O Mamie Teresie pro memoriam w 15-lecie Jej śmierci (2)

List odczytany nad grobem Mamy Teresy przez aktorkę i ziemiankę Krystynę Łubieńską:

 

Nasza Kochana Mamo, Babciu, Opiekunko, Przyjacielu, Doradco i Towarzyszu Codzienności!

Życie jest zagadką, mrocznym misterium tajemnicy i tylko dla wygody i małoduszności ośmielamy się twierdzić, że coś o nim wiemy, rozumiemy i posiadamy przepisy na jego lepsze i gorsze kreacje. Skoro tak niewiele wiemy o życiu, równie niewiele wiemy o jego „koronie istnienia” czyli człowieku. Życie każdego człowieka jest niepojętym, tajemniczym spektaklem i tylko wierzchołek tej „lodowej góry” istnienia poszczególnego staramy się opisać w kategoriach racjonalności lub irracjonalnej wiary. Twierdzimy więc, że człowiek jest wysoko zorganizowanym organizmem żywym z kosmicznym fenomenem samoświadomości, rzuconym w niepojęty wir wszechświata lub dzieckiem bożym, które swą bogobojnością i etyczną dyscypliną zaskarbia sobie „bilet do Nieba”. Jak jest de facto, nasz ograniczony poznawczo umysł nie dociecze, a wszelkie próby dociekania „głębszych sensów” i „prawd ostatecznie słusznych” pozostawmy tym, którzy pragną żyć w „ciepłej chałupce” wygodnej i naiwnej fikcji. Zatem pochylmy głowy przed tajemnicą istnienia, stawania się, przemian, przemijania, śmierci i czegoś nieuchwytnego, co przekracza ziemski horyzont wiedzy. Ona to jest już otwarta przed Tobą, nasza Droga Nieobecna, a my jedynie żałośnie i po omacku drepczemy w jej przedsionku.

Dlatego pragniemy Tobie, Mamo, Babciu, Przyjacielu, powiedzieć, że przede wszystkim Cię kochamy ponad tą otchłanią smutku, tajemnicy i nieodwracalności, która nas rozdzieliła. Kochamy Cię, bo miłość nie kalkuluje czy trafia pod wybrany adres, ani też czy jest wdzięcznie odwzajemniana. Miłość jest silniejsza niż śmierć i nie zważa na logikę życiowej ekonomii lecz raz rozpalona gaśnie, gdy wygasają jej wszystkie ogniwa. Ale też tego nie możemy być pewni, bo może być tą siłą wszechświata, która nigdy nie gaśnie, nie umiera i jest jego ostatecznym i najwyższym celem. Dlatego więc kochamy Cię teraz i zawsze, a jest to tak pewne, jak zieleń trawy, wędrówka obłoków i srebrny dysk Księżyca na nocnym niebie. Kochamy Cię, bo jest to najprostszym i najżarliwszym wyrazem Wielkiej Wspólnoty Życia, której członkowie są zawsze i wszędzie razem…

Lecz żegnając Cię tutaj, w Twej ostatniej odsłonie ziemskiej drogi, wspomnieć musimy o tym, co wiemy o Tobie, co zapadło w nasze serca i umysły, co przyniosło Ci splendor pod słońcem tej ziemi, co napełniało Cię goryczą i co było cichą, gorliwą ścieżką Twego codziennego dobroczynienia, bezinteresownego stawania po jasnej i szlachetnej stronie życia. Na pewno nie wiemy wszystkiego o Twych motywach, wartościach i celach życiowych starań i dokonań, bo zagadka człowieka nie będzie nigdy odkryta do końca, lecz na podstawie naszej wiedzy o owocach Twego życia stwierdzamy bez wahania, że byłaś człowiekiem najwyższej próby, prawym, skromnym, cierpliwym i serdecznym. W najprostszym i narzucającym się osądzie – osobą świętą, tak!

Ludzi Twego pokroju nie spotyka się często, niewielu ich stąpa po ziemi wśród tabunów zjadaczy chleba, łowców sensacji, ciułaczy grosza czy innych ludzkich form przemiany materii. Ty wyrastałaś ponad ten wielki pochód ludzkiej miernoty zmierzający jałowo do nikąd. Byłaś kimś, kogo zwykło się nazywać zacnym lub szlachetnym, a w przypadku rozgłosu wokół osoby stawiać za wzór moralnej prawości, a czasem nazywać świętym. Ty zaś wszystkie Twe duże i małe posługi czynione na rzecz potrzebujących bliźnich, przysługi koleżeńskie, wszelkie formy społecznej roboty, bezinteresownego zaangażowania w działania na rzecz wolności Ojczyzny i propagowania kultury, spełniałaś w duchu takiej skromności i bezinteresowności, że wielu głupców brało Cię za osobę naiwną. Lecz Ty taką nie byłaś, bo wiedziałaś dobrze, że tylko te czyny są coś warte, w których nie ma małodusznego zabiegania o osobiste zasługi. Byłaś solą w oku dla wszelkich pozorantów, egoistycznych komediantów i wzorem dobroci dla ludzi rozumnych i sprawiedliwych.

Ale Twe życie nie było tylko troską, służbą i wyrzeczeniem na niwie prywatnej lecz także wzorową pracą zawodową i edukacją młodzieży akademickiej. I choć to obszar Twego życia mniej nam znany, to głosy uznania kolegów i koleżanek, a także liczne, wartościowe odznaczenia państwowe i naukowe świadczą dobitnie, że byłaś wartościowym i znaczącym pracownikiem Twej uczelni. Ale to nie wszystko, gdyż oprócz szlifów zawodowych posiadałaś szczególne kwalifikacje osobiste. Twa kultura umysłu i codziennego bycia wśród ludzi stawia Cię w gronie zacnej elity polskiej inteligencji, która odchodzi w historyczny niebyt, ustępując, niestety, pola energicznie napierającemu trywialnemu chamstwu i naskórkowej kalkulatywności. Wraz z Tobą odchodzi w smugę cienia ten gatunek człowieka, który stanowił o wartości, urodzie i elegancji życia onegdaj w dorzeczu Wisły, a po odejściu którego nastanie żałosna epoka sprawnego biocyborga i wybrakowanego chama. A zatem starać się będziemy, aby zasiew Twej kultury życia, smaku lepszej jakości międzyludzkiego komunikowania i współpracy, był w nas żywy i aktywny, wbrew powszechnemu procesowi zbydlęcenia obyczajów i ludzkiego skundlenia.

Obiecujemy Ci więc, jako osobie, która przez lata oddziaływała na nas swą kulturą osobistą, że pomimo braku własnej recepty na sukces, nie wsiądziemy na „karuzelę chamstwa i pazerności” aby przysłowiowo „coś osiągnąć”, ale żyć będziemy wedle odwiecznych recept godności i przyzwoitości. Taka jest nasza idea sukcesji tej niematerialnej formy szlacheckiego etosu, który zawsze starałaś się zaszczepić w naszych sercach i umysłach. I jeśli nie zawsze, pomimo starań, święciłaś sukcesy dydaktyczne wśród najbliższych wychowanków, to teraz, po latach prób i błędów, dostrzegamy wartość Twej troski i celowość kontynuacji tradycji. Lepiej późno, niż wcale wsiąść do Arki i uchronić prawdziwie ludzkie wartości przed zalewem życiowej nikczemności i umysłowego skarlenia. Obiecujemy Ci więc, że będziemy tymi, którzy przechodzą mimo spektaklu plebejskiej miernoty przybranej w nowoczesny ancug!

Nam także wypada podkreślić tu, u kresu Twej ziemskiej drogi, że wychowałaś dobrze, bo z sercem i gorliwością, swych synów, a pozory rzekomej porażki wychowawczej, postrzegane przez kanapowych moralistów wynikają z tego, że nie znane są im oczywistości psychologiczne i realia historyczne, a takie postacie, powszechnie postrzegane jako święte, jak Paweł z Tarsu, Augustyn, Jack London, Albert Chmielowski i także Albert Schweitzer, prowadzili w młodości, delikatnie mówiąc, „światowe życie”. Wychowawcza tresura, formująca bezwolnych i pozbawionych własnego rozumu „prawomyślnych obywateli” nie umywa się pedagogicznie do procesu wpajania w umysły wartości popartych przykładem wychowawcy, które to w toku indywidualnego tempa dojrzewania i wielu niesforności popełnianych po drodze, zawsze dojdą do głosu i zaowocują. Zasiew zawsze da plon, jeśli sukcesywnie wypleni się z pola chwasty!

I choć ja, syn Antoni, nie byłem z Tobą „jednego ducha”, to jestem, w swej żarliwości poszukiwań człowieka czujnego, bezwyznaniowego mistyka, podobny do Twego oddania religii instytucjonalnej i czynienia w jej ramach wymiernego dobra. Bo przecież nie chodzi tu o kolor koszulki „drużyny wyznawców”, lecz czyny i postawy życiowe, które to wedle słów Jezusa Nazarejczyka, czyli z hebrajska „podtrzymującego przymierze”, a nie pochodzącego z Nazaretu, a brzmiących tak: „po owocach ich poznacie”, są jedynym dowodem na religijną postawę człowieka, a nie deklaratywne pozory. Bowiem z definicji wynika, iż człowiek religijny, czyli „naginający” lub „kiełznający” swą aspołeczną i egoistyczną naturę do aktów szlachetnych i bezinteresownych w imię nadrzędnych wartości, nie musi znać ilości osób boskich lub definicji teologicznych, aby w swym umyśle odczuwać moc i światłość niepojętej Siły. I choć nasze dyskusje, Mamo, często z mej strony twarde i oschłe, a nawet niegrzeczne, nie zaowocowały nigdy naszym „porozumieniem ponad podziałami”, to zapewne teraz, z perspektywy wyzwolenia od mroków bytowania w ciele, postrzegasz, że nic nas nie różniło i nie oddalało w naszych różnych drogach ku jednemu Celowi. Oby tak było, a jeśli jest inaczej, to na pewno lepiej wierzyć w Światło, niż w Nicość.

Wracając do spraw ziemskich podkreślić tu też trzeba, że Wasz, czyli Twój i Taty związek serdeczny i partnerski, zwany powszechnie małżeńskim, był dla nas przykładem miłości, wierności, zgody w małym i dużym, cierpliwości w znoszeniu niepowodzeń i cieszenia się  wszystkim jasnymi chwilami życia. Stworzona przez Was atmosfera sprzyjała naszemu poczuciu bezpieczeństwa i  bezpośredniego obcowania z kulturą partnerską i tolerancją na najwyższym poziomie międzyludzkiej harmonii. To właśnie dlatego nasze dzieciństwo było dobre, jasne i pełne czytelnych wskazań, jak dobrze być ze sobą. Dlatego też jesteśmy Ci głęboko wdzięczni za ten cenny dar mocnego fundamentu życia, za pewność i trwałość dziecięcego świata, w którym beztrosko bujaliśmy wyobraźnią, zaczytywali się w lekturach, jeździli na wspólne wakacje do Czarliny, Świbna i w Bieszczady, spędzali urocze i baśniowe Święta Bożego Narodzenia i jesienne wyprawy na grzyby. I nawet te drobne rysy w postaci rygoryzmu religijnego, któremu podlegaliśmy, jako krnąbrni chłopcy, a który to wywołał u mnie, Antoniego, moralne wątpliwości i gwałtowną reakcję kontestacji, nie zmienią faktu, że pewnie i mocno zakorzeniliśmy się w życiu na fundamencie rodzicielskiej miłości. W obliczu współczesnego egoizmu dorosłych, traktujących dzieci, jako przeszkody w realizacji swych prestiżowych i hedonistycznych celów życiowych, dzieciństwo, jakie nam ofiarowaliście ma radosny koloryt mitycznej Arkadii!

I jeszcze garść refleksji o Twych znamiennych rysach osobowości, charakteru i życiowych pasjach. A więc Twa wielka, franciszkańska miłość do „braci mniejszych” czyli zwierząt, które obecne były w Twym życiu od czasu sielskiego dzieciństwa spędzonego w ziemiańskim pałacu w towarzystwie psów, kucyków i koni, po dorosłe życie, kiedy to pod postacią „futrzanych przyjaciół”, a więc kotów: Miłka, Pumy, Felka, Funki i Gutka, psów Atosa i Freda oraz chomików, świnek morskich i papużek, towarzyszyła Ci ta domowa menażeria. Bo prawdziwa miłość realizuje się w małym i codziennym, a nie w patetycznych i pustosłownych deklaracjach. Także troska i zapał w hodowaniu niezliczonej ilości domowych kwiatów wystawia Ci wizytówkę wielkiego, bezinteresownego miłośnika piękna natury. Wielce znamienne była też Twoja serdeczna skłonność do robienia małych prezentów, przeważnie łakoci i maskotek, świadczonych zarówno dorosłym domownikom, jak i wnukom, a będących żywym wyrazem Twej miłości i łączności z nami. Zapamiętamy Ciebie także, jako osobę posługującą się szalenie eleganckim, pełnym swady i urody językiem,  wielką orędowniczkę kultury słowa i miłośniczkę rodzinnych opowieści, które po latach ubarwiania familijnych zjazdów przyoblekły się wreszcie w kształt książki wspomnieniowej, która ukaże się niebawem, wydana przez krakowskie wydawnictwo „Arcana”…

Byliśmy pewni, że doczekiwanie do jej wytęsknionej materializacji, gdyż jako pozycja niekomercyjna nie znajdowała uznania w wielu wydawnictwach, będzie dla Ciebie jednym z magnesów trzymających Cię ziemskiego padołu, pomimo chorobowych cierpień. Bo przecież Twój jasny i precyzyjny umysł, uwięziony w gasnącym ciele, miał wiele ziemskich projektów, a Twa uwaga skupiała się na życiu i troskach wielu bliskich Ci osób nawet wtedy, kiedy to Ty wymagałaś codziennej, ludzkiej troski. I tu następny przyczynek do Twego portretu, a mianowicie wielka cierpliwość i godność znoszenia udręki choroby. Wielu mogłoby się od Ciebie uczyć kultury cichego cierpienia i nie robienia ambarasu ze swej niepełnosprawności. To wielka sztuka żyć dobrze, rozdawać się szczodrze i dobrym życiem zasłużyć na dobrą śmierć…

I taka właśnie Cię spotkała, ta ostatnia odsłona życia, choć tak mu przeciwna, dla Ciebie wolna od męki agonii i do czasu odpłynięcia w przedśmiertne odrętwienie, zawsze w ciepłej łączności z bliskimi. I choć to dla nas ból, to dla Ciebie było to wyzwolenie od cierpień i upokarzającej niesamodzielności. Taką, więc Ciebie zapamiętamy – arystokratkę życia, siostrę miłosierną dla potrzebujących, odważną konspiratorkę czasów komunistycznych i  tą, która umiała tak odejść, aby nie zaciemnić swego portretu i pamięci bliskich koszmarem złego umierania. Pozostaniesz, więc w naszych sercach i pamięci, jako piękna orchidea wyrastająca ponad banalny, błotnisty staw, teatr jedynego znanego nam, a więc najlepszego ze światów. Amen.

Wrzeszcz, 29. sierpnia 2002 roku,

                                                   Synowie, Synowe, Wnuki i Przyjaciele

(Cdn.)

Foto:

1. Teresa Kozłowska w 1946 roku

2. Teresa Kozłowska rozpacza w zdewastowanej sieni pałacu w Karszewie, AD 1990

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*