Michał Kołodziejczak – rolniczy samograj (2)

Michał Kołodziejczak jak samograj miesza narodowe interesy z retoryką skrajnie lewicową. Wygraża pięścią amerykańskiej ambasadzie, na demonstracjach puszcza Rotę, krzyczy, że mamy natychmiast przestać wspierać Ukraińców, ale i opowiada o oddolnym zrzeszaniu się w rolnicze kooperatywy i spółdzielnie oraz, że nie obchodzi go, kto z kim sypia – co jest szokujące jak na przedstawiciela katolickiej wsi. Kołodziejczak był członkiem Prawa i Sprawiedliwości, co powinno go dyskwalifikować jako mało wiarygodnego, ale w Polsce jak widać przechodzi wszystko. Z partii „niby” został usunięty, ale swym zachowaniem robi rządowi więcej dobrego niż złego. Paradoksalnie rolnicze protesty pomagają partii Jarosława Kaczyńskiego, bowiem konsolidując wokół PiS-u rolniczy elektorat, odbierają tlen Polskiemu Stronnictwu Ludowemu.

Michał Kołodziejczak krzyczy o repolonizacji rynku skupu, oddanego w ręce konsorcjów spółdzielczych. Rząd pewnie rozumie to inaczej. Minęły już dwa lata „dobrej zmiany”, a nie stworzono nawet ustawy o budowie krajowego holdingu, jako przeciwwagi monopolu zagranicznego i zmowy cenowej. Dziś produkty z krajów Europy Zachodniej są sprzedawane w Polsce jako polskie – np. ziemniaki, ogórki, pomidory, cebula. A są to ziemniaki z Egiptu, Grecji, Hiszpanii, Francji, Niemiec czy Belgii. Ceny na skupach są wręcz bandyckie – dochodzi nawet do sytuacji, gdzie plantatorzy proszą o zabieranie za darmo swych płodów. W sklepie i na straganie półkilogramowa wytłoczka malin kosztuje od siedmiu do nawet kilkunastu złotych. Ceny skupu na owoce i warzywa są nawet dziesięć razy niższe niż detaliczne. Za kilogram malin rolnik dostanie najwyżej 1,5 zł. Za tyle samo czarnej porzeczki – 30 groszy. Za wiśnię – złotówkę. Ziemniaki i czerwoną kapustę sprzeda za 30 groszy, białą za 10-15. Odliczając płacę zbieracza, amortyzację sprzętu, benzynę, prąd, wodę i podatki – w kieszeni rolnika zostaje niewiele, lub wręcz wchodzi on na minus. Zarabia, ku uciesze polskich urzędników, zapatrzonych w Unię Europejską i sprzężonych z polityką Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, globalny pośrednik i wielkie sieci marketów – kolejno pod względem popularności: Biedronka, Lidl, Kaufland, Auchan i Tesco.

Do Kołodziejczaka lgną wszyscy niezadowoleni. Producenci owoców, trzody chlewnej. Nawet ci, którzy nie chcą powstania Centralnego Portu Komunikacyjnego. Polscy rolnicy, zachęcani do brania dotacji unijnych, kupowali drogi sprzęt wierząc, że Bruksela z całego serca wspiera rodzimych wytwórców. Rządy PO-PSL zachęcały naszych cwanych plantatorów do krętactwa. Grupy producenckie – wystarczyło pięciu rolników, żeby dostać dofinansowania rzędu 75-90% proc. Wielu „gospodarnych inaczej” sprzedawało sobie nawzajem własne samochody, wystawiali faktury, a potem dzielili się zyskiem. Do obrotu dodawany był finansowany przez państwo bonus, 5-10 proc. I – niestety – w efekcie powstawały także i zmowy. Bywało, że grupy obracały towarami między sobą, za każdym razem kasując od państwa te 5-10 proc.

Jaki był tego efekt? Wielu rolników zostało oszukanych przez ludzi, którzy uzyskali od nich i od państwa fundusze, a potem z nimi zniknęli. Minęły lata i okazało się, że ci sami wytwórcy mają nóż na gardle i niespłacone kredyty. Jeszcze kilka lat temu ścigali się z konkurencją zza miedzy, zamiast patrzeć szerzej – na europejskiego rolnika. Dziś naprędce muszą się uczyć współpracy, bo zginą. (Cdn.)

Roman Boryczko,

 lipiec 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*