromadzenia środowiskowych tekstów pamiętnikarskich oraz spowodowania równie trwałego wydawnictwa zeszytowego dla ich publikowania. Więcej, zrozumiałem, że właśnie twórczość pamiętnikarska może się stać ważnym czynnikiem napędzającym w Elblągu ruch literacki. Właśnie poziom literacki tekstów, np. Rajskiej, Kolendy czy Gillowa uzasadniał nasze ambicje. Dodam, iż prowadzeni tymi ambicjami wtedy właśnie składaliśmy do druku w Pojezierzu znakomite teksty wspomnieniowe autorów elbląskich – Rajmunda Scholza Wojny lasy i ludzie (wyd. 1984) oraz Stanisławy i Andrzeja Doleckich Wspomnienia żuławskie (1989).

W każdym razie powodowany tymi intencjami postanowiłem pójść za ciosem Kolendy i w r. 1973 ogłosiłem kolejny konkurs na pamiętniki elblążan, zapowiadając  szybką edycję najlepszych tekstów i kontynuację przedsięwzięcia już bez znamion konkursowych. Na konkurs odpowiedziało kilkunastu autorów. Obok tekstów o materii gęstej od faktów, niekiedy nie liczących się ze sztampą oficjalnych ujęć, znalazły się też wśród plonów konkursu pamiętniki nie pozbawione wartości literackich. Do najcenniejszych pod względem materiałowym i literackim należały teksty Romana Sulimy-Gillowa, Tomasza Wojtasika, Antoniego Strzałkowskiego, Janiny Rajskiej, Tadeusza Minickiego, J. J. Kolendy i Józefa Murzynowskiego oraz S. i A. Doleckich. Byli to pionierzy, więc reprezentanci pokolenia organizatorów elbląskiego życia z okresu, bezpośrednio powojennego, przedstawiciele grup operacyjnych, organizatorzy ruchu spółdzielczego, specjaliści od melioracji czy zawodu ceramicznego po organizatorów życia kulturalnego.

Mimo oczywistych korzyści inicjatywa ETK w r. 1973 została uśmiercona w zarodku. Podczas gdy już przystosowywałem do druku materiały, sekretariat KMiP, w osobie B. Smagały, zwrócił się do mnie z żądaniem złożenia w sekretariacie Komitetu prac, które wpłynęły na konkurs, ponieważ – jak wyjaśniano – władze polityczne miasta chcą włączyć się w tę doniosłą imprezę i akcesem tym przydać jej wagi. Zrobiłem to, acz bez entuzjazmu, ponieważ znana była już praktyka zawłaszczania przez sekretarzy partyjnych  cudzych inicjatyw. Instynkt  dobrze mnie ostrzegał. Decydenci (mówię wciąż o kontrolujących działalność ETK ludziach tzw. aparatu i administracji miejskiej) wpadli na pomysł, by inicjatywie „pamiętnikotwórczej” ETK nadać rangę przedsięwzięcia o wybitnym ciężarze politycznym, tj. wpisać ją do rejestru własnych, politycznych haseł, znaczy się – obłaskawić i zinstrumentalizować. Najpierw więc zostało mnie, jako prezesowi ETK, odebrane prawo zorganizowania uroczystego spotkania z autorami, przy czym nie dostąpiłem nawet zaszczytu zaproszenia na imprezę, zorganizowaną przez Smagałę w Miejskiej Radzie Narodowej, gdzie podówczas był jej przewodniczącym. Dowiedziałem się też, iż sekretarz zabronił mi oddawania do druku zdobytych tekstów i zajmowania się pamiętnikarstwem elbląskim: „Nie będzie nam tu Tomczyk (należałem przecież do tych, którzy odeszli z partii w r. 1957) realizował w mieście swojej polityki kulturalnej.”

W każdym razie pełne zawłaszczenie tekstów pamiętnikarskich przez czynniki politycznie słuszne, spowodowało wyłączenie zeń inicjatorów, w następstwie zagarnięcie tekstów, które na 15 lat utonęły w „uświęcających” szufladach biurka któregoś z sekretarzy. Sprawę samego konkursu załatwiono ściskaniem rąk autorów w klimacie rocznicy 22. lipca i oczywiście już beze mnie. Dlatego też o opublikowaniu tekstów „z marszu”, jak i o kontynuowaniu przedsięwzięcia pod egidą ETK, nie mogło być już mowy. (Cdn.)

Ryszard Tomczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*