O tożsamości elblążan (4)

Datą znaczącą dla kształtowania się świadomości elblążanina, iż najrozsądniej jest liczyć na własną przedsiębiorczość i że viribus unitis można nieraz znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać, był rok 1954 i cały ruch na rzecz obchodów 500-lecia przejścia Elbląga pod sztandary Rzeczypospolitej. Była to prawdziwa insurekcja silnego już miejscowego aktywu kulturalnego, rekrutującego się jeszcze ze zorientowanych humanistycznie działaczy średniego i dojrzalszego pokolenia. Współpraca aktywu (historycy, muzealnicy, dziennikarze itp.), wsparta zaangażowaniem władz, zaowocowała wyraźnym postępem w rozwoju Biblioteki Miejskiej; powołaniem stałej filialnej sceny Teatru im. S. Jaracza w Olsztynie, utworzeniem Elbląskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, który z miejsca zabrał się do redagowania lokalnego pisma naukowego pt. Rocznik Historyczny, dalej – znacznym postępem w rozwoju środowiskowego ruchu muzycznego, który wówczas mimo barier administracyjnych doprowadził do utworzenia orkiestry symfonicznej. Oczywiście miało na to wpływ pomyślne brzmienie uchwały KERMu. Aliści jest faktem, iż te i inne jeszcze przedsięwzięcia i dokonania – do założenia klubu pn. Czerwona oberża, a następnie utworzenia Galerii El (1961) – były możliwe dzięki ujawnieniu się w Elblągu nietuzinkowych twórców i działaczy, funkcjonujących z rozmachem i „chcących chcieć” oraz kontaktom z innymi ośrodkami twórczymi. O większości z nich pisałem m. in. w wydanej w r. 2008 r. książce wspominkarskiej pt. Nie samym chlebem.

Owa zdolność do mobilizacji i czynu (nie mówię tu o etapowych, propagandowych inscenizacjach tzw. czynu społecznego, organizowanych niegdyś przez środowiskowych czynowników PZPR) zdaje się stanowić trwalszy element tożsamości obywatelskiej ludzi Elbląga, nigdy nie rozpieszczanych przez lokalny aparat władzy i zawsze dźwigających w pamięci ciężar wspomnień także swych przodków, ludzi na ogół legitymujących się uboższym pochodzeniem i wielokrotnie ciężko doświadczonych przez wojnę, a następnie przez prawa i nieprawości PRL. Ze względu na wiele inicjatyw i przedsięwzięć – i to takich, które lęgły się zaledwie z poparciem środowiskowej władzy (niekiedy po prostu z wymuszoną tolerancją) kuszono się tu wielokrotnie o realizację takich pomysłów i zadań, jakich nie zdecydowały się podjąć instytucje kraju znacznie bliżej stojące u kiesy państwowej. Mam na myśli – że posłużę się tylko przykładami – działalność Galerii El i jako Laboratorium i jako Centrum Sztuki oraz odbudowę Starego Miasta według „retrowersyjnej” koncepcji M. Lubockiej-Hoffmann i niejednokrotnie ogromnie pobudzającą, inspirującą wobec środowisk twórczych rolę stowarzyszeń oraz klubów kultury, zastępujących wręcz władze administracyjne.

Podobnych środowiskowych konsolidacji działaczy i grup obywatelskich – zawsze z poparciem i zaangażowaniem środowiskowych władz było znacznie więcej Do ważniejszych należą podniesione w r. 1987 przez Elbląskie Towarzystwo Kulturalne obchody jubileuszu 750-lecia powstania Elbląga z mobilizacją wszystkich środowisk miasta i podjęciem szeregu znaczących długofalowych inicjatyw kulturalnych (m.in. serie wydawniczo-historyczne, realizacja wielotomowej, wzmiankowanej już Historii Elbląga i inne) czy podniesienie koncepcji, jakby wieńczącej ów ruch, wzniecony jubileuszem przekopania Mierzei Wiślanej i bezpośredniego połączenia Elbląga z morzem.

Postawa opozycyjna wobec nadrzędnych wojewódzkich władz gdańskich stanowiła – jak już powiedziałem – długotrwały rys świadomości i podświadomości elblążan, przy czym  przez lata utwierdzały go władze lokalne, zainteresowane w takim właśnie wskazywaniu źródeł elbląskich słabości, niemożności i zaniedbań. W latach sześćdziesiątych „rozdudnił się” wręcz Elbląg kompleksami, które skłoniły tutejszych, ambitniejszych reprezentantów (zwłaszcza ludzi kultury) do szukania na gwałt rozgłosu i żądnych wykreowywania wartości. Płynące na fali tych kompleksów tendencje miały także swe pozytywy, ponieważ przyczyniały się do kreowania wartości w ówczesnych warunkach nieosiągalnych. Niekiedy jednak „skłonność do przeskoczenia siebie” podkreślała tylko prowincjonalny charakter ośrodka. Aktualnie kompleks ten – zdaje się – nieco już stępiał, a to stąd, że aktualny rozrząd środków wspierających – co widoczne w całym kraju – dokonuje się już na innych, również pozapaństwowych zasadach finansowania, w oparciu o różnoraki sponsorat i zaangażowanie mediów. Ponieważ zaś i współczesny mecenat i media są zainteresowane angażowaniem swych środków w przedsięwzięcia głównie popularne i rozrywkowe (najczęściej przynoszące tzw. szmal), powodzenia czy niepowodzenia w tej mierze raczej nie odkładają się w środowiskowej psyche i nie rzutują na kompleks, współokreślający charakter tożsamości. Bo i wartościami w nowych czasach przynoszącymi profit są prócz wielorakich kwalifikacji – siła przebicia, przedsiębiorczość, elastyczność i zaradność. Znamieniem elbląskiej (tzn. nie tylko elbląskiej) współczesności jest aktualny wzrost znaczenia takich właśnie cnót, stanowiących o sukcesach.

Jednym z podstawowych rysów środowiskowej tożsamości była wyraźna już w latach pięćdziesiątych, oczywista i wielokrotnie zaświadczana na łamach prasy, przewaga myślenia politechnicznego i technicznego, industrialnego i konstruktywistycznego, otwartego ku zmianom cywilizacyjnym w świecie nad wrażliwością humanistyczną. To oczywiste, ponieważ Elbląg był nade wszystko ośrodkiem przemysłowym – i to wysokiej rangi, ze względu na wysoki potencjał techniczny Zakładów Mechanicznych, wyspecjalizowanych w produkcji turbin wysokiej mocy i kooperujący ze znaczącymi firmami kraju i świata. I oczywiście ze względu na ukierunkowanie produkcyjne wielu innych zakładów przemysłowych, bo przecież Elbląg w ogóle żył przemysłem. Znaczniejszy wpływ na środowiskowe życie poczęli wywierać działacze, związani z kadrą techniczną Zamechu, gdy ułożyskowali swoją działalność organizatorzy obchodów 1954 r. Ludzie ci dali o sobie znać wkrótce po przemianach październikowych w r. 1956. Ich polem działania były modne wówczas, a otwarte ku nowym prądom w sztuce Zachodu, kluby dyskusyjne, galerie etc. Poprzez działalność klubową Czerwonej Oberży Zamech silniej niż dotąd będzie usiłował wpływać na życie również kulturalne w Elblągu, np. podejmując inicjatywy organizacyjno-kulturalne, podnoszące modne wówczas hasło jedności sztuki i techniki. Nie poddaję tu osądowi tej technicystyczno-industrialnej futurologii, które z czasem – co wykazuje analiza historyczna – miało aż nadto komunistyczne (sięgające niegdysiejszych proletkultowskich  utopii) proweniencje i funkcje. Faktem jest jednak, iż Elbląg jako miasto wybitnie uprzemysłowione i zasobne w ludzi o ambicjach urzeczywistniania kultury, idącej z postępem i awangardowej, należał do niewielu ośrodków kraju, w którym zarówno władze przyklaskiwały temu postępowi, jak i zwyczajni zjadacze chleba przez lata byli oswajani z propozycjami o estetyce nowoczesnej. (Cdn.)

 

Ryszard Tomczyk

Fot.: Lech L. Przychodzki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*