O piekarzu Hipolicie

Bajka to szczególna, bowiem historia, którą opiszę, zdarzyła się naprawdę. Dziś już nie jest ważne, kto w tej bitwie przegrał a kto pociągiem pośpiesznym mknie dalej przez życie w bogactwie i luksusie, ważne są zasady! Pewne nieodległe czasy nauczyły tych, co nagle dorobili się kroci i majątków z niczego, że zatrudniając do swojego pomysłu ludzi najemnych, z zasady trzeba mieć ich za nic. Za nic się nie płaciło miesiącami wynagrodzenia, za nic poniewierało się ich nerwami, za nic oskarżało się ich o występki, których nie uczynili, za nic w końcu się ich wyrzucało za bramę zakładu! Dziś przyszły czasy zgoła odmienne i pyszni przedsiębiorcy często nie potrafią się odnaleźć w tych meandrach uczuć udawanych.

Hipolit był mężczyzną dobiegającym sześćdziesiątki, wartkim, hałaśliwym i dowcipnym. Do firmy państwa Nowaków-Jeziorańskich przyszedł z ulicy lecz jego chlebodawcy szybko zrozumieli, iż do piekarniczego królestwa trafił się im skarb. Hipolit całe życie był wilkiem morskim, który na stare lata osiadł na stałym lądzie. W życiu zwiedził wiele lądów, nabył też szereg cennych umiejętności. W Niemczech, w Bawarii w przerwie od szalonych przygód poszedł do szkoły zawodowej i odpowiednika naszego technikum w kierunku „technologia żywienia”. Kształcił się dalej w Cechu Rzemiosł i Przedsiębiorstw. W tej ostatniej placówce, po zdaniu egzaminu można zostać czeladnikiem, a po kilku latach praktyki i douczeniu się – mistrzem. Zaświadczenie o zaliczeniu egzaminu mistrzowskiego w Niemczech jest równoznaczne ze świadectwem dojrzałości. Miał wspaniałe papiery, talent i doświadczenie, związane z ulubionymi przez Niemców piekarniami tradycyjnymi – Stammbäcker. Dziś, kiedy trafił do Piekarni Chleba Tradycyjnego miał pokazać swój kunszt, choć stawka na jaką obie strony się zgodziły, mocno uwierała jaśniepaństwa dyrektorów – tak z zasady, bo wydawanie pieniędzy na pensje przychodziło im zawsze z wielkim trudem!

Piekarnia mieści się w Kołobrzegu i na co dzień zaopatruje kilkanaście tysięcy konsumentów z 50-tysięcznego miasta, a w sezonie urlopowym setki tysięcy kolejnych spragnionych plaży, morza ale też i jedzenia! Hipolit nie narzekał, bo lubił tę nocną bitwę ze swoimi słabościami, gdyż chorował na serce a lata współpracy z Nowakami-Jeziorańskimi zupełnie stłumiły obawy, że może mu się coś stać. Nasi nowobogaccy, którzy majątek zbili jeszcze w czasach komuny na fermentacji obornika, wtedy też nosili również inne nazwisko – Cudaki! Dziś, gdy weszli w biznes piekarniczy po przejęciu w po-okrągłostołowych zawieruchach szeregu piekarń skutkiem upadku PSS Społem – Kołobrzeg stali się piekarniczymi magnatami. Budynki, maszyny i osprzęt dzięki łapówce dla „czerwonego pająka” niskiego szczebla przeszły na własność nowych władców tego pięknego rozwijającego się kraju.

Za socjalizmu rodzina Cudaków nie politykowała a kombinowała, zaś jej niektórzy członkowie zaciągnęli się do milicji i nawet Służby Bezpieczeństwa. Dziś wszyscy zostali pozytywnie zweryfikowani a dzięki zmiany nazwiska rozpłynęli się we mgle historii.

Nowakowie-Jeziorańscy nie lubią organizować na własny koszt szkoleń, lubią gdy pracownicy sami wychodzą z założenia, że na własny koszt trzeba podnosić kwalifikacje. Uczniowie, zaczynający pracę w piekarni, wzorem przedwojennym najpierw terminowali za darmo – od funkcji pomocnika, obsługującego leciwe maszyny, umiejącego je naprawiać i ważącego surowce.

Tylko najtwardsi wytrzymywali dwunastogodzinne zmiany w nocy o bułce czy chlebie bez zapłaty przez rok, czy dwa. Hipolit miał umiejętności mistrza piekarskiego! Jako piekarz piecowy, który dotykając ciasto powinien określić, czy pieczywo będzie dobre, czy też nie – dla szefów był niezastąpiony. Każda partia mąki bowiem jest inna i do każdej trzeba dopasować recepturę. A jakość pieczywa najlepiej widać po trzech dniach od upieczenia. Jeśli chleb się kruszy, było coś nie tak. Od charakteru, czy gustu zależy też miejsce pracy. Jedni wolą wypiekać chleb, inni – bułki. Właściciele piekarni często słyszą prośby o przeniesienie do innego działu. Hipolit do nich nie należał, bowiem mistrzem w swojej klasie był na wielu frontach. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

październik 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*