Mirosława Kaczmarka trzeci powrót wierszy

 

I .  ((s) przeciw cyfrom)

 

świat zwariował od cyfr

rzekomo są ważne

 

liczą się i się liczą

bezlik tych operacji

 

słowa i nuty

odsuwają  w nieistotność

 

jest mi z nimi nie po kolei

beznadziejnie się przeliczam

 

nie pachną bzem

nie szumią ogrodem

 

w swoim porządku mają okrutną hierarchię

od pierwszej do ostatniej

 

nawet do historii idą

jedna za drugą

 

nic po nich i przed nimi nic

na wyjątki nie ma co liczyć

 

 

II.    (Finis Rei Publicae)

 

w dziurawym worku

z którego wycieka historia

pozostały spalone cerkwie

 

i Jezu Kryst pozostał

o brzasku rosi łzami

ścieżki niezapominajki

 

odwiedzając  bukowe cmentarze

zapisane mchem

płyty nagrobne i napolne  

 

lecząc stopami rany wysiedleń

zasypuje okopy w lasach

lipa z olchą już zakończyły swary

 

w niepamięć odchodzi groza sotni

nową orzeł  tworzy

na przysłupie  w Beniowej 

 

nic już to nuci wiatr

sianokosom łąk złocistych

nic już to

 

 

III.    (zasypianie, deszcz i inne)

 

nocnie nad nami

kres 

podniebnych wagabundów

na parapecie poranka

 

nocnie między nami

pragnienia

strącone w niepewność 

nieprzebudzonych westchnień

 

nocnie

na marach marzeń

stąpających w kruchość

zaniedbanych starań

 

w bezgłosie wszechogarniającym

lichszym od powiewu zwątpienia

odlatujących zmysłów 

w ciszę w ciszę

 

 

 IV.    (się w krótkich spodenkach)

 

liczyło się obłoki niebieskie

przeskakując lilie wodne

 

liczyło się na łut szczęścia

ściskając kolorowe kuleczki

 

grały nad nami gwiazdy

mgła unosiła rzekę

 

kroki stawiały się same

przy dźwiękach księżycowego fortepianu

 

aż stanęliśmy przy starym płocie

gdzie licho wygrywa w pytania 

 

kto zapłacze po nas

gdy zetrze się ostatnia kostka do gry

 

kto szepnie magiczne zaklęcie

zatrzaskując pudełko z życzeniami

 

uciekło coś nieodwołalnie

a księżyc już tylko świecił 

 

 

V.   (niezależny serwis informacyjny)

  

jaskółki nisko latają

nucąc

poranne wiadomości

 

 

VI.   (ogród zaprzeszły)

 

pamiętam ogród zarosły tajemnicą

sekretne miejsca letnich zauroczeń

dłonie pełne truskawek

zapachy życia i pierwsze słowa

 

pamiętam leśną woń poziomek

wymuskanych niewinnie z krzewów

przyrastających do drewnianej chatki

z niewielkim oknem na świat

 

w ustach czuję do dziś

głaskane wiatrem dzieciństwo

w kosztowanych czereśniach 

wszystko odwiecznie niedawne

 

a  zmierzch zapada coraz wyraźniej 

o nim nie zdążę napisać

pewnej deszczowej jesieni

czy zabiorę tam zapachy życia?

 

 

VII.   (zbyt stylowo odchodzisz)

 

za zasłoną stylu

ukrywasz płochliwe pragnienia

zbyt nieśmiałe

aby podejść bliżej

 

za zasłoną rozsądku

namiętności zasnęły

kamienną otchłanią

przykryte tablicami

 

za zasłoną sensu

cichniesz na wieki

nie posmakowawszy

księżycowego pyłu

 

może nie pozostało nic

ponad zachwycenie

słoneczną jaskrawością

twojego uśmiechu

 

  

VIII.   (sierpniowo – wrześniowo)

 

wracam w Połoniny z nich nie wracam

zawsze z tym kłopot dość już boli

w dolinę Sanu ruszę bukowskim pasmem

trawy tam pachną Polską zapomnianą

 

rozścielone posłania łąk jesiennieją 

w złotych barwach aż do pierwszych śniegów

buki pod Krzemieńcem od słońca oślepły

może lato nie przejdzie na słowacką stronę

 

na Wetlinie za Rohem strzygą uszami konie

dwa księżycowe na popasie sierpniowo wrześniowe 

poniosą nad obłoki Jędrka Połoninę

dziś niebo dla zbójników ukradkiem otworzą

 

zamglone zbocza odkrywają sekrety

niepokornie powracającym wędrowcom

biesów i czadów przepis na wieczność

jutro będzie wczoraj a dziś to właśnie jutro

 

                                        *obiecane, zaklepane, Dalekiej…

 

 

IX.   (fotelowa przyszłość)

 

zapadają wizje jesienną nostalgią

ścielą łoża satyną nadzieje

cichną wieczory w fotelu

cieplejsze szarości odcienie 

 

lepsze jutra były noce niezgorsze

drugą strofę przygasają świece

zapalałem  je tobie choć sobie

odkrywam dziś bez rumieńca

ptaki malujące zakochania na niebie

zauważył ktoś inny niebywałe przed laty

para z ławki obok wstępująca w siebie

serce zapałało uśmiecham się już nie ty

 

nie żałuję srebrnych barw na obrazach

w liniach dłoni na skroniach może nieco zdziwiony

opisuję zachwytem ten sam pejzaż od nowa

co utrwalał dzieciństwo na sztalugach w stołowym

 

  

X.   (Frak Marka Gałązki)

 

zajaskrawiła polana Panie Marku

pomyślałbyś –  tak samo uwierzymy 

przymierzyłem z wahaniem Twój stary frak

kupiony przed laty na flomarku

 

to już kilka niezmartwionych wiosen

zatopionych w Łaźnej Strudze smutków

Ja wiem Nie  uciekniesz w sen

w Nocnym mieście O po raz 33

 

Bezduszce odrosły skrzydła i powróciły słowa

których Bóg nie będzie chciał zniszczyć

Litewski Anioł podtrzyma nasz ogień

Zakryje oczy choć jeszcze nie dziś

 

                 Markowi – w podzięce za czar piosenek

 

Mirosław Kaczmarek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*