Niezabliźniona rana polskiej historii – Rzeź Wołyńska

11. lipca 1943 r. we wsi Chrynów, pow. Włodzimierz Wołyński, UPA napadła na ludność polską, zgromadzoną w kościele. Wierni zostali ostrzelani z karabinu maszynowego i karabinów ręcznych. W zakrystii upowcy zastrzelili ks. Jana Kotwickiego z grupą kobiet. W kościele i przy nim podczas ucieczki zginęło około 150 Polaków… W niedzielę, 11. lipca, najpierw rzucili się na bezbronne kościoły w Łokaczach, Kisielinie, Porycku. Tam wymordowali: w Kisielinie 500 osób, a w Porycku 180 osób, a w Łokaczach jakoś się bronili z pałacu i niedużo padło osób.

Wspomnienia Józefy Wolf, z domu Zawilskiej

 

Minęły już 74 lata, lata bolesne i zmarnowane dla naszego obowiązku obrony prawdy historycznej na forum Świata, mądrego ułożenia relacji politycznych z niepodległą Ukrainą, opartych na prawdzie, która wyzwala ze złej pamięci, z poczucia krzywdy i niesprawiedliwości dziejowej, buduje nowe relacje na podłożu wspólnie przeżytej trudnej prawdy, odnawia i normalizuje relacje między narodami. Tego wszystkiego w racjonalnym i moralnie przyzwoitym wymiarze nie ma! Nasze relacja są niesymetryczne, bowiem Ukraina jest zapatrzona w swych banderowskich bohaterów, zwyczajnych ludobójców, bandytów, co dostępują teraz bez mała mitycznej sakralizacji, zaś kiedy im wypominamy kult autorów bestialskiej rzeźni naszych obywateli, wpadają w histerię i produkują żałosne konfabulacje typu: mordowali siepacze z NKWD przebrani z banderowców, Ukraińcy mordowali w odwecie za mordy AK, czy: to były tylko „przejawy wojny domowej”, nieistotne, o których należy zapomnieć dla dobra relacji współczesnych, tak! Ale my nie zapomnimy i nie zbudujemy nowych relacji na nędznym, tchórzliwym kłamstwie, które raz na zawsze oddali od siebie nasze narody, które przecież zasłużyły na pokój duchowy i wieczyste pojednanie po wiekach krwawych, odwetowych porachunków. To my możemy im przebaczać, bowiem Ukraińcy zgrzeszyli rzeziami Powstania Chmielnickiego, Batoha, Humania, Wołynia i Powstania Warszawskiego, gdzie ręka w rękę z Niemcami mordowali Polaków w ich równanej z ziemią Stolicy – Warszawie, na oczach Sowietów, przy milczeniu Aliantów! To my wyciągamy rękę na zgodę, zapewne przebaczymy, ale druga strona musi wykazać się mądrym realizmem, skruchą, przyznać do win, win bardzo ciężkich i o owe wybaczenie poprosić! Innej sytuacji nie można sobie wyobrazić, bowiem wszystkie marne półśrodki to hipokryzja, marna ugodowość, zgoda na fałsz historyczny i bagno kłamstw, zamiast fundamentu prawdy, na którym to powstaną chore, sztuczne i nieszczere, relacje międzynarodowe i niewygaszone zarzewie dalszych konfliktów, oby nie krwawych!

Nasza przeszłość była krwawa, zapiekle nienawistna od 1648 do 1947 roku, wołająca o pomstę do nieba, o opamiętanie, o wielkoduszność, rozum i pokój między naszymi narodami! I oby takie potworne historie nigdy się nie wydarzyły! Bowiem w niedzielę 11. lipca 1943 roku Ukraińcy, nacjonaliści związani z OUN-UPA, zaatakowali blisko 100 polskich wiosek i miasteczek na Wołyniu, przede wszystkim w powiatach włodzimierskim i horochowskim. Napastnicy wykorzystali fakt gromadzenia się mieszkańców tych miejscowości – mężczyzn, kobiet, dzieci, starców – w kościołach rzymskokatolickich i unickich podczas niedzielnej mszy świętej. To była kulminacja nacjonalistycznego, ukraińskiego ludobójstwa, dzień, który zapisał się w dziejach Narodu Polskiego czarną czcionką na kartach krwawej historii. W owych bezprzykładnych w okrucieństwie, bestialskich aktach zbiorowego mordu na obywatelach Polskich Kresów, zwłaszcza na Wołyniu, także na Podolu i w Galicji Wschodniej, dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA, zginęło, zamordowanych w okrutny sposób, ponad 100 tys. (niektóre oszacowania mówią nawet o 200 tys. ofiar) naszych Rodaków, w tym wiele kobiet, starców i dzieci, ludności prostej i inteligencji, tej polskiej populacji od wieków zamieszkującej w zgodzie z innymi nacjami Polskie Kresy…

Wśród ofiar rzezi byli także polscy inteligenci, czyli księża, inżynierowie agrotechnicy, nauczyciele, aptekarze, urzędnicy, czy lekarze, np. Leopold Dębski, który to mieszkał i leczył biednych ludzi w Kisielinie, a za żonę miał Ukrainkę – Anisję Czemierkin. Mimo, że był dobrodziejem wielu Ukraińców, to i on i jego żona zostali brutalnie zamordowani. Dziś jego wnuk, znany kompozytor i skrzypek jazzowy, Krzesimir Dębski, tak wspomina, znane z rodzinnych przekazów, życie na Kresach przed wojną: „Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Czesi żyli tam przez lata razem, pomagali sobie, bawili się razem, nie było wrogości. We wspomnieniach rodziców Kisielin był dostatnim, kolorowym miasteczkiem, wielokulturowym, ze sklepami, piekarniami, apteką, trzema świątyniami różnych wyznań. Były chóry, teatr amatorski, zabawy taneczne. Ludzie potrójnie obchodzili święta. Nie było konfliktów. Nacjonalizm przyszedł z Galicji. W czasie II wojny, w sytuacji ekstremalnego zagrożenia, w ludziach obudziły się najgorsze instynkty…”. Miejmy zatem pełną świadomość, że to nie stare, złe relacje, dawne, obudzone przez wojną animozje, ale „zaraza” banderowskiego nacjonalizmu zaczadziła Ukraińcom umysły i stworzyła klimat do nie znanych światu potwornych, bestialskich zbrodni na z dawien dawna żyjących w zgodzie sąsiadach. Nasze domaganie się sprawiedliwości dziejowej, a także historycznego i prawnego osądzenia inspiratorów i wykonawców potwornych zbrodni, nie dotyczy całego narodu ukraińskiego, ale zbrodniarzy, dowódców z  OUN-UPA i wykonawców ich zbrodniczej idei czystki etnicznej!

Nie zabliźniły się do końca rany w ludzkich sercach, a żyją jeszcze ci, co pamiętają straszliwe mordy nacjonalistów ukraińskich, często sąsiadów, nawet krewnych i powinowatych, na  Wołyniu i Podolu. Ta pamięć i ból świadków zobowiązuje, zobowiązuje nie tylko do wspierania ofiar, ale także historycznego i prawnego napiętnowania katów. Pamiętajmy także o tym, że dodatkową udręką ocalałych z owego Holokaustu jest nieukojona świadomość, że szczątki najbliższych im ludzi, pozostawione najczęściej bez chrześcijańskiego pochówku, w obliczu nakazu ratowania własnego życia i ucieczki przed mordercami, spoczywają do dziś w tysiącach bezimiennych mogił, zazwyczaj poza cmentarzami, bez krzyża, co dla ich żyjących bliskich jest pohańbieniem pamięci bliskich, ofiar Holokaustu. Nie wypełniwszy obowiązku pogrzebania szczątków bliskich, ci, co przeżyli piekło „czerwonych nocy”, przekazują go jako swój testament wnukom i prawnukom, także nam – Polakom! Nie zawiedźmy ich oczekiwań, poczujmy się zobowiązani! (Cdn.)

 

Antoni Kozłowski vel Wilk Miejski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*