Marsz Niepodległości, „strachy na lachy” i wojna o semantykę

Beskid Niski. Niedziela, 11. listopada. Dzień piękny, słoneczny. Właśnie wróciłem z lasu – gdzieś na granicy Nowicy i Leszczyn. Chata z bali, za oknem już ciemno. W domu mojego sąsiada (a zarazem gospodarza), Artura jest przytulnie. Zaparzyłem herbatę i złapałem jedną kreseczkę zasięgu. Dzwoni moja żona, jest właśnie na Marszu Niepodległości przy rondzie Waszyngtona. Wspaniała, podniosła atmosfera. Dużo, nawet bardzo dużo – jak twierdzi Dominika – starszych ludzi, rodzin z dziećmi. Moja córa jest zachwycona. Kiedyś może opowie swoim dzieciom, że brała udział w obchodach setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę. Wieczorem „odpalam” Internet. Ktoś ze znajomych mojej żony umieścił w kontekście „Marszu” zdjęcie z jakieś manifestacji ONR (nie związanej z marszem tegorocznym) a obok historyczną fotografię z nazistowskiej parady – swastyki, wrony, runy SS. Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to stan umysłów ludzi, posuwających się do takich manipulacji, takich prowokacji. Druga dotyczy tego, komu zależy, aby taki przekaz na temat tak szczególnego – w związku z datą – narodowego święta, celebrowanego w sercu stolicy mojego kraju, poszedł w Świat? I wreszcie trzecia, ostatnia refleksja, że z jakichś względów moja rodzina, moi przyjaciele, znajomi, świętujący w ten dzień, są zestawiani z wyznawcami zbrodniczej ideologii. A wszystko dlatego, iż organizatorami owego marszu są środowiska, określane jako „radykalnie  narodowe” – co samo w sobie ma już budzić trwogę i przerażenie.

Szczerze mówiąc, nawet nie przeszło mi przez myśl, by sympatyzować z organizacjami typu ONR czy Młodzież Wszechpolska; mówiąc kolokwialnie nie jest to – nie była, nie będzie – nigdy moja bajka. Inaczej pojmuję patriotyzm. Niemniej każdy, kto jest za wolnością słowa, musi się zgodzić na funkcjonowanie w przestrzeni publicznej postaw, które nie są tożsame z jego poglądem. Tak funkcjonuje społeczeństwo pluralistyczne, tak działa demokracja. Oczywiście pod warunkiem, iż te działania są zgodne z obowiązującym prawem. Jeżeli natomiast mamy podstawy twierdzić, że ktoś propaguje nazizm, to należy niezwłocznie powiadomić o tym organy ścigania, podobnie jak w przypadku, gdy posiadamy dowody na to, iż ktoś dopuścił się czynu pedofilskiego. Nazywanie kogoś „nazistą” czy „pedofilem” według własnego widzimisię, bezpodstawnie, tylko dlatego, by go zdyskredytować, jest naruszeniem jego dóbr osobistych. I na nic tu się zdają zestawienia fotografii marszów, organizowanych dzisiaj przez ONR z pochodami nazistów w III Rzeszy. Analogia jest przekłamana i całkowicie nieuprawniona. Na tej samej zasadzie są osoby (poznałem osobiście), którym harcerstwo kojarzy się z indoktrynacją – wychowywaniem dzieci w duchu nacjonalistycznym, w domyśle „faszystowskim”. Harcerstwo to też przecież „Ojczyzna”, etos patriotyczny, mundury, sztandary, obozy, musztra, zasady, itd. To nie kolorowe „róbta co chceta”. Nikomu nie można oczywiście zabronić skojarzeń, ale też nie można wymagać, aby dowolne skojarzenia stawały się faktami. Są środowiska, dla których Marsz Niepodległości jest marszem „faszystów”, Polskę zalewa „brunatna fala” a wszystko zmierza w stronę „frankistowskiej Hiszpanii” itp., itd.  Ludzi ci twierdzą, że kieruje nimi daleko idąca przezorność, a odpalone na ul. Marszałkowskiej race A.D. 2018, mogą być zalążkiem „kryształowej nocy”. Bać się, śmiać czy płakać?

I tu pozwolę sobie na dygresję. Na wszystkich szczeblach edukacji wmawia się nam, iż systemy totalitarne jak „nazizm” czy „komunizm”, zostały wykreowane poprzez oddolne niezadowolenia mas. To sfrustrowani robotnicy, słuchający po piwiarniach kaprala z czasów I wojny światowej, w przeciągu zaledwie kilku lat przejęli władzę w państwie, zmuszając profesorów na wyższych niemieckich uczelniach, by witali się na uniwersyteckich korytarzach nazistowskim pozdrowieniem „Sieg Heil”. Takie obrazki serwuje nam  kultura masowa, jak chociażby w filmie Boba Fosse „Kabaret” – skądinąd filmie bardzo dobrym od strony artystycznej. Tak czy inaczej, jest to sprytny zabieg znieczulający „większość” na poszukiwanie głębszych przyczyn zjawisk. Tak naprawdę, wszelka skrajna ekstrema jest marginesem, a jeżeli sięga po realną władzę, to zawsze są to działania inicjowane odgórnie. Tak jest obecnie z „Państwem Daesch”, ISIS i całym sponsorowanym „terroryzmem islamskim”. I nic mnie nie przekona, że jest inaczej. Hitler nigdy nie doszedłby do władzy, gdyby nie było to zgodne z interesem elit, gdyby nie konszachty wielkiej finansjery i wsparcie lobby przemysłowego – również zza oceanu. (http://www.prisonplanet.pl/polityka/wall_street_i_dojscie_do,p1923652709). Podobnie jak Lenin nie byłby w stanie przejąć władzy w Rosji bez wsparcia „pruskiego złota” i niemieckiego wywiadu. Skrajne ideologie są tylko pretekstem – nigdy powodem. I można kpić, używając terminologii „teoria spiskowa” na opis mechanizmów realnie kreujących splot rzeczywistości politycznej i ekonomicznej.

Jeśli natomiast chodzi o straszenie (od)rodzeniem się „polskiego nacjonalizmu” – co spędza sen z powiek brukselskim biurokratom i rodzimym „obrońcom  demokracji”, to intencje stojące za uprawianiem takiej retoryki są aż nadto czytelne, wręcz oczywiste. Ostatecznym celem takiej „polityki” ma być wmówienie Polakom, że  każda forma, każdy przejawy patriotyzmu – przywiązanie do takich wartości jak tradycja (nawet szeroko rozumiana), rodzina, naród, wiara czy Ojczyzna, jest tak naprawdę, mniej lub bardziej zakamuflowaną formą „nacjonalizmu”, czyli krypto-faszyzmem, a jeszcze lepiej – nazizmem.

Takiej pedagogiki nie mogą oczywiście uprawiać ludzie, mający jakiekolwiek zręby wiedzy i resztki przyzwoitości. To mogą robić tylko jednostki skrajnie głupie lub  działające na zlecenie. Smutne jest tłumaczenie osobom, które ukończyły jakąkolwiek szkołę (nie mówiąc o naciąganiu podatnika na studia wyższe), znaczenie  słowa „nazizm” czy „nazista”. Najprawdopodobniej  etymologia słowa „nazista” (Nazi) ma dłuższą historię niż NSDAP, niemniej Nazi jako „narodowy socjalista” pochodzi od pierwszego członu w nazwie Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei.

Teraz należy właściwie tylko uzmysłowić – jak mawiał Herbert – „manipulatorom, intelektualnym oszustom i ludziom złej woli”, czym była NSDAP i do czego się odwoływała. Jednym z najistotniejszych filarów ideologicznych tej formacji był Volkizm. „Filozofia”, łącząca neopogańskie, pangermańskie mity (m.in. o pochodzeniu Ariów), tajemną wiedzę okultystyczną, astrologię i pseudonaukowe teorie rasistowskie o „rasach wyższych”, rasie panów i „rasach niższych” – niewolników czy wręcz podludzi, zrównanych w swych prawach ze zwierzętami. Jak wiadomo, Polacy, a ogólnie Słowianie, zostali zakwalifikowani jako „rasa niższa”, niewolnicy. W kontekście tej wiedzy ciężko jest zrozumieć jak osoby przytomne na umyśle mogą szastać na prawo i lewo inwektywami „nazista”, „naziści” czy „nazistowski” – i to w odniesieniu do innych Polaków.  Historycznie byliśmy jedynym narodem Europy, który stawiał tak zaciekły opór w czasie napaści niemieckiej, a w czasie okupacji płacił ogromną cenę za działalność konspiracyjną, dywersyjną i sabotażową. Pokłosiem walki Polaków z nazistami był zniszczony kraj i zdziesiątkowana elita narodu. Czuję się zażenowany, pisząc takie oczywistości, ale można powiedzieć, że jakakolwiek forma polskiej myśli narodowej czy niepodległościowej, polskiego patriotyzmu, z samego założenia koliduje z „filozofią nazistowską”. Są to postawy kategorycznie się wykluczające. Nawet na gruncie wyznawanej przez większość Polaków wiary katolickiej porównania są absurdem. Ideologia nazistowska traktowała przecież chrześcijaństwo jako „religię dla słabych”. Jak deklarował sam Hitler: chrześcijaństwo jest godnym pogardy zagrożeniem dla „ducha” niemieckiego  narodowego  socjalizmu.

Jestem w stanie zrozumieć najgłębszą niechęć do czyiś poglądów społecznych czy politycznych. Jednak paradoks tej sytuacji polega na tym, iż ludzie pomawiający innych o „nazizm”, sami stosują Goebbelsowskie metody. Nazistowski specjalista od czarnego PR doskonale wiedział, że kłamstwo mozolnie powtarzane w kółko staje się w końcu prawdą. Na podobnej zasadzie opierała się leninowska propaganda – aby każdego przeciwnika politycznego nazywać „faszystą”. Tak też dzisiaj, różnej maści „wolnościowcy”, mantrujący  w kółko o „rodzącym się faszyzmie”, nakładają odium na ludzi, nie mających niczego wspólnego z tą ideologią. Na normalnych, zwykłych Polaków, ciężko pracujących, przywiązanych od swojego kraju, tradycji oraz  dumnych w jakiś sposób ze swojej Ojczyzny, z naszej wspólnej historii. Jeżeli natomiast dzisiaj coś nam realnie zagraża jako społeczeństwu, to na pewno nie są to odpalane na „Marszu” race. Śmiertelnym zagrożeniem są ludzie, odwracający znaczenia pojęć, przekłamujący historię oraz kontynuujący w pewnych aspektach  politykę III Rzeszy w stosunku do Polski i Polaków. Oddajmy więc na koniec głos prawdziwym nazistom. Dla nie-niemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć szkoły wyższego typu niż czteroklasowa szkoła ludowa. Zadaniem takiej szkoły ludowej ma być tylko: proste liczenie najwyżej do 500, pisanie nazwiska, nauka, że przykazaniem boskim jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność. (Heinrich Himmler) [i]

Opinia Führera o Polakach jest miażdżąca. Bardziej zwierzęta niż ludzie, całkiem tępi, bez wyrazu. Obok nich warstwa rządząca, będąca przynajmniej produktem mieszaniny klas niższych z aryjską rasą panów. Brud Polaków jest wprost niewyobrażalny. Również ich zdolność dokonywania ocen jest równa zeru. (Joseph Goebbels) [ii]. I skąd my znamy dzisiaj podobną retorykę…

 

Jakub Pańków

Źródła:

[i] Kazimierz Leszczyński, Okupacja hitlerowska w Polsce, Warszawa, Wyd. Polonia, 1961

[ii] Dzienniki (1923–1945),  tłum. i oprac. Eugeniusz Cezary Król, wyd. Świat Książki, Warszawa 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*