Na Ukrainie już się nami znudzili?

Polska jak długa i szeroka zalana została ławicą Ukraińców. Płyną te rzeki ludzkie, oczekujące raju wyśnionego. Czystych ulic, autobusów, które się nie spóźniają, parków, gdzie można posiedzieć kiedy na dworze jest ładna pogoda. Świecących latarni, kierowców, co w większości jeżdżą bez dodatkowego wspomagania oraz mężów i żon, nie leżących w upojeniu pod płotem.

Ukraińcy, by tu przyjechać, muszą załatwić sobie szereg pozwoleń, wizę i również pozwolenie od przyszłego pracodawcy. Najczęściej ich przyszłym pracodawcą jest ukraińska agencja pracy tymczasowej, zatrudniająca przybyszów zza wschodniej granicy na umowę-zlecenie. Ukraińcy, których poznałem, są zatrudnieni u polskiego pracodawcy na dłużej, tj. np. na okres dwóch lat (to ci lepsi, bo są chronieni polskim prawem i polskim socjalem) i ci, którzy są tu czasowo, wykonują swoją pracę i muszą wracać do siebie, by po raz kolejny starać się o wizę – co kosztuje około 150 dolarów – jak i starać się o pozwolenie o pracę, kosztujące podobnie. Pojawienie się obcokrajowców dla mnie, osoby pracującej jednak w polskim środowisku, było szokującym zdarzeniem, bowiem ta lawina wypchnęła mnie z pozycji w przedsiębiorstwie zajmowanej, doprowadziła do zmiany stosunków w firmie – a w konsekwencji do mobbingu i mojego odejścia.

Czy Ukraińcy zabierają Polakom pracę? Na tak zadane pytanie można udzielić wielu odpowiedzi, bowiem Ukraińcy są pracownikami zatrudnianymi równolegle, bardzo korzystnymi dla polskich (i nie tylko pracodawców), godzącymi się również z wielką ochotą na pracę w nadgodzinach, soboty, niedziele i święta. Dla tak słabej pozycji polskiego pracownika na rynku pracy, otoczonego skrajnie niekorzystnym Kodeksem Pracy, ukraińska migracja zarobkowa nie była niczym dobrym. Ukraińcy tu są, tego nie zmienimy, musimy to zaakceptować i próbować żyć, jak żyliśmy dotychczas. Ukraińcy nie są zbyt wylewni w kontaktach z Polakami. Wyczuwam u nich dużą nieufność do polskich pracowników ale wprost przeciwnie, jeśli chodzi o przełożonych i osoby decyzyjne. Krótko – osoby, pochodzenia ukraińskiego, z którymi pracuję, dla szefa są ludźmi bardzo wygodnymi (mają identyczne płace jak Polacy). W konfliktach stają za sobą i donoszą na swoich polskich kolegów, zaś przy szukaniu miejsca pracy starają się znaleźć to lepsze i lżejsze. To samo dotyczy przywilejów, związanych z nadgodzinami i pracą w nocy. Ukraińcy potrafią przeforsować wszystko pod siebie.

Podczas moich obserwacji nie dostrzegłem wrogości wobec gości naszej ojczyzny, co przeczy utartym stereotypom o polskim zacietrzewieniu. Ukraińskie kobiety, przyjeżdżając tu zostawiają w domu problemy. Mężowie piją, są bezrobotni, siedzą w więzieniu… Związek z Polakiem to furtka do lepszego życia. Wielokrotnie rozmawiałem z nimi na różne tematy, ale na tematy polityczne rozmawiać nie chcą, podobnie rzecz się ma wobec tak ważnej dla Polaków sprawy, jak Rzeź Wołyńska. To bardzo wygodna poza ludzi, co otwarcie proszą o naszą pomoc a w jednym przypadku nawet twierdzą, że ulica ukraińska bardzo by chciała powrotu pod polskie panowanie, polską administrację i polski system socjalny. Problem pozostaje ten sam – Polacy już tam byli i życie obok siebie skończyło się ze strony ukraińskich chłopów aktami ludobójstwa w nieznanych dotąd rozmiarach.

Myślę, że nie wchodzi się do tej samej rzeki a na indagacje prezydenta Federacji Rosyjskiej, Władimira Putina, nt. ewentualnego rozbioru Ukrainy, można odpowiedzieć tylko: Nie!

(…) Po II wojnie światowej Ukrainie podarowano część terytorium. Część odcięto od Polski, część od Węgier. Jakim miastem był Lwów, jeśli nie polskim? W zamian Polsce dodano ziemie, wypędziwszy Niemców z kilku wschodnich regionów. Można ich o to zapytać, są tam organizacje, zrzeszające wypędzonych. Nie chcę oceniać, czy postąpiono dobrze, czy źle. Ale tak postąpiono (…)”.

Lwów, zima 1935

Polska polityka zagraniczna na kierunku wschodnim stawia na Ukrainę. Idziemy na kurs kolizyjny z Federacją Rosyjską i Władimirem Putinem. Ukraina jest Polsce potrzebna jako ewentualny bufor w stosunkach z Rosją – to narracja powtarzana jak mantra. Podobno Rosja aż się pali, by zdobyć nasze terytorium i utrzymywać nasze rozsprzedane majątki i resztki, zastawione hipotecznie u cwanego lichwiarza. Polska dziś to łakomy kąsek, ale dla ślepego i szalonego… Czy nie widzimy, że wszyscy nasi niby-sojusznicy tylko nas oszukują? (Cdn.)

Roman Boryczko,

listopad 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*